
Jak nad morzem, to obowiązkowo świeża ryba w miejscowej smażalni. Może nie jest za tanio, ale smacznie i zdrowo. Na pewno? – Jak przychodzi sanepid do jednej restauracji na początku ulicy, to za minutę wszyscy wiedzą. Pracownicy bez książeczek uciekają tylnymi drzwiami, a urzędnicy sprzedadzą się za 50 złotych i obiad – zdradza w rozmowie z naTemat pracownik jednego z trójmiejskich lokali gastronomicznych.
– Zacznę od miejsca, gdzie pracowałam razem z Maćkiem. Skromna knajpa, stylizowana na rybacką. Po wejściu od razu wiedziało się, że nie można od niej wymagać zbyt dużo: drewniany bar z klejącym się blatem, milion tandetnych dzwoneczków pod ,,strzechą" z której podczas ulew kapało lub nawet leciał strumyczek wody (szczególnie na kuchni) – opowiada Agnieszka.
Jak przychodzi sanepid do pierwszej restauracji na początku ulicy to za minutę wszyscy o tym wiedzą. Pracownicy bez książeczek uciekają tylnymi drzwiami, a urzędnicy sprzedadzą się za 50 złotych i obiad, bo pensje i tak dostaną. Niektóre knajpy dostając cynk, że idzie sanepid od razu się zamykają.
Kotlet w łapówce
Do lokalu, w którym zaczęła pracować, po kilku dniach przyjeżdża kontrola z sanepidu. – Pani usiadła z tyłu na dworze przy stoliku dla personelu baru, zjadła obiad, a do środka nawet nie weszła. Rozmawiała z nią właścicielka, były na "ty". Słyszałam, jak tłumaczyła, że bar funkcjonuje od 20 lat, że to rodzinny interes, że nie ma potrzeby wchodzić do środka. Pani z sanepidu skontrolowała podwórze baru, nie wchodząc nawet do kuchni. Nie sprawdzając czystości lokalu czy książeczek pracowników, zakończyła kontrolę. Więcej w tamtym sezonie nie przyjechała – kwituje Olga.
W trwającym sezonie letnim, podczas kontroli przeprowadzanych w obiektach gastronomicznych w pasie nadmorskim nałożono łącznie ponad 124 mandaty na 28 000 zł – średnia wysokość mandatu wynosi więc 226 zł. Należy pamiętać, że wysokość mandatu miarkowana jest w zależności od stwierdzonego naruszenia oraz ryzyka, jakie ono za sobą niesie.
Kary to zazwyczaj mandaty do 500 zł lub wydanie decyzji dla właściciela restauracji o zlikwidowaniu nieprawidłowości. W skrajnych przypadkach następuje zamknięcie lokalu, ale zdarza się ono niezwykle rzadko. Urzędnik wydaje taką decyzję np. gdy właściciel ma zgodę na jedną rzecz, a wykonuje inne albo w przypadku gdy produkcja żywności zagraża zdrowiu i życiu.
Zatrważające warunki pracy, przechowywania i produkcji żywności w miejscach, gdzie pracowali i nadal pracują nasi rozmówcy, rodzą pytania o to, co właściwie jedli klienci tych restauracji. Maciek bez skrupułów przyznaje, że poleca jadać tylko w fast foodach, bo one są na cenzurowanym i ściśle pilnowane, albo w zaprzyjaźnionych restauracjach. W miejscu, gdzie pracował wyglądało to następująco. – Dania podgrzewane są w foliowych woreczkach w mikrofali. Rzeczy raz rozmrożone ponownie są głęboko zamrażane. Oszczędza się na środkach czystości, a kucharze nie przestrzegają higieny. Jeśli coś spadnie na ziemie to podniosą i nie wyrzucają. Z innych knajp słyszałem, że naczynia opłukują letnią woda bez wyparzania, a niektóre resztki po klientach trafiają z powrotem na talerz – tłumaczy chłopak.
Nie słyszałam i nie spotkałam się z przypadkami przekupywania urzędników sanepidu przez właścicieli lokali gastronomicznych.
