Janusz Korwin-Mikke ma już za sobą debiut w roli mówcy podczas obrad Parlamentu Europejskiego. Ale do Nigela Farage'a, którego miał zdetronizować, było mu daleko. Korwin-Mikke wystąpił wyraźnie zdenerwowany, miał problemy z mikrofonem, a wystąpienie odczytał z kartki. Przekonywał w nim, że walka z globalnym ociepleniem to przekręt, a odpowiedzialni za niego powinni siedzieć w więzieniu.
Pierwsze posiedzenie Parlamentu Europejskiego nowej kadencji to okazja do pokazania, w jakim stylu posłowie będą sprawować swój mandat. Dlatego wystąpienia są barwne, konfrontacyjnie nastawione, nie brakuje polemik i pytań z sali. Ale pierwsze wystąpienie Janusza Korwin-Mikkego przeszło bez echa.
Bo i nie było w nim niczego porywającego. Przekonywał, że walka z globalnym ociepleniem podnosi koszty energii. – Walka z globalnym ociepleniem nie jest skuteczna – przekonywał lider KNP. – Globalne ocieplenie nie jest powodowane przez człowieka. To humbug – mówił. Powtarzał znane w Polsce frazesy, że to realizacja doktryny "zero growth". Postulował też stworzenie europejskiej prokuratury i zamknięcie do więzień "pseudonaukowców, którzy dostarczają politykom dowodów na globalne ocieplenie".
Wystąpienie nie wywołało najmniejszego poruszenia, czego miernikiem są zawsze reakcje publiki i chęć zadawania pytań (tzw. blue cards questions). Z Korwin-Mikkem nikt nie chciał polemizować. Inaczej niż z Nigelem Farag’em, liderem brytyjskiego UKIP-u. Ale on, inaczej niż Korwin-Mikke, mówił pewnie, z dobrą dykcją i nie miał wzroku wlepionego w kartkę. A jeszcze niedawno politycy KNP zapewniali, że Korwin-Mikke przyćmi głośnego Brytyjczyka.