– Nie chcę chłopaka, który to robi. Poczekaj na swoją kolej, zamknij drzwi i rób, co masz zrobić – mówi Miranda w "Seksie w wielkim mieście".
– Nie chcę chłopaka, który to robi. Poczekaj na swoją kolej, zamknij drzwi i rób, co masz zrobić – mówi Miranda w "Seksie w wielkim mieście". youtube.com

Na początku jest tak: ona nie pokazuje mu się bez makijażu. Podtrzymuje wersję, że kobiece ciało z natury jest gładkie. Na wspólnej kolacji zamawia sałatkę, choć ma ochotę na stek. Dresu nie nosi nigdy. On udaje, że czytanie gazet w toalecie go nie dotyczy. Przeklina sporadycznie. Zęby myją oddzielnie. Po roku jest tak: On wchodzi do łazienki, kiedy ona właśnie depiluje nogi. Ona szczegółowo opowiada mu o wizycie u ginekologa w czasie, kiedy on nitkuje zęby. Gdzie są granice intymności i czy warto je przekraczać?

REKLAMA
Definicja intymności zmienia się w miarę upływu czasu i rozwoju związku. Na początku intymne jest trzymanie się za ręce. Wspólne kolacje. Rozmowy. Pocałunki. Seks. Później ta definicja zaczyna funkcjonować w innych wymiarach – ludzie znają się coraz lepiej, spędzają razem więcej czasu, czują się ze sobą coraz swobodniej... No właśnie – czasem zbyt swobodnie. Zabawa w stare małżeństwo może skutecznie wykończyć najlepiej zapowiadające się związki. Zwłaszcza, jeśli kolejne granice przekracza się zbyt szybko.
Piotr Mosak
psycholog

Jestem zwolennikiem braku granic. Ideałem jest bycie pewną całością i nie odczuwanie granic. Nie jest natomiast dobrze, kiedy ludzie nie mają wyczucia, co i kiedy można, z czym czują się dobrze – wtedy mierzą się z własną hierarchią wartości i mogą pomyśleć, że za wcześnie, że to, co widzą, jest obrzydliwe, śmierdzące, odrażające, brzydkie. Wtedy niepotrzebnie robią sobie duże kuku.


Moment, kiedy pozwolić sobie na zażyłość łazienkową, trudno wyczuć.
Internauta

Jak zaczynamy ze sobą mieszkać i razem żyć, to intymność się stopniowo zaciera. Kiedyś razem chodziliśmy do kina i na piwo. Potem zaczęliśmy chodzić razem do łóżka. Po kilku latach już nawet do łazienki idziemy razem. Taka naturalna kolej rzeczy.


Czy naturalna – tak. Ale czy na pewno trzeba robić razem dosłownie wszystko? Zachowanie własnej, autonomicznej przestrzeni – przy założeniu, że ta wspólna funkcjonuje bez zarzutu – może być kluczem do udanego związku, także wtedy, kiedy minie pierwsza fascynacja i okaże się, że kobieta nie jest eteryczną wróżką, a mężczyzna księciem, któremu nie trzeba przypominać o puszczaniu deski klozetowej, tylko są ludźmi z krwi i kości.
– Wszystko zależy od pary – jeśli mamy do czynienia z mężczyzną, który jest fanem pięknych, kobiecych nóg, to dla niego, prawdopodobnie, widok golącej nogi partnerki nie będzie najprzyjemniejszym widokiem. Jeśli partnerzy dobrze się znają, to powinni sobie nawzajem mówić o tych czynnościach, które mogą dzielić i o tych, które woleliby wykonywać w samotności – mówi seksuolog Monika Rudy z Pracowni Psychorozwoju Izabeli Kielczyk
Komentarze internautów

Czy uważacie, że małżonek powinien widzieć, jak się ubieramy, wchodzić do łazienki, jak się kąpiemy?

Każdy potrzebuje trochę swobody, ja nie lubię być osaczona z każdej strony, idąc np. do łazienki lubię pobyć sama, zrelaksować się...

Załatwienia potrzeb fizjologicznych przy partnerze jest co najmniej niefajne, dlatego nie ma opcji żebym zrobiła chociażby siku przy nim. Czułabym się z tym źle.

Wiadomo, że z czasem takie zwykłe rzeczy, czasem nawet krępujące, przestają być czymś strasznym i wstydliwym. Żyjemy w końcu razem, mieszkamy razem, więc nie możemy się cały czas spinać i kontrolować.

Dla mnie pewne kwestie są wyłącznie moją sprawa i nie chciałabym,żeby ktokolwiek w takich sytuacjach mnie widział. A są to na pewno: kwestie wydalania, zmieniania tamponów, puszczania gazów, robienia lewatywy, nitkowania zębów.


– Wszystko to jest związane z prawdziwą intymnością, której najlepiej uczyć się w sypialni, a potem powoli przenieść ją do łazienki. To dotyczy jednak tych par, które razem żyją, mieszkają; jeśli ludzie spędzają razem mało czasu, widują się sporadycznie, to rzeczywiście powinni sobie darować intymność łazienkową, bo oni nie mają czasu, żeby się siebie nauczyć. Ci powinni zachować system randkowy – mówi Piotr Mosak.
I dodaje: Prawdziwa bliskość to bycie wtedy, kiedy ta druga osoba ma problemy żołądkowe, kaca, popuści w majty, będzie chora... Tutaj nie ma co wznosić granic, bo nie ma co żyć w plastikowej bańce wytworzonej przez zachodnią kulturę, że bąki puszczają tylko osoby z niższych sfer. Damy – nigdy.
Zaznacza jednak, że nic na siłę – trzeba się uczyć przekraczania tych granic, które mogą być nieprzekraczalne na dany moment, ale z czasem znikną.
Monika Rudy zaleca umiar:
Monika Rudy
seksuolog

Zachowanie pewnej dozy tajemnicy może bardzo korzystnie wpływać na związek. Nie byłabym za całkowitym otwarciem jeśli chodzi o kwestie higieny. Jeśli koniecznie chcemy przebywać razem w łazience, to zastanówmy się, które czynności można wykonywać razem. Część z nich, jak mycie głowy czy peelingowanie pleców, może być elementem erotycznej gry. Jednak źle wykorzystane może mieć odwrotny efekt, który sprawia, że libido się obniża, bo zmienia się obraz partnerka – nie patrzymy na niego jak na kochanka, ale zaczyna kojarzyć się z bardziej trywialnymi rzeczami.

W filmie "Gilda" Rita Hayworth w jednej ze scen zdjęła rękawiczkę. Jedną czarną rękawiczkę, wzbudzając tym samym zachwyt i pożądanie męskiej części widowni. Druga rękawiczka i suknia zostały na swoim miejscu. Jasne – film powstał w 1946 roku, kiedy ludzie wciąż wysyłali sobie bilety wizytowe, a mężczyźni sądzili, że każda kobieta rodzi się z miniaturą pralki. Chyba jednak warto zostawić pole do działania wyobraźni. A przynajmniej go nadmiernie nie orać, bo może się okazać, że zostaliśmy na ugorze.