Kibice Legii Warszawa i Lecha Poznań od lat żyją ze sobą, jak pies z kotem. Skąd wzięła się ta wzajemna nienawiść między klubami oraz jak przekłada się na ona na rzeczywistość?
Boiskowe i pozaboiskowe emocje rzucają cień na historię konfrontacji tych dwóch utytułowanych polskich drużyn. W Poznaniu twierdzą, że wszystko zaczęło się od uprzywilejowanej pozycji ekipy ze stolicy. Legia jako klub wojskowy, przez wiele lat ściągała najlepszych piłkarzy z całej Polski.
Gdy któryś z nich wyróżnił się na tle innych ligowców, od razu dostawał powołanie do wojska. - Siłą rzeczy trafiał później na Łazienkowską. Proceder ten był w latach 70. i 80. na porządku dziennym. Dotyczył głównie młodych graczy, także z innych warszawskich drużyn. Legia tym zjawiskiem zdobyła sobie wielu wrogów - opowiada nam anonimowy rozmówca, który kibicował kiedyś Gwardii Warszawa.
Powołanie do zasadniczej służby wojskowej przez wiele lat było darmową formą pozyskiwania wyróżniajacych się zawodników przez "Wojskowych". Nawet dziś wielu klubowych kibiców nie potrafi wybaczyć im tych grzechów z przeszłości.
Z Lecha też brali
Warszawianie zarzucali swoje sieci także na tych opornych graczy, nawet z Poznania. Tamtejsi starsi kibice na pytanie o powód nienawiść do Legii odpowiadają bez namysłu: - Kradła nam najlepszych piłkarzy! Dotyczyło to m.in. reprezentacyjnego bramkarza Henryka Skromnego w latach 40. Później podobne historie związane były z nawiskami Floriana Wojciechowskiego czy Janusza Gogolewskiego.
Mateusz, kibic Lecha spod Warszawy, przyczyn antagonizmów także doszukiwałby się w przeszłości - Wiesz, Legia jako klub wojskowy zawsze miała argument, by ściągnąć do siebie najlepszych piłkarzy. Najsłynniejsze "przenosiny" z Lecha do Warszawy dotyczyły osoby Mirosława Okońskiego. Ale to nie tylko on. Poza tym, to także rywalizacja regionów, miast - mówi w rozmowie z naTemat.
Na podobny czynnik zwraca uwagę Kuba. On akurat sympatyzuje z Legią. - Zawsze było tak, że to dla Lecha mecz z Legią był najważniejszy. A Legia? W Warszawie bardziej znienawidzone były: Wisła, Polonia i Widzew. Poza tym faktem jest, iż Legionistów szczególnie nie lubi się w Wielkopolsce. Mam kolegów-studentów, którzy jakiś czas temu przenieśli się do Poznania i bardzo często spotykają się z negatywnymi określeniami odnośnie stolicy. Odnoszę też wrażenie, że część poznaniaków ma jakiś kompleks. To nie przypadek, że nazywa się ich "pyrami" - analizuje.
Mateusz był na stadionie przy Bułgarskiej na ostatnim meczu z Legią. Myślał, że po ostatnich wydarzeniach w Bydgoszczy kibice obu drużyn solidaryzują się ze sobą w ramach protestu przeciwko władzy. Było to jednak krótkotrwałe zjawisko. - Założyłem się z bratem, że w czasie tego meczu nie będzie żadnego "pocisku". Niestety, już po kilku minutach przegrałem ten zakład. Przyśpiewki na Legię szły i to dość konkretne - mówi w rozmowie z nami.
Rozróby w Bydgoszczy zjednoczyły zwaśnionych kibiców. Jednak tylko na chwilę. Generalnie, w ostatnich dwudziestu latach doszło do dwóch wydarzeń, które utrwaliły podziały między Lechem a Legią.
Odebrany tytuł skłócił oba zespoły
W Warszawie niechęć do Lecha spotęgowało zamieszanie dotyczące tytułu mistrza Polski sprzed 19 lat. Początkowo zdobyli go piłkarze Legii, którzy w ostatniej kolejce sezonu 1992/1993 pokonali krakowską Wisłę 6:0. Drugie miejsce zajął ŁKS, pokonując w ostatni meczu Olimpię Poznań 7:1.
Radość w stolicy nie trwała długo, bowiem PZPN postanowił odebrać Legii tytuł i wykluczyć z europejskich pucharów. Zarząd związku podjął taką decyzję, gdyż uznał, że warszawiacy kupili mecz z Wisłą. Mimo że nie było na to żadnych formalnych dowodów. Drugiemu ŁKS-owi także odebrano karnie trzy punkty. W rezultacie mistrzem został Lech, z czym do dziś na Łazienkowskiej nie potrafią się pogodzić.
- Fakt, kibice Legii do dziś uważają, że tamten tytuł im się należał. Przecież każdy wie, że nikt w tamtych czasach nie grał w lidze czysto - mówi nam Mateusz. - A co do sytuacji z Pucharem Polski, to tam atmosferę podkręcili piłkarze Lecha. Taki Piotr Reiss przez cały czas wspominał, że jego największe marzenie to wbić gola na Łazienkowskiej - dodaje.
Kuba z kolei nie sądzi, by pierwsze z wydarzeń miało aż tak duże znaczenie. - Jestem często na "Żylecie" i jest tam wiele osób w wieku 15-18 lat. Mogę Ci zagwarantować, że gdy cały stadion skanduje "Mistrza przy stole, ja Lecha w d…. p…., to oni nie wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi - podkreśla.
- Od 1993 roku roku nastała prawdziwa wojna między kibicami obu drużyn. Fani Legii do dziś nazywają Lecha "Mistrzem wyłonionym przy stole" - zaznacza Stefan Szczepłek z "Rzeczpospolitej".
Wspomina także inną historię. - Pierwsze objawy konfliktu między drużynami pojawiły się już prawie 40 lat temu, wiosną 1973. Podczas jednego ze spotkań obrońca "Kolejorza" złamał wówczas nogę Władysławowi Stachurskiemu. W związku z tym w Warszawie zapanowała opinia głosząca, iż zawodnicy Lecha to "kosiarze" - mówi dziennikarz.
O małej fance Lecha i znienawidzionym piłkarzu
Pojedynki Legii z Lechem wywołuje ogromne emocje, nie tylko stricte sportowe. Relacje między fanami obu zespołów udzielają się nawet najmłodszym. W internecie możemy zobaczyć filmik, na którym mała dziewczynka, fanka "Kolejorza", śpiewa "A Legia kurczak, a Legia kurczak". Rzecz jasna, to ocenzurowana wersja popularnej wśród poznańskich trybun piosenki, obraźliwej wobec warszawskiego klubu. W oryginale zamiast słowa "kurczak" występuje najbardziej znane polskie przekleństwo.
Były piłkarz m.in Legii i Lecha Paweł Kaczorowski na własnej skórze odczuł, jak daleko sięga nienawiść między fanami obu zespołów. Jeszcze jako zawodnik "Kolejorza" śpiewał piosenkę obraźliwą dla Warszawiaków. Niedługo potem trafił na Łazienkowską. Stołeczni kibice nigdy nie mogli mu wybaczyć tego zachowania.
Także samym pojedynkom Lecha z Legią od lat towarzyszą spore emocje. Ostre zagrania wykraczające poza reguły gry w piłkę, kartki, kontrowersyjne decyzje sędziowskie są stałymi elementami spoktań. Na boisku obserwujemy więcej walki niż prawdziwego futbolu. Goli jest jak na lekarstwo.
Gdyby typować wynik jutrzejszego meczu, najłatwiej przewidywać bezbramkowy remis lub zwycięstwo jednej z drużyn różnicą jednego trafienia. Jednak jeśli mecz znów nie będzie stał na wysokim poziomie, piłkarze, trenerzy, arbitrzy i kibice za pewne i tak dostarczą nam wielu emocji. Być może znów napiszą kolejny rozdział burzliwej historii konfrontacji Legii z Lechem.