Wielu dziennikarzy ostro krytykuje wizytę ABW w redakcji "Wprost". Przedstawicielom mediów nie podobają się metody działania władz: pojawiają się głosy o tłumieniu wolności słowa. Tymczasem prokuratura postanowiła odnieść się do zarzutów związanych z żądaniem wydania "taśm Platformy".
Po tym, gdy w redakcji „Wprost” pojawili się przedstawiciele ABW, na służby i władze posypały się gromy. Na Twitterze głośno komentowano działania śledczych, które zdaniem wielu przedstawicieli mediów były niezgodne z prawem. Powstał też szereg artykułów krytykujących sposób postępowania ABW.
Paweł Reszka, były dziennikarz redakcji „Wprost”, obecnie piszący dla „Tygodnika Powszechnego”, napisał, że działania śledczych to „próba zastraszania”. Reszka twierdzi, że ABW chciało dać pokaz siły, a skończyło się to „pokazem głupoty”.
Także komentator „Gazety Wyborczej” Wojciech Czuchnowski ostrzegał prokuraturę i służby, że wchodząc do redakcji „Wprost” złamią prawo. Dziennikarz w swoim komentarzu napisał, że w obliczu takich działań wszystkie redakcje powinny wykazać solidarność z tygodnikiem prowadzonym przez Sylwestra Latkowskiego.
Do tych zarzutów odniosła się prokuratura. Rzecznik prasowy prokuratury Warszawa-Praga Renata Mazur powiedziała, że nośniki elektroniczne są dowodem przestępstwa i jako takie są potrzebne prokuraturze. Dlatego też postanowiono wydać postępowanie o przeszukanie. Dla śledczych był to jedyny sposób na uzyskanie dowodu w przestępstwie, ponieważ dziennikarze odmówili dobrowolnego ich wydania.
Mazur podkreślała też, że wbrew wielu oskarżeniom wizyta agentów nie zakłóciła prac redakcji.
W międzyczasie poinformowano też, że zatrzymany został Łukasz N. – menedżer restauracji „Sowa i Przyjaciele”, który jest podejrzany w tej sprawie.
Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej Warszawa – Praga
Jak mogło to zakłócić prace? Nie było zakłócenia, tylko prośba o wydanie rzeczy. Przeszukanie jest konsekwencją odmowy. Czynności we „Wprost” nie są jedynymi. Dzisiaj przesłuchiwano dwie osoby, ministra Sienkiewicza i pana Zawadkę.