Gdy Portugalczyk Luis Figo przeszedł z Barcelony do Realu Madryt, na stadionie Camp Nou regularnie doświadczał seansu nienawiści. Ale my w Polsce też mamy swojego Figo. Paweł Kaczorowski, jeszcze jako piłkarz Lecha, dawał do zrozumienia, że nie przepada za warszawską Legią. Tyle, że do tej Legii jakiś czas później trafił. Nie zjednał sobie kibiców, ci go wyzywali, wywieszali obraźliwe transparenty, a i różne przedmioty leciały na niego z trybun. Dziś Kaczorowski nie gra już w lidze ale my, przed meczem Legia - Lech, postanowiliśmy wrócić do tej historii. I chwilę z nim porozmawiać.
- Pytanie, komu będzie pan kibicował w meczu Lecha z Legią, jest chyba retoryczne…
- Nie ukrywam, że Lech jest dużo bliżej mojego serca. Choć wie pan co, ja Legii też kibicuję. Gdy mierzy się z kimś w europejskich pucharach, trzymam za nią kciuki. Podobnie jak za wszystkie polskie drużyny.
- Nie wierzę, że nie chowa pan do Legii żadnej urazy. Że nie żałuje przejścia do niej z poznańskiego Lecha
- Ja jestem osobą, która nie żałuje żadnych podjętych w swoim życiu decyzji. Niech pan to wyraźnie napisze.
Kaczorowski jeszcze w Lechu, śpiewa o Legii. Stąd pseudonim"chórzysta"
- Co było na tym transparencie? "Chórzysto, nigdy nie będziesz legionistą". Do tego z trybun stadionu Legii leciały w pana stronę banany.
- I widzi pan, to właśnie jest żenujące. Tego nie mogę zrozumieć. Że ja zostałem zapamiętany jako piłkarz, w którego stronę ktoś coś mało fajnego krzyczał. Że ludziom mecze Lecha z Legią, w których ja grałem, z tym właśnie się głównie kojarzą.
- Chyba trudno by było inaczej.
- Ale przecież ja wtedy w tej Legii naprawdę dobrze grałem. Byłem w formie, pokazywałem się. Dostawałem nawet powołania do reprezentacji.
Fragment tekstu Jakuba Polkowskiego z weszlo.com:
„Kaczor” jeszcze jako zawodnik Lecha Poznań, po zwycięstwie w Pucharze Polski, mało nie zdarł sobie gardła intonując znaną przyśpiewkę, obrażającą Legię – „W nienawiści do tej drużyny…”. Los bywa jednak przewrotny. Czasem nawet złośliwy. Pół roku później Kaczorowski podpisał kontrakt z Legią. W Warszawie mógłby jednak stanąć na uszach, zacząć grać jak Ronaldo, wygrywać mecze w pojedynkę, a i tak nie zyskałby akceptacji kibiców. Tu, chcąc nie chcąc, był postrzegany jako „chórzysta”. W jego stronę leciały nie tylko gwizdy, wyzwiska, ale i gumowe kaczki, a cały stadion regularnie śpiewał na dwie trybuny „Kaczorowski! Co? Ty k…”.
- W 2004 roku, jeszcze jako piłkarz Lecha, zdobywał pan na Legii Puchar Polski. Ale świętowanie tego sukcesu ktoś wam wtedy zakłócił.
- To byli kibice Legii, którym najwidoczniej nie podobało się to, że celebrujemy nasz sukces. Zostaliśmy wtedy przez nich zaatakowani, poturbowali kilku naszych chłopaków. Ale proszę, zostawmy to.
- To był mecz Lecha z Legią, który pan pamięta szczególnie?
- Myślę, że tak. Ta cała nasza droga po puchar była wtedy wspaniała i wyjątkowa. I jeszcze finałowy dwumecz, akurat przeciwko Legii. Ale pamiętam też inny mecz, rozgrywany później, gdy już grałem w Legii i występowaliśmy w Poznaniu. Też Puchar Polski, skończyło się na 0:0.
- Tym razem kibice Lecha na pana bluzgali?
- Ja się trochę obawiałem ich reakcji, spodziewałem się, że przywitają mnie umiarkowanie przyjemnie. Ale nie, niczego na mnie nie krzyczano, nie byłem tam obrażany.
Wspomniany przez Kaczorowskiego finał Pucharu Polski, odprawa w szatni Lecha:
- Kto wygra w sobotę?
- Trudne pytanie. Z jednej strony Lech ostatnio trochę odżył i prezentuje się dużo lepiej. Ale nie będę ukrywał, że faworytem jest Legia bo jednak formę ma dosyć równą. Ale wie pan co te mecze odróżnia?
- Nie, to w obu tych ekipach piłkarze wiedzą jakie to jest spotkanie. Oni po prostu czują atmosferę tych meczów. To nie jest taka Wisła Kraków, gdzie roi się od obcokrajowców, którzy nie rozumieją dlaczego akurat na mecz z Cracovią muszą się spiąć szczególnie.
- Hitowe mecz ostatnio nas notorycznie zawodzą.
- Ten będzie inny, ciekawy. Myślę, że padnie w nim sporo bramek.
- Mariusz Rumak to odpowiednia osoba? Odpowiedni trener klubu z wielkimi aspiracjami?
- (śmiech) Nie będę się wypowiadał w tej sprawie. Tak postanowili prezesi i tego musimy się trzymać.