Andrej Pejic chodzi po wybiegu w sukienkach i reklamuje biustonosze, chociaż jest mężczyzną. Erika Linder lepiej wygląda jako młody, zbuntowany chłopak w rozciągniętej bluzie, niż prezentując się w kobiecych ubraniach. Co łączy ich z Twiggy i Gretą Garbo? Zabawa wizerunkiem, jak tylko pozwala na to ciało oraz androgynia.
Pani w ciasnym garniturze
Kiedy Marlena Dietrich zapalała kolejnego papierosa i poprawiała muszkę, ubrana w dopasowany garnitur i cylinder, zapewne nie sądziła nawet, jak ogromny wpływ będzie miał jej wizerunek na przyszłą modę. Podobnej świadomości zapewne nie posiadała też Greta Garbo, inna ikona lat 20., równie tajemnicza i eksperymentująca z wizerunkiem. A jednak. Wrażenie, jakie wywołały aktorki, a dokładniej tajemniczość i uwodzicielskość ich kobiecego ciała, wciśniętego w męski kostium, było piorunujące. Jego szczupłość, młodość i nowoczesność skontrastowane z niesamowicie kobiecymi twarzami, stworzyły nowy, niezbadany rodzaj seksualności. Zaczęła rozwijać się androgynia. Kobiety śmiało zerkały do męskiej garderoby, mężczyźni pozwolili sobie na odrobinę szaleństwa. Zresztą już na początku XX wieku zjawisko zaczęło powoli się zarysowywać, zwłaszcza w stylizacjach kobiet – mając za zadanie zwiększenie ich niezależności poprzez męski ubiór, by w końcu, niespełna sto lat później, pozwolić na swobodną demonstrację własnej tożsamości nie tylko kobiet, lecz także mężczyzn.
Ciało przestaje być neutralne
O ile unisex próbuje zamaskować ciało ubraniami, które nie zdefiniują płci, o tyle androgynia niejako jednoczy męskość i kobiecość w jednym ciele. Odnosi się do pierwotnej jedności kosmicznej, przywołuje czysty stan bycia przed rozłamem. Nie bez znaczenia jest tutaj mit o androgynie, który znajduje się w „Uczcie” Platona. Przedstawiciel trzeciej płci – zawierającej w sobie cechy męskie i kobiecie – był niesamowicie silny, przez co Zeus, obawiający się zagrożenia, porozcinał ludzi na połówki – dwie różne płcie. Te od tej pory tęsknią za sobą i podświadomie dążą do połączenia się w jedno oraz powrotu do dawnej natury. Współcześnie androgynia podejmuje próbę pogodzenia różnic płci, pozwala na znalezienie własnej tożsamości i jej demonstrację.
–Nie wystarczy urodzić się kobietą lub mężczyzną, aby nimi być. To zdolność jednostki do ucieleśniania aktualnych oczekiwań przesądza o usytuowaniu jej na społecznie skonstruowanym kontinuum męskość – kobiecość – zauważa socjolog, Zbyszko Melosik.
Ciało przestaje być traktowane jako neutralne i naturalne. Jest to tekst, który można „czytać”. Tekst, który możemy napisać tak jak tylko nam się podoba, wpisać w nie własne kształty i kontury. Własna świadomość człowieka jest postrzegana w znacznej mierze przez pryzmat jego ciała, to, co wewnątrz, przedostaje się na powierzchnię.
–Tożsamość nabiera charakteru „relacyjnego” i „kontekstualnego”. Jej standardowe wyróżniki, takie jak: rasa, klasa, narodowość, płeć, seksualność, etniczność, ulegają destabilizacji – dodaje Melosik.
Trudno jest jednoznacznie określić, co oznacza być mężczyzną oraz być kobietą. Różnice płciowe zacierają się, a kategorie zniewieściałego mężczyzny i męskiej kobiety wcale nie są oznaką niedojrzałości.
Koniec podziału na ubrania męskie i kobiece
Najbardziej widoczna androgynia jest w modzie i, wiążącej się z nią bezpośrednio, fotografii. Wystarczy spojrzeć na kolekcje prezentowane na wybiegach. Za przykład mogą posłużyć te z sezonu jesień/zima 2013-2014.
Alexander Wang ubrał swoje modelki w moherowo-skórzano-futrzaną skalę szarości zaakcentowaną paroma rdzawymi elementami. Mamy tutaj ogromne płaszcze, rękawice za łokieć i dzianinowe czapki. Eksperymenty z fakturą i materiałami. Wszystko to jednak mgliste, niedopowiedziane. Niedookreślone, nieukierunkowane płciowo. Tak jak u Givenchy, gdzie bazująca na czerni i wzorzystych nadrukach kolekcja mogłaby być w dużej mierze swobodnie noszona zarówno przez kobiety, jak i mężczyzn. Bluzy, koszule bez kołnierzy i kurtki.
Kolekcja Hermes to natomiast współczesny dandys. Nonszalancja płaszczy, peleryn, marynarek i spodni w kant, utrzymanych w ziemistej kolorystyce, została podkreślona licznymi kołnierzami i bielą koszul. Elegancję i męski szyk promuje również Altuzarra, który swoje projekty oparł głównie na czarno-białych kostiumach z elementami skóry i futer. U Saint Laurent ubrania jak zdjęte z członków glamrockowych zespołów – sporo fantazji na temat czerni i kratki.
Jakie wnioski? Należy ubierać się tak, aby jak najbardziej eksperymentować. Kończy się podział na ubrania męskie i żeńskie.
Hermafrodyta z ulicy
To wszystko odbija się oczywiście na modzie ulicznej. Może nie spotkamy tu ogromnej ilości wciśniętych w kostiumy mężczyzn i kobiet, jednak są elementy garderoby, które często noszą miano unisex czy oversize. Tak jakby chcieć zupełnie oszukać swoją naturę. Możesz być kim chcesz – zdają się mówić szczupli modele uśmiechający się ze zdjęć promocyjnych wielu, tak popularnych teraz, marek lifestyle’owych. Wszyscy ubrani w wąskie spodnie, czarne czapki z ironicznymi napisami i pstrokate bluzy w jednym rozmiarze. Albo w szare kardigany czy płaszcze wielkości koców, które można zakładać jak tylko ci się podoba. Kiedyś nosiło się z dumą bluzę podkradzioną swemu chłopakowi, dzisiaj możesz się z nim dowolnie wymieniać ubraniami. Brzmi dziwnie? Można jeszcze bardziej. Jakiś czas temu szwedzka modelka Erika Linder wzięła udział w sesji zdjęciowej Battle of the Sexes, w której pozowała z Australijczykiem Andrejem Pejicem. I nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie to, że agresywny gość w garniturze to ona, a zgrabna blondynka to on. Oboje piękni i androgeniczni.
Teraz jest łatwiej
Współczesna hermafrodyta ma łatwiej – równouprawnienie już zastała, bawi się więc swoim wizerunkiem, jak tylko pozwala jej na to ciało. Jest zdecydowanie odważniejsza w eksperymentowaniu ze swoim wyglądem i wie, że nie musi obawiać się ograniczeń. Z latami pozy, stylistyka i pomysły stały się bardziej śmiałe, a fotografowie mogli puścić wodze fantazji. Ale nie zawsze tak było. Można łatwo zauważyć, że chociażby estetyka androgynii lat 60. i tej z XXI wieku różni się znacznie między sobą. Pierwsza bowiem skupiała się głównie na ubiorze, pozowaniu na mężczyznę, dążeniem do władzy i siły, równości. Nie było w niej tego pierwiastka poszukiwania własnej tożsamości i seksualności, który tak bardzo podkreślany jest teraz.
W latach 20. Chanel zaczęła nosić spodnie, a Dietrich i Garbo wręcz odznaczały się garniturami. Lata 60. Z kolei to totalny okres powrotu wąskich, chłopięcych sylwetek.
–Traktowano to jako symbol wolności i ucieczki od klaustrofobicznej kobiecości – zauważa Rebecca Arnold.
Dla feministek dążenie ku androgynii wydawało się wyzwalające, oferowało możliwość pokonania różnic między mężczyznami i kobietami, a co za tym idzie – przejście na wyższy poziom poprzez pojednanie płci. Wizerunek kobiet w tym okresie oparty był w dużej mierze na naśladownictwie i przyjmowaniu męskiego stylu, ze szczególnym zwróceniem uwagi na kult młodości, co w połączeniu z kobiecymi konturami ciała daje atmosferę tajemniczości i niepokoju.
Roześmiana Twiggy, hipnotyzująca Hardy
Mamy więc Lesley Hornby, znaną bardziej jako Twiggy – czołową modelkę lat 60., charakteryzującą się chłopięcą sylwetką, krótko ściętymi włosami i mocnym makijażem oczu. Wystąpiła w ogromnej ilości sesji zdjęciowych dla takich magazynów modowych jak Elle, Vogue, i-D czy Seventeen. Oprócz zdjęć w kolorowych minisukienkach, możemy znaleźć takie, na których modelka pozuje w męskich, dopasowanych garniturach. Klimat zdjęć jest surowy i konserwatywny, a Lesley przyjmuje męskie pozy. Siedzi w fotelu w pozycji typowo męskiej – z szeroko rozstawionymi nogami, opiera się nonszalancko o samochód oraz pozuje sztywno i zdecydowanie do portretu. Przy tym wszystkim jednak ma pełen makijaż, który zdradza, mimo ubioru i póz, że Twiggy jest kobietą.
Podobnie z francuską piosenkarką, Francoise Hardy – w sesji dla amerykańskiego Vogue’a, na zdjęciu, gdzie ma na sobie męski trencz i spodenki, wygląda równie kobieco, co na umieszczonej obok fotografii w komplecie ze spódnicą. Nawet sposób pozowania, gdzie pierwszy jest męski (broda lekko uniesiona, ręce schowane z tyłu, rozkrok), a drugi bardziej kobiecy (grzecznie, wręcz nieśmiało złożone ręce), nie potrafią ukryć jej żeńskiej natury. Fryzura i makijaż Francoise, sprawiają, że nawet w białej koszuli i spodniach czy w skórzanej, motocyklowej kurtce nie wygląda jak mężczyzna.
Jak łatwo można zauważyć, androgeniczne kobiety lat 60. wcale nie dążyły do bycia mężczyznami, zależało im bardziej na pokazaniu niezależności, siły i władzy, czyli tych cech, które standardowo przypisywane są właśnie mężczyznom.
Co na to XXI wiek?
Okres, w którym można się spodziewać wszystkiego, gdzie szokowanie właściwie już nie szokuje, a wszelkie modyfikacje są jak najbardziej pożądane. Można powiedzieć, że o ile w latach 60. hermafrodyty stawiały pierwsze kroczki, to XXI wiek wręcz obfituje w androgynię. Mamy tu szereg cenionych modelek i modeli, którzy dzięki swej niesamowitej plastyczności mogą przybierać dowolnie formy damskie i męskie.
Jedną z czołowych modelek na świecie jest obecnie właśnie hermafrodyta - Saskia de Brauw. Niesamowicie charyzmatyczna sesja tej holenderskiej modelki, którą wykonał dla Antidote Magazine w 2012 roku Jan Welters - Androginy, jest wręcz esencją androgynii. Zrezygnowanie z kolorów na rzecz klasycznej czerni i bieli, duży kontrast i neutralne tło podkreślają męską urodę de Brauw. Na pierwszy plan wysuwają się jej nastroszone, ciemne włosy, ostre rysy twarzy i mocny makijaż. Saskia czaruje, na niektórych zdjęciach wręcz uwodzi silną kobiecością, by za chwilę wydawać się roztargnionym, zbuntowanym chłopcem. Krótko ostrzyżona Agyness Deyn w odbarwionych spodniach i topless goli głowę na krótko. W innym momencie zaś siedzi niedbale, po męsku, ubrana w zbyt duży, wyblakły sweter albo opiera swoje glany o ściany opuszczonej, zaniedbanej toalety. Sesja Boo George’a z 2010 roku – Soldier Boy – dla Love Magazine, w której wystąpiła, potrafi wprowadzić w zdezorientowanie. Modelka wygląda i gra jak młody mężczyzna, efekt podkreślają zdecydowanie brak makijażu ukazujący niedoskonałości cery, ogolone na krótko włosy i chłopięta sylwetka.
Pan w sukience
Co zadziwiające – zjawisko androgynii w XXI wieku rozpowszechniło się też w ogromnym stopniu wśród mężczyzn. David Chiang, sfotografowany przez Daniela Kinga w mocnym, ekstrawaganckim makijażu do sesji A makeup story by Kabuki dla Candy Magazine, sprawia wrażenie modela uniwersalnego. Jego twarz zdaje się być niezwykle plastyczna, jest też jednocześnie delikatna i silna, piękna i przerażająca. Chiang sprawia wrażenie nieco odrealnionego, mitycznego. Inny hermafrodytyczny model, ulubieniec projektantów i fotografów, do złudzenia przypomina kobietę. Mowa oczywiście o wspomnianym już Andreju Pejicu. Jego fenomen bardzo dobrze obrazuje seria fotografii stworzona przez Dusana Reljina dla Elle Serbia. Model występuje w niej podwójnie – jako kobieta i jako mężczyzna. W obu rolach jest nad wyraz wiarygodny, wygląda niesamowicie kobieco w jednym wydaniu i zdecydowanie męsko w drugim.
Moda jako sposób wyznaczenia odmienności
Coraz odważniejsze projekty wychodzą z szafy. Otwarta rok temu wystawa A Queer History of Fashion: From the Closet to the Catwalk w Museum at FIT w Nowym Jorku jest tego świetnym przykładem. Można było na niej zobaczyć ekstrawaganckie prace homoseksualnych projektantów. McQueen , Gaultier , Saint Laurent , Balenciaga i Balmain to tylko niektóre z nazwisk. W całej swej historii moda służyła jako sposób wyznaczenia swojej odmienności. Wystawa zorganizowana została chronologicznie, dzięki czemu można było odkryć historię współczesnej mody przez pryzmat gejowskiego życia i kultury, przez androgynię, dandyzm i wpływ mody ulicy. Od skórzanych wyzywających sukienek, poprzez stożkowane biustonosze i spódnice dla mężczyzn, aż po trzyczęściowe garnitury. Punktem wyjścia było ukazanie, jak ogromny wpływ na modę odegrali gejowscy projektanci i społeczność LGBTQ.
Role społeczne i seksualne się zmieniają. Kobiety przyjmują tożsamość męską, koncentrują się na karierze i unikają zaangażowania emocjonalnego, a mężczyźni, którzy właśnie jego pragną, zaczynają poświęcać większą uwagę własnemu wizerunkowi i pozwalają sobie na słabości. Pojmowanie mody zupełnie się zmienia. Dziś, kiedy wszystko właściwie jest modne i wszystko wolno, może warto odszukać w tym samego siebie?