Vincent V. Severski, były szpieg i autor książek o tematyce szpiegowskiej, w rozmowie z naTemat podkreśla, że od faktu, co nagrano na taśmach PO, ważniejsze jest kto je nagrał. Emerytowany oficer wywiadu przekonuje, że politycy, którzy widują się przy jednym stoliku w tej samej restauracji, sami wystawiają się na cel służb specjalnych.
Rozmawia z nami człowiek, który w służbach specjalnych spędził prawie 30 lat. Pracował dla wywiadu PRL, a potem III RP. Ceni sobie prywatność i ukrywa się pod pseudonimem Vincent V. Severski. – Jak każdy szpieg, nie będę wypowiadał się jako osoba prywatna. W całej sprawie nie interesuje mnie to, o czym politycy rozmawiali, ale sam fakt, że zostało to udokumentowane – podkreśla nasz rozmówca.
Jak cała afera taśmowa wygląda z perspektywy człowieka, który doskonale zna służby specjalne?
Vincent V. Severski: W tym kraju wiadome jest, że politycy nie lubią służb. Od 25 lat politycy patrzą na nas tak, jakbyśmy mieli im wyrządzić krzywdę. Po sprawie Oleksego to nawet specjalnie nie dziwi, tym bardziej, że na scenie politycznej ciągle występują ci sami politycy. Brakuje elementarnego zaufania urzędników państwowych do przedstawicieli służb. To jest paranoja, że nie potrafią oni zaufać tym, którzy odpowiadają za ich bezpieczeństwo.
Teraz każdy polityk może być nagrywany?
Każdy może być nagrywany, nie tylko politycy, ale pytanie jakim kosztem? To nie jest taka prosta sprawa zrobić dobre nagranie operacyjne. Dziennikarzom wydaje się, że wystarczy do tego zwykły dyktafon. To jest duże przedsięwzięcie, w które zaangażowane jest czasami wiele osób.
Opublikowanie tych taśm to kompromitacja władz?
Oczywiście może być tysiąc powodów, dla których zrobiono te nagrania. Za nimi nie muszą stać służby specjalne. Zakładamy, że to ich robota dopóki tego nie wykluczymy. W końcu po katastrofie smoleńskiej też oficjalnie badano wątek zamachu, a niektórzy do dzisiaj w niego wierzą.
Kto może stać za nagraniami?
Na dzień dzisiejszy nie mam pojęcia, kto może stać za tymi nagraniami. Nie chciałbym także spekulować o ewentualnych motywacjach politycznych. Mam nadzieję, że zostaną rozstrzygnięte przesłanki o ingerencji z zewnątrz.
Czy sprawców podsłuchów uda się wykryć?
To zależy. Można to zrobić, jeśli podejmie się odpowiednie kroki. Państwo polskie ma potężne środki, aby to uczynić. Jednak czasem proste sytuacje są nierozwiązywalne.
Jak wygląda kulisy operacyjnego rozpracowywania polityków?
Załóżmy taką hipotetyczną sytuację. Istnieje taki kraj, który z punktu widzenia Polski jest bardzo interesujący. I w tym państwie jest knajpa, do której chodzą politycy i rozmawiają w niej o sprawach zawodowych. To wówczas rzuciłbym wszelkie środki operacyjne na to miejsce. To jest wymarzona sytuacja dla służb. Jedną z podstawowych zasad w tym zawodzie jest niespotykanie się dwa razy w tym samym miejscu. Nawet młodzi i niedoświadczeni szpiedzy o tym wiedzą. Politycy, szczególnie tacy doświadczeni, też powinni o tym wiedzieć. Jeśli byli ostrzegani przez służby, a mimo wszystko chodzili do tej samej restauracji, siadali w tych samych stolikach, to jest ich wina, że zostali podsłuchani. Mam nadzieję, że służby, które odpowiadają za bezpieczeństwo przedstawicieli władzy, wykonały swoją pracę.