– Coś w sobie przełamałam, gdy na procesie sprawca gwałtu na mnie zaczął płakać niczym dzieciak. Wtedy zrozumiałam, że wreszcie płaci za to, że coś rozumie. Mam nadzieję, że nadal czasem płacze lub przynajmniej czuje wstyd – mówi mi Justyna. 25-latka, która postanowiła odpowiedzieć na naszą niedawną rozmowę ze skruszonym sprawcą gwałtu i uzupełnić ją o emocje, z którymi żyć muszą ofiary ludzi takich jak on.
– Myślałem wtedy, że ona chce, by to tak wyglądało. Nigdy wcześniej nie kochałem się na ostro, tylko raczej dziewczyny same dawały. Naprawdę myślałem, że tak to ma być. Dopiero jak doszedłem, to zobaczyłem, jak bardzo jest zapłakana – tak w rozmowie z naTemat niedawno wspominał swój czyn Olaf, który odsiedział wyrok za gwałt. Po publikacji tamtej rozmowy pojawiło się wiele komentarzy czytelników. Oprócz tych, którzy wprost piętnowali naszego rozmówcę, pojawiło się wielu pytających, po co w ogóle rozmawiać o takiej perspektywie gwałtu.
Jeszcze inaczej zareagowała wówczas Justyna. Dwudziestopięciolatka skontaktowała się ze mną niedługo po opublikowaniu rozmowy ze skazanym za zgwałcenie mężczyzną i wprost stwierdziła, że jeśli podjęcie tego tematu ma działać ku przestrodze, konieczna jest też szczera rozmowa o tym, co czują ofiary gwałtów. Ona dobrze o tym wie, jest jedną z nich.
Myślisz, że ktoś litował się nad historią, którą opowiedział mi Olaf?
Na pewno było wielu takich mężczyzn, a pewnie i kobiet. Bo większości gwałcicieli generalnie się współczuje. Na szafot to się ciągnie tylko jakichś totalnych popaprańców, zboczeńców, którzy polują na kobiety seryjnie, albo napadają na ulicy. A przecież większość gwałcicieli to są w zasadzie normalni ludzie. Chcemy wierzyć, że zgwałcić może tylko jakiś nieznany typ w nieodpowiednim miejscu. A gwałcą chłopacy, mężowie, sąsiad, znajomy, jakiś fajny facet z klubu.
Co czujesz myśląc o takich mężczyznach?
Powinnam powiedzieć, że obrzydzenie, ale takie emocje nie pomagają. Ważne jest, by każda dziewczyna, która coś takiego przeżyje szybko trafiła do specjalisty, który pomoże zrozumieć, że w poradzeniu sobie z tym bólem, tymi obrazami nie pomoże ani nienawiść do innych, ani obwinianie siebie.
Ty czułaś się winna, że Cię to spotkało?
Chyba każda się tak czuje. Przecież byłam w niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu i jeszcze w towarzystwie niewłaściwego mężczyzny. A powinnam zachowywać się właściwie. Każdy Ci to powie...
Chcesz opowiedzieć, jak do tego doszło?
Chciałam porozmawiać po twoim ostatnim materiale, bo moja historia wygląda podobnie do tamtej jeśli chodzi o okoliczności. Nikt mnie nie napadł na ciemnej ulicy, żaden był z niego zboczeniec. Ocknęłam się nie na bruku, a we własnym łóżku. Zakrwawionym, z trudnością otwierając opuchnięte oko i obudzona przez dosłownie rozrywający ból. Gdy próbowałam wstać, doszedł jeszcze ból w zwichniętej przez niego kostce.
Wiedziałaś już wtedy, kto Ci to zrobił?
Oczywiście, że tak. Po prostu szybko straciłam przytomność. Jak to wszystko się zaczęło niestety świetnie pamiętam do dziś. To właśnie ten sam schemat. Integracja na pierwszym roku studiów, którą była domówka u mnie. I flirt z facetem, za którym szalało sporo moich koleżanek, a on ciągnął do mnie. I tak trafiliśmy do mojego pokoju. Ja chciałam dalej niewinnie flirtować. Choćby dlatego, że miałam okres. On nie przyjął tego do wiadomości. Wstałam, by wyjść, a nagle przeleciałam przez pół pokoju na łóżko. Jak dobrał się do bielizny, to zaczął od pupy. Żeby bardziej bolało. Jak zaczęłam za bardzo krzyczeć dostałam w twarz i zaczęłam odpływać. Wtedy na dole na dobre trwała jeszcze impreza. Ocknęłam się dopiero nad ranem, jak w domu nikogo nie było. Okazało się, że on grzecznie wszystkich poprosił o wyjście w moim imieniu i nawet pomógł posprzątać.
Niewyobrażalne...
Widzisz, a dla kobiet takie sytuacje muszą być całkiem wyobrażalne. I trzeba jeszcze wiedzieć, co dalej.
Miałaś siłę, by w ogóle myśleć o czymkolwiek?
Pierwszą myślą był telefon do przyjaciółki. Potem na pogotowie. Oni tam już się zajęli sprawami z policją. Wtedy bardziej niż o siebie martwiłam się o rodziców i dlatego też chciałam, by ich powiadomiły nie jakieś służby, a moja przyjaciółka.
Nie było czasu na załamywanie się?
Był, ale przyszedł w zasadzie dzień czy dwa później. Po wszystkim czułam taki mobilizujący gniew. Nie miałam czasu myśleć o niczym innym niż o tym, by on poniósł konsekwencje. Nie ukrywałam też tego, co się stało przed nikim i wprost mówiłam, przez kogo to się stało i kiedy. Myślałam, że w parę godzin ten człowiek trafi do aresztu, a potem szybki, jasny proces i wyrok.
Nie poszło tak łatwo?
Prokurator uznał, że do aresztowania go zabrakło świadków, a na jego korzyść działał fakt, że byliśmy sami w pokoju. Nie zrobiła wrażenia obdukcja, ani jego nasienie, które łatwo pobrali. To mnie rozbiło. Do tego doszły komplikacje ze zdrowiem, bo rany w miejscach intymnych nie goją się łatwo. Po miesiącu od tego wszystkiego wróciłam na uczelnię. Kulejąca, jeszcze ze szwami na twarzy, ledwo mogąca usiedzieć przez godzinę i musiałam przebywać z nim w jednej sali. Wtedy dowiedziałam się też, że oskarżam takiego spoko chłopaka, a to ja jestem "pojebana", że akurat jemu nie chciałam się oddać. To było dopiero piekło, załamałam się na długo.
Dziś wydajesz się niesamowicie silna. Mówisz z takim spokojem nawet o dramatycznych szczegółach. Kiedy rozmawiałem z Olafem, był moment, w którym rozpłakał się niczym bóbr...
To się niesamowicie cieszę!
Dlaczego?
Bo ich łzy pomagają nam. Przynajmniej ja w sobie coś przełamałam, gdy na procesie sprawca gwałtu na mnie też zaczął płakać niczym dzieciak. Wtedy zrozumiałam, że wreszcie płaci za to, że coś rozumie. Mam nadzieję, że nadal czasem płacze lub przynajmniej czuje wstyd.
Płakał po usłyszeniu wyroku?
Właśnie chodzi o to, że przed. Na samym początku postępowania. To mnie właśnie podniosło na duchu bardzo. A po wyroku też pewnie miał powody do płaczu, bo miałam to szczęście, że nie znalazłam się w gronie tych zgwałconych kobiet, które muszą zadowolić się faktem, że sprawiedliwość jest w zawieszeniu. On spędził za kratami grubo ponad rok. Zasądzone były trzy, ale z tego co wiem, wyszedł wcześniej tylko przez jakieś problemy ze zdrowiem.
Długo zastanawiałaś się, dlaczego Ci to zrobił?
Dzięki mojej psycholożce zrozumiałam, że przede wszystkim nie mogę zastanawiać się, dlaczego ja. Za to pytanie, dlaczego on to zrobił, dlaczego w ogóle do gwałtów dochodzi jest bardzo ważne i pomaga zrozumieć, że to nie wina kobiety. Gwałciciel gwałci, bo może. Bo jest okazja, by zastosować reguły, których go nauczono. Tego się nie wynosi raczej z domu czy bezpośrednio od społeczeństwa, ale jest takie poczucie, że facet ma prawo brać, a kobieta obowiązek dawać. Ludzie czują takie odwieczne prawo.
Kobiety też?
Oczywiście. Stąd biorą się te dramatyczne statystyki, że większość ofiar gwałtów ich nie zgłasza. Zwłaszcza, gdy gwałci ktoś bliski czy chociaż znajomy. I pewnie tego nie zmienimy za naszego życia, bo jakby to odwieczne prawo znowu było silniejsze. Patrz, co się dzieje w niby cywilizowanych dość Indiach, w Egipcie. To budzi pewnie poczucie, że tak można także wśród nas. Dlatego szczególnie kobiety, które wiedzą, czym jest gwałt nie mogą teraz zamykać się w sobie, wstydzić i milczeć.