
Jeden z głównych bohaterów opublikowanych w sobotę taśm postanowił przedstawić swoją wersję wydarzeń. Marek Belka przekonuje, że rozmowa była czysto hipotetyczna, ale trzeba było zasygnalizować przedstawicielowi rządu najgorsze możliwe scenariusze, by być na nie gotowym. Nie pamięta za to politycznego wątku rozmowy, dotyczącego niedopuszczenia PiS do władzy.
Oczywiście, że nie ma mowy o jakimś dealu, kontrakcie. Była to rozmowa, jak sądzę, dwóch ludzi, którzy są zatroskani różnymi przejawami życia w Polsce, i tyle. (…) Przede wszystkim ta rozmowa o kwestiach nadzwyczajnych wynikła trochę przypadkowo, dlatego że podstawową przyczyną odbycia tej rozmowy była chęć poinformowania ministra spraw wewnętrznych przeze mnie o planie modernizacji bankomatów, wreszcie o przetargu na monety w drobnych nominałach CZYTAJ WIĘCEJ
Belka przyznaje też, że mówił premierowi o zagrożeniu związanym z Amber Gold na kilka tygodni przed wybuchem afery, ale „nie oczekiwał ze strony premiera jakichkolwiek działań”. O sugestiach, że powinien podać się do dymisji, padających także z ust polityków PO mówi Markowi Balawajdrowi „Wie pan, widocznie jest nerwowo. Tylko tyle mogę powiedzieć”.
Tego akurat nie pamiętam, ale skoro takie zdanie zostało utrwalone na taśmie, to pewnie tak było. Czarnego scenariusza nie rozpatruję w kategoriach polityki, ale sytuacji finansowej. Niezależnie od tego, kto będzie rządził, powinien być przygotowany na najgorsze, nawet jeśli prawdopodobieństwo takiego rozwoju sytuacji jest minimalne. CZYTAJ WIĘCEJ
Belka zapewnia, że zmiany w ustawie o NBP to kwestie techniczne i nie zwiększają w żaden sposób uprawnień banku centralnego. Zaznacza też, że „nie może tolerować sytuacji, gdy troskę o stan państwa przedstawia się jako zamach stanu”.

