Janusz Korwin-Mikke obiecywał, że jedzie do Brukseli i Strasburga wytykać unijne absurdy i już podczas pierwszego posiedzenia jakiś znalazł. Posłowie jak szydził JKM, pojawili się na sali obrad na cztery i pół minuty i skasowali za to 306 euro. – Korwin-Mikke nie wie o czym mówi. Praca nie ogranicza się tylko do sali obrad, tego dnia odbyło się wiele spotkań komisji i grup politycznych – wyjaśnia Jacek Saryusz-Wolski, który zaczyna swoją trzecią kadencję w PE.
Wielokrotnie opisywaliśmy już sposoby posłów do Parlamentu Europejskiego na zwiększenie zarobków – kombinacje z dopłatami na przejazdy, robienie tzw. breaków i uciekanie z pracy zaraz po podpisaniu listy. Do grona tropicieli finansowych kuriozów PE dołączył teraz oczywiście Janusz Korwin-Mikke. Nic dziwnego. Okazało się bowiem, że czwartkowe posiedzenie inauguracyjnej sesji w Strasburgu trwało niecałe pięć minut.
Politycy nie musieli nawet głosować, ale każdy, kto pojawił się na sali obrad i podpisał listę zarobił 306 euro diety. Większość posłów poszła do dalszych obowiązków, m.in. spotkań komisji i grup politycznych. Ale nie Janusz Korwin-Mikke, który pojechał do domu z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku ośmieszania europarlamentu. W obliczu słabego wystąpienia pierwszego dnia obrad jego zwolennicy uznają to za jego pierwszy sukces. Umieszczony na profilu polityka wpis ma już blisko 600 udostępnień i ponad 5 tys. polubień.
To posiedzenie było wyjątkowe, bo pierwsze i nie było jeszcze żadnych spraw do przegłosowania. Zazwyczaj jest inaczej. – Czasami głosowania trwają godzinę, czasami 45 min, czasami dwie godziny – wyjaśnia Marek Migalski, były europoseł PiS, PJN i Polski Razem. – Po 15 są jeszcze debaty dotyczące praw człowieka. Ja na nich z reguły zostawałem, bo tym się zajmowałem. Na sali jest wtedy 30-40 osób, to trwa ok. 1,5 godziny i kończy się głosowaniami – dodaje.
Ale obecność na nich nie jest obowiązkowa. – Dostaje się pełną dietę jeśli uczestniczy się w co najmniej połowie głosowań, jeśli nie, to 150 euro – relacjonuje. – Wszyscy wyjeżdżali o 13, kiedy przekroczyli połowę głosowań. Kiedyś liczyłem jak w kolejnych głosowaniach ubywa posłów. W ciągu 15-20 minut zeszliśmy z 650 do 400, bo było wiadomo, że połowa glosowań już przegłosowana – dodaje Migalski.
Na stronie PE można obejrzeć nagranie, które potwierdza słowa Korwin-Mikkego. Problem w tym, że to nie cała prawda.
Na nagraniu i we wpisie Korwin-Mikkego nie widać ogromu pracy poza salą obrad. – Praca w Strasburgu nie ogranicza się tylko do sali plenarnej – mówi w rozmowie z naTemat Jacek Saryusz-Wolski, europoseł PO od 2004 roku. – Tego dnia odbyło się wiele spotkań komisji czy grup politycznych. Pan Korwin-Mikke jest w tzw. grupie niezapisanych, czyli nie należy do żadnej frakcji, dlatego dla niego rzeczywiście to był pusty dzień – wyjaśnia wiceszef Europejskiej Partii Ludowej.
– Tam jest tak dużo spotkań, że biega się z jednego na drugie z wywieszonym językiem. Praca nie redukuje się tylko do sali obrad – zaznacza polityk. – Pan Korwin-Mikke po prostu nie wie o czym mówi – dodaje Saryusz-Wolski.
Wychodzi więc na to, że zapowiadana w kampanii euromasakrowanie Korwina już się zaczęło, ale na razie niestety dotyczy jego samego.