Funkcjonariusze ABW, którzy weszli do redakcji tygodnika „Wprost”, działali zgodnie z prawem i nie przekroczyli swoich uprawnień. Do takiego wniosku doszła specjalna komisja ABW, która badała czynności podjęte w redakcji „Wprost” przez swoich pracowników. – Należy zauważyć, że wszelkie działania ABW były podyktowane poleceniami prokuratury. Nie ma wątpliwości co do ich prawidłowego wykonania oraz zachowania funkcjonariuszy zgodnego z prawem i zasadami bezpieczeństwa. – oświadczyła ABW.
W komunikacie, jaki ukazał się na stronie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, podkreślono również, że funkcjonariusze byli „przygotowani do właściwego, zgodnego z prawem zabezpieczenia przedmiotów oraz wykonania kopii binarnych”.
Prokuratura pokazuje nagrania
Tymczasem Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga w Warszawie zaprezentowała w czwartek fragmenty nagrania, które dokumentuje czynności, jakie w redakcji „Wprost” prowadzili prokuratorzy. Prok. Renata Mazur zaznaczyła, że jeden z prokuratorów miał w rękach pendrive’a, na którym zapisane były nagrania rozmów urzędników państwowych.
Urządzenie zostało pokazane śledczym przez redakcję. Nośnik nie został jednak zabrany przez prokuratorów, ponieważ nie zgodził się na to redaktor naczelny „Wprost” Sylwester Latkowski.
– Chciałabym państwu pokazać, jak naprawdę te czynności wyglądały, jak ze strony prokuratora było staranie o to, żeby nie zakłócić pracy redakcji; aby w sposób spokojny, stonowany, delikatny i jak najbardziej ograniczający zamieszanie przeprowadzić czynność – powiedziała Mazur, dodając, że całe nagranie zostanie przekazane dziennikarzom.
Latkowski oskarża ABW o manipulację
Popołudniu naczelny "Wprost" wraz z dziennikarzem Michałem Majewskim zwołali konferencję prasową, na której przekonywali, że ABW zmanipulowała przedstawione dziś nagrania. W ich ocenie, opinia publiczna nie miała okazji zobaczyć "kompromitacji" oficerów prowadzących czynności w redakcji.
Latkowski i Majewski przekonywali też, że ABW było wobec redaktorów bardzo brutalne. - Funkcjonariusz po lewej stronie zaczął mi wyłamywać palce. Chwycił za mały palec. Gdyby nie ludzi, którzy weszli do gabinetu, musiałby ten palec wyłamać. Nie mieli nawet kompetentnych ludzi - fachowca, który wie, że nie łapie się za jeden palec, bo można wyłamać - żalił się naczelny "Wprost".
Dziennikarze odpowiedzieli też na zarzuty o błędy, które popełnili przy spisywaniu otrzymanych nagrań. Przypomnijmy, że "Wprost" w swoich tekstach cytowało rzekome słowa Radosława Sikorskiego, który miał mówić o "dealu Seremata z Tuskiem". Kiedy opublikowano nagrania, można tymczasem usłyszeć, że szef MSZ mówi o "dealu Seremate z PiS-em". - Z ubolewaniem czytam to, że pomyłka jednego słowa jest traktowana tak, że my jesteśmy niesolidny. Kto ujawnił zapis audio? Chciałbym żebyście państwo nie zapominali, że to my - podkreślał Latkowski.