Paweł Kowal staje w obronie Anny Fotygi, której pierwsze wystąpienie jako szefowej podkomisji bezpieczeństwa i obrony Parlamentu Europejskiego zostało nazwane katastrofą. Nie rozumie, dlaczego niektórzy nie dają jej szansy na odnalezienie się w nowym miejscu pracy. W "Bez autoryzacji" Paweł Kowal mówi jednak przede wszystkim o sytuacji na Ukrainie, która nie wygląda dobrze.
Co naprawdę dzieje się na Ukrainie? Wczoraj Rosjanie podali informację, że ich miasto zostało ostrzelane i weszli na teren Ukrainy.
Paweł Kowal: Oni nie muszą wchodzić na teren Ukrainy, bo oni tam są. Pytanie raczej powinno być o zmianę charakteru tej wojny. Problem polega na tym, że Rosja nie zdaje sobie sprawy, że tymi metodami, które stosowali na Krymie, na Ukrainie nie są w stanie wygrać. Nie mają poparcia ludności i szukają zmiany formuły tej wojny. Myślę, że optymalnie z punktu widzenia rosyjskich celów byłoby, gdyby dostali zgodę społeczności międzynarodowej na jakiś rodzaj interwencji i do tego zmierzają.
Mogło dojść do ostrzału rosyjskiego miasta, czy to prowokacja?
Nie mamy dokładnych informacji i nie wiemy, co się dokładnie wydarzyło. Działania rosyjskie wyglądają na prowokacje, które mają uzasadnić działania operacyjne wojsk rosyjskich. Oni po prostu wyobrażali sobie, że na wschodzie Ukrainy będą mieli podobną sytuację, co na Krymie. Okazało się, że tak nie jest i nie są w stanie opanować sytuacji za pomocą podstawionych ludzi. A i tak ponoszą za to odpowiedzialność, bo społeczność międzynarodowa widzi, co się dzieje. Rosjanie szukają więc możliwości zmiany formatu tej wojny. Moje stanowisko jest jasne - uważam, że ta wojna nie kończy się i być może są to dopiero pierwsze akordy.
Czy myśli Pan, że ta wojna ma szansę przerodzić się w klasyczną formę konfliktu wojennego?
Putin na razie obserwuje reakcje Zachodu i na tej podstawie zgadza się (lub nie) na działania swojego wojska i służb. Wczorajszy dzień był zły dla Ukrainy, dlatego że Putin pojechał do Brazylii kibicować Niemcom i miał okazję do długich, swobodnych rozmów z Angelą Merkel, prowadząc jednocześnie działania dyskwalifikujące Ukrainę, gdzie jego wojska były aktywne. Wniosek z wczorajszego dnia dla Putina jest taki, że Zachód jest już skłonny do dalekich ustępstw w sprawie Ukrainy.
To nie chodzi o to, że jakaś pojedyncza rozmowa jest błędem. Tu chodzi o to, że Putin po kilku miesiącach wrócił jako normalny partner na salony międzynarodowe. To wszystko razem powoduje, że po stronie rosyjskiej musi być taka konkluzja, że jest dalej idące przyzwolenie na sytuację na Ukrainie. Błędem jest cały szereg sygnałów, począwszy od wizyty Putina w Normandii do teraz, bo Rosja ma prawo wyciągnąć wniosek, że Zachód nie będzie bronił Ukrainy.
W Polsce podkreśla się, że nasz kraj został wyrugowany z rozmów. Znacznie poważniejszą sprawą jest, że tak naprawdę to Unia Europejska została wyrugowana. Aktywność Catherine Ashton jest już praktycznie niewidoczna w sprawach kryzysu ukraińskiego. Zostały też odsunięte Stany Zjednoczone. Sprawę przejęły Francja i Niemcy, a one są za słabe, aby ten kryzys skończył się pozytywnie dla bezpieczeństwa w Europie.
Jak ocenia pan kompetencje Anny Fotygi? Jej pierwsze wystąpienie jako szefowej jednej z podkomisji zostało nazwane w belgijskich mediach "katastrofą".
Jest moją byłą szefową, więc cóż można powiedzieć o byłym szefie... Wszystko co dobre czy złe zostaje w pamięci. Dziwią mnie ludzie, którzy na samym początku uprawiają hejtowanie jej. To nie ma żadnego sensu. Myślę, że każdy, kiedy zaczyna swoją pracę w nowym miejscu, a komisja jest miejscem nowym dla Anny Fotygi, powinien mieć jakiś kredyt dobrej woli. To, co ja mam do powiedzenia, to życzenia, aby jej się udało.