Historia Moniki może wywrócić do góry nogami nasze spojrzenie nie tylko na osobę prof. Bogdana Chazana, ale również na zjawisko aborcji. Nasza rozmówczyni była w 21 tygodniu ciąży, gdy u jej dziecka wykryto poważne wady genetyczne. Lekarze z prywatnej kliniki nie dawali szans i namawiali na jak najszybszą "terminację ciąży". Stwierdzili, że dziecko jest skazane na śmierć i nie ma co się dłużej "bawić". Monika zdecydowała się zmienić opiekę na zespół prof. Bogdana Chazana. Jej córka po urodzeniu zdobyła 10 punktów w skali Apgar.
Monika: Każdy ma swoje racje, wszystko super. Ale mój przypadek może pokazać jego postać w nieco innym świetle. U mojego dziecka wykryto poważną wadę w czasie ciąży. Badanie miałam w 21 tygodniu. Moja ciąża była prowadzona początkowo w prywatnej klinice. Lekarz powiedział wprost, że z "tego dziecka już nic nie będzie" i że nie ma sensu dalej tej ciąży ciągnąć.
Bo?
Twierdził, że to strata czasu, że jestem młoda i jeszcze będę miała dzieci. Jego zdaniem nie warto było się w to dalej "bawić", bo dziecko urodzi się martwe lub umrze zaraz po porodzie. To była wada genetyczna, poważna wada rozwojowa mózgu. Aborcja byłaby jak najbardziej zgodna z prawem, bo ciążę można przerwać do 22 tygodnia. Powiedziano mi, że wręcz brakuje części mózgu, więc dziecko będzie na mur beton chore.
Jak pani zareagowała na te słowa?
Oczywiście pojawiły się łzy... Przepłakałam cały wieczór, noc i odechciało mi się wszystkiego. Każdy rodzic chce, aby jego dziecko urodziło się zdrowe. To w końcu marzenie każdej mamy. Było mi bardzo ciężko, pytałam "dlaczego ja?". Inni mają zdrowe dzieci, czemu ja mam mieć chore. Wydaje mi się że kobiety popełniają aborcje właśnie ze strachu, że sobie nie poradzą.
Lekarz niewiele mi wyjaśnił, pozostawił wiele znaków zapytania. Po tym, jak przekazał mi tę wiadomość, nie wiedziałam, czy to nie zagraża również mojemu życiu. Nie wiedziałam, czy to przeżyję, jak to dalej ma wyglądać, czy dziecko dożyje do końca ciąży, jak będzie wyglądało moje życie z chorym dzieckiem. Miałam dosłownie pięć dni na podjęcie decyzji, czy decyduję się na aborcję.
Jakie to były dni dla pani?
Nie miałam większych dylematów. To nie jest wina dziecka, że jest chore. Zabijanie go niczego tu nie zmienia. Proszę sobie wyobrazić matki dzieci, które rodzą się zdrowe, a po roku doznają jakiegoś ciężkiego wypadku. Myśli pan, że gdyby to dziecko stało się kaleką, to matka chciałaby je zabić? Ulżyłoby jej? Ja od początku traktowałam moją córkę jako swoje dziecko.
Cześć lekarzy w Warszawie namawia na aborcję, nawet gdy kobieta jej nie chce. Ja nie pozwoliłam lekarzowi zabić mojego dziecka. Nie wskazał mi, gdzie będę mogła dalej prowadzić swoją ciążę. Powiedział tylko, gdzie mogę ją przerwać. Zaczęłam na własną rękę szukać szpitala, który dałby mi pewność, że lekarze zajmą się moim dzieckiem, a nie będą chcieli się go pozbyć.
Jakie rady dawali pani bliscy i znajomi?
Chyba nikt nie odważył się dawać mi rad. Od początku byłam świadoma swojej decyzji, była ona jednoznaczna. Poza lekarzem, nikt nie mówił mi że nie warto itd. Wiedzieli, że to sprawa moja i mojego męża. Czasem bywa jednak tak, że ojciec danego dziecka wymusza na kobiecie aborcję. Faceci niekiedy nie dają rady w takich sytuacjach.
Musiałam pytać znajomych i na własną rękę szukać bezpiecznego miejsca. Trafiłam do Szpitala Św. Rodziny i na prof. Bogdana Chazana. Już do końca prowadziłam ciążę właśnie w tamtym szpitalu.
Jakie wrażenie wywarł na pani prof. Chazan?
Pierwszy kontakt z profesorem był przez telefon. Dostał do mnie numer, zadzwonił i pytał, na jakiej podstawie zalecano mi aborcję. Powiedział, abym się nie martwiła, że nic takiego nie będzie miało miejsca i że ma dla mnie najlepszego lekarza.
Czułam się tam bardzo bezpiecznie, miałam bardzo częste badania USG. Kierowano mnie też na inne badania, które miały pomóc w zapobieżeniu wystąpienia wady u mojej córki. Czułam, że jestem pod dobrą opieką, aż do samego porodu. Był on zresztą bardzo dobrze przygotowany. Na tym porodzie było obecnych chyba z dziesięć osób. Dwie położne (w tym najlepsza położna, która była dużo wcześniej umówiona na ten dzień) neonatolog, pediatra, lekarz prowadzący, lekarz dyżurny i jeszcze kilka osób. Zastanawiałam się, kto jeszcze się pojawi, zwłaszcza że był to poród naturalny. Zaopiekowali się mną na 200 proc.
Ile punktów miała pani córka po urodzeniu?
Dziesięć [śmiech]. Dziecko było jak z reklamy, aż ciężko było w to uwierzyć. Tylko dla bezpieczeństwa moja córka trafiła do inkubatora, tak na wszelki wypadek. Robili mu wszystkie badania, które kolejno pokazywały, że jest wszystko ok. Było przypuszczenie, że może nie wiedzieć, ale przyszedł specjalista i okazało się, że widzi. Podejrzewali, że może nie słyszy. Słyszało. Wszystko rozwijało się prawidłowo. Przetrzymywali ją w szpitalu jeszcze przez kilka dni, aby sprawdzić, czy na pewno wszystko jest w porządku. Ale nawet żółtaczkę poporodową przeszła lekko. Okaz zdrowia, jak rzadko.
Moje dziecko ma co prawda wadę, którą wykryli lekarze. Badania to potwierdzają, ale córka urodziła się całkiem zdrowa. Ma w tej chwili pięć lat i rozwija się prawidłowo. Lekarze oczywiście mówią teraz, że tego nie da się wytłumaczyć, zastanawiają się, jak to w ogóle jest możliwe. Powtarzają, że medycyna nie zna takiego przypadku, albo że zdarzają się niezwykle rzadko.
Takich dzieci jak moja córka jest więcej. Są wykrywane rozmaite wady, większe i mniejsze, a potem okazuje się, że dziecko rodzi się zdrowe. I jak zachować się w sytuacji, gdy lekarz namawiał na usunięcie takiego dziecka? Czy powinnam teraz oskarżyć tamtego lekarza o usiłowanie zabójstwa? Przecież zdrowych dzieci nie wolno zabijać, a ona urodziła się zdrowa.
Czy po urodzeniu córki widziała się pani z lekarzem, który namawiał panią do aborcji?
Chciałam się do niego wybrać, ale nie wiem czy zachowałabym się w odpowiedni sposób. Ciężko byłoby mieć do niego jakikolwiek szacunek. Nie byłabym w stanie go z siebie wykrzesać. Mogłabym go tylko obrazić i naubliżać, a to nie ma sensu. Chciałabym tylko, aby innych kobiet nie wprowadził w taki stan. Badania w czasie ciąży nie są gwarantem, że dziecko urodzi się takie, jak zapowiadają lekarze. Czasem wady są mniejsze, czasem inne. Niektóre dzieci mają urodzić się zdrowie, a są chore...
Osoby, które tak jak pani są wrogami aborcji, często przedstawia się jako "ciemnogród". Czy czuje się pani przedstawicielką "ciemnogrodu"? "Dewotką" itd?
A czym jest to "ciemnogrodztwo"? Jeśli ktoś od początku traktuje życie jako życie, to te określenia nie mają dla niego znaczenia. Biorąc pod uwagę, co zazwyczaj ludzie mają na myśli używając tego określenia, to nie, nie czuje się przedstawicielką ciemnogrodu. Mam szeroką wiedzę o świecie. Pasjonuję się też anatomią człowieka, poza tym lubię odkrywać inne kraje np: w aspekcie kuchni danych regionów która jak wiadomo wiele mówi o ludziach i ich historii.
Jestem też tolerancyjna we właściwym znaczeniu tego słowa tzn. kieruje się na co dzień bardzo mocno empatią i jestem w stanie zrozumieć wiele ludzkich zachowań, co nie oznacza oczywiście że wszystkie te zachowania pochwalam. Uważam zwyczajnie, że wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi, tak samo ważnymi.
A kim jest dziś dziś dla pani prof. Bogdan Chazan?
Odważnym człowiekiem. W dzisiejszych czasach wszyscy boją się przyznać do swoich poglądów, jeśli są sprzeczne z ogólnie przyjętymi normami. Wydaje mi się, że cała ta dyskusja służy temu, aby pozbawić go stanowiska. Ten szpital to łakomy kąsek, bo dzięki prof. Chazanowi świetnie prosperuje. Wiele osób chciałoby przejąć stanowisko w tym szpitalu.
Nie wiem, czy pan wie, ale prof. Chazan ze swoich własnych pieniędzy utrzymuje mogiłę dzieci nienarodzonych na cmentarzu na Służewiu i organizuje pogrzeby dla dzieci poronionych, których rodzice nie chcą pogrzebać. On traktuje te wszystkie dzieci jako ludzi, z szacunkiem.
Czy myślała pani o tym, co było, gdyby pani nie spotkała profesora Chazana?
Wolę się na ten temat nie zastanawiać. Nie wiem co będzie, gdy zabraknie takich ludzi, jak on.