Jeden z najbogatszych przedsiębiorców chwali Polaków za pracowitość i gani rząd za sprzyjanie zagranicznym koncernom. W efekcie Polska to nie jest kraj rodzimych innowacyjnych firm, ale siedlisko montowni zagranicznych koncernów. A gdy jedynym obszarem konkurencji pozostają koszty pracy, trudno się dziwić, że Polacy wciąż zarabiają mało.
Ryszard Florek, prezes i założyciel spółki Fakro, uważa, że nasz kraj potrzebuje dużych polskich firm i uznanych marek, a wzorem do budowy innowacyjnej gospodarki powinna być dla nas Korea Południowa. – Do innowacji potrzebne są duże rodzime firmy, a takich brakuje. Polska stała się montownią, poddostawcą elementów, części, półproduktów dla zachodnich koncernów – mówi Ryszard Florek, prezes spółki Fakro, producenta okien dachowych.
Według niego polskie firmy mają gorsze warunki do rozwoju, niż dofinansowywani rządowymi grantami inwestorzy zagraniczni. Fiat w Tychach po 20 latach niepłacenia podatków ponownie uzyskał status rezydenta strefy ekonomicznej. Olsztyński Michelin dostał 40 mln zł rządowej dopłaty (10 proc. wartości inwestycji) do budowy zakładu produkcji opon.
Ponieważ kraj stał się wielką montownią dla zachodnich koncernów trudno o innowacje. – Nie mamy własnej gospodarki, nie mamy własnych marek, nie tworzymy know-how w Polsce. Żeby mówić o innowacyjności, najpierw musimy zastanowić się, co zrobić, żeby mieć duże rodzime firmy zdolne do tworzenia innowacji – komentuje w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Ryszard Florek.
Wolno się bogacimy
Najlepszym przykładem, jak tworzyć innowacje, jest Korea Południowa. Widać to na przykładzie branży motoryzacyjnej. Choć w Polsce produkuje się wszytko z czego składa się nowoczesne auto (hamulce Brembo, fotele Porsche, felgi, opony, wycieraczki, szyby itd.) sami nie mamy własnej marki motoryzacyjnej. Koreańczycy mają za to Hyundaia i Kia.
Czy Polacy wykorzystali swoją szansę i staliśmy się bogatsi? Biznesmen podaje dwa o przykłady. W Polsce w porównaniu z Ukrainą średnie zarobki są dwukrotnie wyższe, a oba kraje około 25 lat temu startowały z podobnego pułapu. Również Korea Południowa zaczynała rozwój z podobnych pozycji, ale dziś jest znacznie dalej niż Polska, a średnie wynagrodzenie ma dwa razy wyższe.
– Wydaje się, że droga koreańska była lepsza, choć trudno o jednoznaczną ocenę. Być może u nas nie dało się inaczej, a być może istniały lepsze scenariusze – mówi prezes Fakro. – Staliśmy się krajem średniego wzrostu. Rozwijamy się i to cieszy, ale pozostaje niedosyt, ponieważ inni rozwijają się szybciej.
Biznesmen filozof
Skąd taka szczerość i słodko-gorzkie słowa przedsiębiorcy? Założyciel Fakro to jeden z najbogatszych Polaków z majątkiem szacowanym na miliard złotych. W wolnych chwilach pisze teksty o tym od czego zależy bogacenie się Polaków. - Coś jest nie tak, skoro jesteśmy w tej samej Unii Europejskiej już 10 lat, kapitalizm w Polsce mamy już od 25 lat, wciąż zarabiamy 4 razy mniej, niż w bogatych krajach Europy Zachodniej - zastanawia się i wylicza bariery
Zasady, jakie stworzono w UE bardziej służą takim krajom jak Niemcy, Francja czy Dania, aniżeli takim jak Polska, Grecja czy Portugalia. Wielkie korporacje były największymi beneficjentami integracji europejskiej. Dzięki ich przewadze ekonomicznej mogły one bez problemu odpierać ataki konkurencyjnych firm z nowej Unii. W całej wspólnocie nie stworzono jakichkolwiek mechanizmów dających szansę na konkurowanie z globalnymi firmami z Niemiec, Danii lub Francji.
W międzynarodowym podziale pracy w Polsce tworzy się tańsze miejsca zatrudnienia w porównaniu z krajami Europy Zachodniej. Zatrudnia Polaków do zajęć wymagających niskich kwalifikacji, przy liniach montażowych albo kasach. Specjaliści i menadżerowie tworzący największą wartość dodatnią produktu pracują w centrali, siedzibie firmy zlokalizowanej poza granicami Polski. W ten sposób średnie wynagrodzenie w tamtych krajach wzrasta, a w Polsce maleje.
Za mało nas, do pieczenia chleba
Tyle możemy zwalić na innych, bo często sami sobie budujemy przeszkody. To zawiłe prawo uchwalane pod dyktando grup interesów, wysokie zadłużenie, którego koszty niejako muszą odpracować zatrudnieni i firmy, a także szara strefa. W Polsce na 38 mln mieszkańców zaledwie 14 mln pracuje w gospodarce, czyli wytwarza PKB. Co to oznacza? Wynika z tego, że jeden pracownik zatrudniony w gospodarce zarabia na trzy osoby. W Niemczech zatrudnionych jest 40 mln osób, czyli połowa wszystkich obywateli. Zbyt dużo osób pracuje w instytucjach, urzędach i organizacjach, które oprócz tego, że nie wytwarzają PKB, to na dodatek odbierają innym możliwości rozwoju – twierdzi biznesmen.
Do przemyśleń skłania Ryszarda Florka własna historia, toczącej się od lat wojny z kilkukrotnie większym konkurentem, duńską firmą Velux. Fakro odebrało jej kilkanaście procent udziałów na globalnym rynku producentów okien dachowych. – Biznes to takie igrzyska olimpijskie, tyle że stawką nie są złote medale, a to u kogo będzie dobrobyt. W moim przypadku albo dobrobyt będzie w Nowym Sączu, albo w Danii – mówi Ryszard Florek.
Ponad 10 lat temu, kiedy okna z Polski jako tańsze i dobrej jakości zaczęły zdobywać zagraniczne rynki, Velux postawił fabryki w Polsce: w Gnieźnie i Namysłowie. Biznesmen odczytał to jako wypowiedzenie wojny cenowej, ponieważ oferowane przez Duńczyków produkty miały wcześniej znaczenie wyższe koszty produkcji.
Smaczku całej historii dodaje sprawa złożenia oferty odkupienia polskiej firmy przez Duńczyków. Florek twierdzi, że dwaj wysłannicy koncernu proponowali mu okrągłą sumę za przyłączenie się do struktur Veluxa. Nie skorzystał. Uniósł się honorem twierdząc, że to by oznaczało, iż Polacy rzeczywiście nadają się tylko do pracy przy taśmie produkcyjnej, a sami nie dadzą rady stworzyć globalnej marki.
Albo ja, albo oni
Ruszył więc na podbój Europy, ale doszedł głównie do sal sądowych, gdzie obie firmy oskarżały się o kradzieże patentów. Przyczynkiem jednego z absurdalnych procesów była rzekomo źle napisana instrukcja montażu okna – co mogło zagrażać bezpieczeństwu użytkowników.
Pięć lat temu głośno było o skardze do Komisji Europejskiej polskiego przedsiębiorcy na nieuczciwe praktyki Veluxa. Wypunktował w niej kilka zarzutów. Firma miała oferować tzw. rabaty progresywne za sprzedaż swoich produktów w salonach, gdzie obecne są też polskie okna. Duńczycy mieli też kontraktować całe hartowane szkło u jedynego europejskiego dostawcy tego specjalistycznego produktu. Rozpuszczali w branży pogłoski o rychłym upadku polskiej firmy i ewentualnym, niedotrzymaniu gwarancji.
Skarga została jednak odrzucona, i to bez zdania uzasadnienia. Zamiast tego na stronach Komisji Europejskiej ukazał się artykuł duńskiego naukowca i pracownika biura komisarza do spraw konkurencji. Zastrzegając, że to jego prywatne poglądy, opisał on sprawę i to dlaczego Velux jest niewinny.
Chwyt buldoga
Sam Florek wcale nie narzeka, ale z konkurowania z Duńczykami uczynił cel swojego życia. Z zasady płaci więcej swoim pracownikom niż Duńczycy w swoich polskich fabrykach. Odkąd w Muszynie zbudował hotel zaprasza tam tysiące europejskich dekarzy. Osobiście wita, oprowadza po firmie, częstuje specjałami – bo to od ich rekomendacji zależy jakie okna – polskie czy duńskie, zostaną zainstalowane na dachach. Właściciel Fakro zapowiedział, że gromadzi nowe dowody nieuczciwych praktyk konkurencji i już wkrótce wypuści nowy pozew. Podobno to tylko gra na wyprowadzenie konkurentów z równowagi.
Ryszard Florek twierdzi, że jedyną drogą do bogacenia się jest innowacyjność polskich produktów. Dlatego zżymał się kiedyś na ekipę telewizyjną, która chciała go nakręcić w jego fabryce w Nowym Sączu. – Fabryki to przeszłość. Liczy się to, co jest w głowie inżynierów. To, że prototypowe rozwiązania natychmiast rzucamy na drukarkę 3D, testujemy i wstawiamy do nowych produktów – opowiada.
Kto spija śmietankę
Drzwi do działu badań i rozwoju w Fakro zadrukowane są ponad setką numerów zgłoszeń patentowych i patentów. Biznesmen twierdzi, że to miejsce gdzie powstaje największa wartość dodana produktów. Lepsze produkty to szansa na sukces globalny, a firmach globalnych są wyższe zarobki. Im więcej takich firm, tym bogatsze społeczeństwo.
Wszelkie dyskusje o bogaceniu się społeczeństw zazwyczaj kończy historyjką, że ci, którzy tylko produkują „muszą walczyć o posmarowanie chleba masełkiem” , a tych którzy zlecają im produkcje "stać na słodką śmietankę".