Przyjaciel zamordowanego malarza chciał przekazać Warszawie kolekcję jego 50 obrazów. – Mógłbym je sprzedać indywidualnym klientom, ale wolę, żeby były zgromadzone w jednym miejscu – mówi portalowi Wawalove.pl. Ale Ratusz dzieł nie chce. Skandal? Prof. Maria Poprzęcka tłumaczy, że nie do końca: taka kolekcja to bowiem często spory problem. Przede wszystkim finansowy.
Mogłoby się wydawać, że odmowa przyjęcia przez Miasto Stołeczne Warszawa oferowanej całkowicie bezpłatnie kolekcji 50 obrazów i wielu rysunków cenionego malarza, to decyzja szokująca. Przyjaciel malarza, Piotr Dmochowski, mówi w portalu Wawalove.pl: , że dzieła mógłby sprzedać indywidualnym klientom, ale nie chce rozpraszać tej unikalnej kolekcji.
“Zaoferował on przekazanie za darmo dzieł artysty Miastu Stołecznemu Warszawa. Okazuje się jednak, że miasto ich nie chce” – pisze portal. Ale w przesłanym do naszej redakcji dokumencie władze Warszawy tłumaczą, że nie tyle nie chcą, co nie mogą. I jak to często bywa, chodzi o pieniądze.
Czy jednak miasto nie powinno stanąć na głowie, żeby zatrzymać w stolicy tak cenną kolekcję? O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy prof. Marię Poprzęcką z Instytutu Historii Sztuki UW.
Historyczka sztuki nie podziela oburzenia całą sytuacją i tłumaczy, że Urząd Miasta nie jest najlepszym adresatem takiej “oferty”. – Magazynowanie, zabezpieczanie czy konserwacja takich dzieł nie leży przecież w obowiązkach Ratusza – tłumaczy prof. Poprzęcka dodając, że odpowiedzialność wobec dzieł nakazywałaby raczej podarować obrazy i rysunki odpowiedniej instytucji, np. muzeum.
Zdzisław Beksiński
Polski malarz, rzeźbiarz, fotograf, rysownik i artysta posługujący się też grafiką komputerową. Uprawiał malarstwo fantastyczne, wizjonerskie, figuratywne. Nigdy nie dawał swoim obrazom tytułów, uznając, że każdy widz może je interpretować w dowolny sposób. Znakiem rozpoznawczym jego prac były symbole, tajemnica, katastroficzna, pełna grozy atmosfera. Został zamordowany w swoim mieszkaniu w Warszawie w 2005 roku CZYTAJ WIĘCEJ
– Proszę jednak pamiętać, że warszawskim muzeom dramatycznie brakuje zarówno przestrzeni magazynowej, jak i ekspozycyjnej. Kto przyjmie te 50 obrazów, jeśli dziś każda wystawa to ogromna gimnastyka? – pyta nasza rozmówczyni. I dodaje, że przyjęcie takiego daru zawsze łączy się z wieloma obowiązkami i sporymi kosztami. Dlatego też muzea bardzo wnikliwie przyglądają się wszelkim donacjom.
Co więc powinno się zrobić z obrazami jednego z bardziej popularnych polskich malarzy? Prof. Poprzęcka sugeruje, że optymalnym (choć niekoniecznie możliwym do zrealizowania) rozwiązaniem, byłoby stworzenie fundacji opiekującej się kolekcją czy też biograficznego muzeum malarza. – Każde rozwiązanie jest kosztowne – nie kryje Poprzęcka.
Ale zdaniem historyczki sztuki w gruncie rzeczy nie ma powodów do załamywania rąk:
– Nie widzę dramatu w tym, że dzieła się rozproszą. W XX wieku wbijano nam do głowy, że miejsce sztuki jest w muzeum. Ale obrazy są dla ludzi, nie dla muzeów. Lepiej chyba, żeby prace Beksińskiego wisiały u kogoś w domu, a nie w zapomnieniu tkwiły w muzealnym magazynie – kończy prof. Poprzęcka.
W obecnej sytuacji ekonomicznej, w obliczu licznych zobowiązań nałożonych na samorząd Miasto nie może zagwarantować funduszy na przejęcie kolekcji.
Prof. Maria Poprzęcka
historyk sztuki
To nie jest bombonierka. Przyjmując taką kolekcję muzeum bierze na siebie dużą odpowiedzialność: jeśli np. podczas przeglądu konserwatorskiego okaże się, że stan obrazów jest zły, konieczna będzie ich renowacja.