Oprócz firm, nieruchomości i pieniędzy Aleksander Gudzowaty zostawił po sobie nietypową lokatę. Zdeponowaną w zbiorniku luksusową polską whisky. Syn i współpracownicy miliardera budują sieć pijalni wódek, które obsiądą polski rynek niczym wódczane McDonaldsy.
Gdyby znalezioną whisky porównać do cen markowych 30-letnich destylatów, może być warta około miliona złotych. W opinii testerów whisky jest bardzo łagodna, a zarazem wyrafinowana w smaku. To zasoby pochodzące z czasów istnienia Państwowego Przedsiębiorstwa Przemysłu Spirytusowego "Polmos”.
W latach 90-tych wrocławski Polmos został kupiony przez Aleksandra Gudzowatego i kontynuował produkcję marki Whisky Black Duke. Jednak o istnieniu takiego "skarbu" mało kto wiedział, bo firma popadła w tarapaty finansowe, część pracowników odeszła, a większość współcześnie zatrudnionych to ludzie urodzeni po 1985 roku.
Współpracownicy miliardera zacierają ręce. Tak się składa, że jego syn Tomasz Gudzowaty oraz szef alkoholowego biznesu Grzegorz Ślak przymierzają się do otwarcia ogólnopolskiej sieci sklepów i barów pod wspólnym szyldem „Ojczysta, czysta”. Część whisky rozlali już do butelek. Etykieta łudząco przypomina tę czerwono-złotą z Johnie Walkera, tyle że polska whisky nazywa się „Jasiu z Wrocławia”.
Szedł Jaś przez wieś
30-letni Ballantines kosztuje 899 złotych za butelkę, ale Gudzowaty i Ślak zdecydowali się sprzedawać swoją whisky po 3 złote za kieliszek. W ten sposób chcą rozreklamować sieć pijalni wódek, mających być połączeniem alkoholowego dyskontu z restauracją.
– Ostatnią podwyżką akcyzy Jacek Rostowski uśmiercił polskie gorzelnictwo. Nieliczne polskie marki trzymają się burty wielkich koncernów. To ostatnia szansa, żeby to odwrócić. Co może pić Polak w Polsce jak nie wódkę – mówi naTemat Grzegorz Ślak, prezes Akwawit-Polmos, producenta wódki z Wrocławia. Zapowiada stworzenie sieci 200, może nawet 300 pijalni polskiej wódki. Dobrej jakości alkohol będzie serwowany taniej niż w Biedronce, może nawet po 15 zł za butelkę.
Pierwszy punkt przed kilkoma dniami otworzył podwoje w należącej do Gudzowatego kamienicy przy Krakowskim Przedmieściu. Można tam zamówić wódkę na kieliszki z przekąską albo butelkę wraz tradycyjnym polskim obiadem na wynos. W Warszawie powstanie około 10 takich lokali. Następnie firma poszuka franczyzobiorców w całej Polsce.
Mieszanie procentów
W całym tym wódczanym biznesie jest też trochę emocji i sentymentu. Kiedy ponad 2 lata temu Alekdsander Gudzowaty powierzył Ślakowi ten interes do prowadzenia, firma była faktycznie bankrutem produkującym 25 mln zł straty rocznie. Menedżer zdobył zamówienia na produkcję nowych marek: Smirnoff Vladimir od koncernu Diageo oraz wódki Maximus dla innego potentata Brown Forman. Dla sieci handlowej Biedronka rozpoczął produkcję dwóch tanich wódek Parkowej i Krajowej. Drugim filarem akcyzowego biznesu jest produkcja bio-dodatków do paliw m.in. dla Orlenu. Dziś obie firmy są zyskowne.
– Obiecałem Aleksandrowi, że zrobię z tego perełkę, a pozbędziemy się udziałów w EuroPolGazie, bo to jest biznes z polityką w tle. Przez to przyklejano mu łatkę człowieka, który w podejrzany sposób załapał się na polsko-rosyjski gazowy biznes -–mówi Ślak.
Testament Aleksandra Od śmierci Aleksandra Gudzowatego w lutym 2013 minęło już sporo czasu czasu, tymczasem na światło dzienne wychodzą coraz bardziej sensacyjne historie z jego życia. Przy porządkowaniu spraw po znanym polskim biznesmenie okazało się, że tuż przed śmiercią nakazał on nękać pozwami Lookheed Martin za niedotrzymanie ustaleń umowy offsetowej.
Producent F-16 sprzedając nam samoloty zobowiązał się do pomocy polskim firmom w inwestowaniu na amerykańskim rynku. Bartimpex Gudzowatego jako pierwszy skorzystał z zaproszenia, otwierając filię w Nowym Jorku. Podobnie zrobiły także ComputerLand (obecnie Sygnity) i Zakłady Azotowe Kędzierzyn Koźle (dziś stanowią część Grupy Azoty).
Jednak gdy Amerykanie z Lookheed Martin skasowali od rządu 3,5 mld dolarów, zapał do współpracy osłabł. Polecili Polakom, by sami sobie radzili. Gudzowaty zwinął biuro, ale niesmak pozostał. Sprawa znalazła finał po jego śmierci, gdy nawet słynni z dzielenia włosa na czworo amerykańscy prawnicy musieli uderzyć się w piersi. Lookheed Martin bez rozgłosu wypłacił 5 milionów dolarów odszkodowania (o czym pisałem we "Wprost"). Przypadek otwiera drogę do pozwów dla wielu innych polskich firm, które nie skorzystały z obietnic tzw. umowy offsetowej.