Jeśli Polska chce się dalej rozwijać gospodarczo – musi upowszechnić dostęp do szerokopasmowego internetu. To już nie są poglądy ekonomistów ani mgliste prognozy, tylko fakty. Nawet jeśli sama gospodarka internetowa nie będzie miała wielkiego udziału w PKB, to bez rozwiniętego internetu możemy stać się tylko krajem taniej siły roboczej.
Przyszłość uzależniona od internetu
68 miliardów złotych – tyle w 2010 roku była warta polska gospodarka internetowa. Już cztery lata temu internetowe biznesy, według raportu Deloitte, generowały aż 4,8 proc. PKB, deklasując tym samym na przykład sektor górnictwa. A jeszcze w 2011 roku w raporcie "Polska Internetowa" wykonanym przez Boston Consulting Group podawano, że branża internetowa będzie stanowić 4,1 proc. PKB dopiero... w 2015 r.
Tymczasem okazuje się, że raptem w rok podwoiliśmy jej rozmiary – w 2009 roku gospodarka internetowa była warta "tylko" 35 mld złotych i stanowiła raptem 2,7 proc. PKB.
Internet jak elektryczność
Najważniejsze w obu raportach są jednak prognozy na przyszłość. Według "Polski Internetowej", do 2016 roku gospodarka internetowa ma rosnąć dwukrotnie szybciej niż PKB, o ok. 14 proc. rocznie. Z kolei Deloitte przewiduje w swoim najbardziej optymistycznym scenariuszu, że w 2020 internet wyprodukuje ponad 13 proc. PKB, czyli około 345 miliardów złotych. Wdrożenie mobilnego dostępu do szybkiego internetu (przepustowość powyżej 30 Mb/s) ma powiększyć nasze PKB o ponad 100 miliardów. To dość jednoznacznie pokazuje, że to właśnie internet i idące za nim innowacje muszą być jednym z motorów napędowych Polski w przyszłości.
600 mln od UE na szybki internet
Oczywiście coraz większe znaczenie internetu w gospodarce to trend globalny – według analizy agencji McKinsey dla krajów G8 sieć generuje już 3 proc. światowego dochodu narodowego. To daje oszałamiającą kwotę 1,7 biliona dolarów. Przy okazji raportu wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej ds. agendy cyfrowej podkreślała, że Europa musi zabiegać o utrzymanie się w czołówce, jeśli chodzi o udział internetu w PKB.
By to zrobić, Komisja Europejska uruchomiła specjalny program partnerstwa publiczno-prywatnego na rzecz "internetu przyszłości", a nakłady na ten cel wynoszą około 600 milionów euro. – Musimy wykorzystywać pieniądze podatnika tak skutecznie, aby zwielokrotnić efekty inwestycji przedsiębiorców. Jeśli bowiem nie zainwestujemy i nie zapoczątkujemy innowacji, poniesiemy straty, gdyż rywale nie będą czekać z założonymi rękami – zauważała wtedy Neelie Kroes, cytowana przez crn.pl.
82 kategorie biznesów zależne od sieci
Tak duży wpływ internetu na gospodarkę nie powinien nikogo dziwić. Ułatwienie i przyspieszenie komunikacji oraz powszechny i błyskawiczny dostęp do informacji zmieniły sposób funkcjonowania biznesu i całych gospodarek. Ciężar zwiększania konkurencyjności przeniósł się właśnie na nowe technologie i innowacje, które szczególnie w ubogiej w surowce Europie są kluczem do utrzymania istotnej pozycji w światowej gospodarce.
Deloitte w swoim raporcie dowiódł, że internet w wydatny sposób służy chociażby przedsiębiorcom. Według analityków istnieją aż 82 kategorie działalności gospodarczej, których funkcjonowanie w dużym stopniu związane jest z internetem. Wbrew pozorom, nie są to tylko biznesy z dziedzin mediów, technologii czy reklamy, ale też transportowe, telekomunikacyjne, turystyczne, ubezpieczeniowe czy finansowe.
Wszystkie 82 kategorie biznesów wytworzyły w 2010 roku 31 proc. wartości dodanej polskiej gospodarki – podkreślało Deloitte w raporcie, chociaż jego autorzy podkreślali, że szacunki te są "dość ostrożne".
Im tańszy internet, tym silniejsza gospodarka
Rolę internetu jako jednego z najsilniejszych bodźców do rozwoju gospodarki potwierdziły też badania Amerykanów Shane Greenstein i Ryan McDevitt. Jak pisał Jan Cipiur z Obserwatora Finansowego w analizie tych badań, ogólny wniosek z nich wynikający jest jeden: "im więcej internetu w gospodarce, tym większe bodźce rozwojowe z tytułu ekspansji technologii szerokopasmowego dostępu do sieci". Cipiur zaznacza przy tym, że dodatkowo internet jest tym silniejszym bodźcem dla gospodarki, im niższe są jego ceny.
Najprostszym przykładem wpływu internetu na gospodarkę jest powstanie mBanku, który przecież funkcjonuje wyłącznie w sieci. Stworzenie takiego banku, który poprzez zminimalizowanie formy do internetu stał się znacznie tańszy od konkurencji, wymusiło na innych zmianę podejścia do klienta, zaoferowanie niższych cen. W ten sposób konsumentowi zostaje dzisiaj więcej pieniędzy w kieszeni, co przekłada się na wzrost konsumpcji i ostatecznie na kondycję całej gospodarki – oczywiście w sporym uproszczeniu.
Jak internet zmienia świat
Takich zależności można pokazać setki, jeśli nie tysiące. Internet stworzył możliwość pracy zdalnej, co znacznie zmieniło zasady funkcjonowania wielu biznesów, włącznie z tym jakie firmy ponoszą koszty np. za utrzymanie siedzib. Ograniczenie takich kosztów pozwala przesuwać środki w budżetach np. na podwyżki dla pracowników, a to znowu zmienia konsumpcję i w efekcie, na koniec, całą gospodarkę.
Internet dał bezrobotnym znacznie większe możliwości szukania pracy, niektóre rodzaje biznesów w ogóle wyeliminował, inne zmienia nie do poznania – jak np. media. Przykładów na jego wpływ na gospodarkę można mnożyć bez liku, ale tak naprawdę najważniejszy dla nas z tego jest jeden wniosek: powszechny, szybki internet znacznie przyczynia się do rozwoju gospodarki.
Polska wciąż daleko w tyle
Niestety, w Polsce w kwestiach powszechności, ale szczególnie szybkości internetu wciąż jesteśmy w tyle za krajami Europy Zachodniej czy Północnej, z którymi chcemy konkurować gospodarczo. Z danych Komisji Europejskiej wynika, że w 2010 roku nasz kraj zajmował dopiero 25. miejsce w rankingu dostępu do szerokopasmowego, stacjonarnego internetu.
Jeszcze cztery lata temu ponad 60 proc. łącz szerokopasmowych w Polsce miało przepustowość mniejszą niż 2 Mb/s, a tylko 32,7 proc. tego typu łącz oferuje prędkość 2-10 Mb/s. W całej Unii zaś łącza o prędkości 2-10 to stanowią 57,5 proc. szerokopasmowego internetu, zaś prędkości powyżej 10 Mb/s były wtedy dostępne dla 29,2 proc. obywateli UE.
Bez internetu staniemy się gorszym Bangladeszem
Nieco lepiej radzimy sobie pod względem udziału internetu w całej gospodarce. 4,8 proc. w 2010 roku to poziom zbliżony do państw Zachodu. Trzeba jednak tutaj zaznaczyć, że podczas gdy Europa Zachodnia czy Północna już posiada rozwinięty internet szerokopasmowy – co widać na cytowanych wyżej badaniach – to my wciąż musimy nadganiać.
Jeśli nie zrobimy tego wystarczająco szybko, to bezpowrotnie stracimy szansę na zbudowanie gospodarczej przewagi konkurencyjnej na innowacjach. A właśnie taki kierunek, co wskazują chyba wszyscy eksperci od ekonomii, Polska powinna obrać jeśli nie chce stać się gorszą wersją Bangladeszu, który gospodarkę opiera na taniej sile roboczej.
Rząd rozumie, UKE działa
Donald Tusk zdaje się rozumieć te zależności, szczególnie jeśli przyjrzeć się jak postępował w kwestii uwalniania internetu w Polsce i upowszechniania go. Gdy UKE nie współpracowało z rządem w kwestii regulacji odpowiednio szybko, Tusk wymienił po prostu wiceministra odpowiedzialnego za nadzór nad tym urzędem – zresztą na obecną prezes urzędu Magdalenę Gaj. Gdy ona zaczęła w ministerstwie odpowiadać za współpracę z UKE okazało się, że zmiany w prawie ułatwiające upowszechnianie internetu można wprowadzać błyskawicznie.
W 2011 roku na zamówienie rządu powstał nawet specjalny raport "Polska 2030 – Trzecia fala nowoczesności. Rynek pracy a rozwój polskiej i europejskiej (światowej) gospodarki”, przygotowany przez Zespół Doradców Strategicznych premiera. W raporcie tym jasno wskazano, że jednym z filarów budowania gospodarczej przewagi konkurencyjnej Polski muszą być innowacje, a tych nie da się osiągnąć bez cyfryzacji.
Być może dlatego prezesem UKE po Annie Streżyńskiej została Magdalena Gaj, która swoją misję zapowiedziała w trzech słowach: inwestycje, częstotliwości, konsument. To drugie, czyli działanie na rzecz rozszerzenia zasięgu LTE w Polsce, idzie jej bardzo dobrze.
Walka o uwolnienie internetu trwa
O pierwsze – i zarazem ostatnie, czyli nas, konsumentów – Magdalena Gaj właśnie toczy ostrą walkę. Chce w 76 gminach zdjąć z Orange kajdany regulacji, które nie pozwalają gigantowi inwestować w nową infrastrukturę. Sprzeciwiają się operatorzy wirtualni, którzy na tych przepisach korzystają, choć prawo to już dawno temu się zdeaktualizowało, bo od wielu lat Orange nie jest monopolistą na rynku internetu.
Batalia o to wciąż trwa, ale znając fachowość i determinację Gaj możemy się spodziewać, że to ona wygra, a razem z nią my wszyscy, bo uwolnienie inwestycji daje spore szanse na dogonienie pod względem dostępności i szybkości internetu państwa Zachodu.
Reklama.
Paweł Luty
Dlaczego internet w miastach jest tak wolny Czytaj więcej
Rafał Antczak, członek zarządu Deloitte
Rozwój internetu możemy porównać z rozwojem elektryczności, bez której nikt z nas nie jest w stanie funkcjonować. Prawdziwą rewolucję przyniosło jednak nie samo wynalezienie prądu, ale doprowadzenie go nawet do najmniejszego gospodarstwa domowego. Tak dzieje się również z internetem, którego rozwój zależy w podobnym stopniu od sektora prywatnego, jak i publicznego.
Cytat z raportu Deloitte "Wpływ przyspieszonego rozwoju szerokopasmowego dostępu do Internetu na polską gospodarkę"
Michał Wąsowski
Magdalena Gaj walczy o szybki internet w Polsce Czytaj więcej