– Lepiej zawrzeć z nimi dobrą umowę, niż płacić za każdy przyjazd do szpitala, w tym także nocami – tak dyrektor szpitala w Bielsku-Białej Ryszard Batycki wyjaśnił w "Wyborczej", czemu zatrudnia na etat księdza. Takie tłumaczenie każe sądzić, że księża – którzy przecież posługę pełnią, by spełniać misję, a nie dla pieniędzy – żądają zapłaty za przyjazd do umierających w szpitalu. I m.in. dlatego państwo musi wydawać setki tysięcy złotych na szpitalnych kapelanów.
Służba zdrowia zatrudnia około tysiąca księży. W Bielsku-Białej, jak pisze „Gazeta Wyborcza”, w szpitalu wojewódzkim jest aż dwóch księży na etacie – w tym czasie dyrektor tnie pielęgniarkom dodatki za pracę. Gdy dziennikarze „GW” zapytali dyrektora szpitala Ryszarda Batyckiego czemu zatrudnia księży, Batycki stwierdził tylko, że tak jest lepiej – zawrzeć umowę niż płacić za każdy przyjazd.
Szpital nic nie wie o dojazdach księży
Taka odpowiedź sugeruje, że księża żądają – lub przynajmniej żądali – zapłaty za przyjechanie do ostatniego namaszczenia. Dziwi to o tyle, że w sytuacji gdy ktoś jest umierający i chciałby skorzystać z sakramentu, pieniądze powinny być ostatnią rzeczą, o jakiej myśli duchowny. Czyżby było odwrotnie?
Niestety, dyrektor szpitala w Bielsku-Białej wyjechał na urlop, a jego zastępczyni Małgorzata Przysada nie była w stanie wyjaśnić nam słów swojego przełożonego. - U nas jest kapelan i nie mamy żadnego problemu z księdzem. Takie są potrzeby i wymagania, dzisiaj każdy musi być namaszczony przed śmiercią, bo pacjenci tego najczęściej wymagają – mówi Przysada. Jak podkreśla, szpital pozostaje w kontakcie również z duchownymi innych wyznań, by w razie czego mogli przyjechać do szpitala.
Kapelan też nie wie o co chodzi
Również sam kapelan ks. Tomasz Reszka nie był dostępny pod swoim telefonem – zastępuje go ks. Maciej Zawisza, proboszcz parafii, z której wywodzi się kapelan. Duchowny w rozmowie z nami przyznaje, że nigdy nie spotkał się z żądaniem zapłaty ze strony księdza, który miał jechać do szpitala. - Nic o tym nie wiem i nic o tym nie słyszałem – mówi.
Słowa dyrektora szpitala zaś ksiądz po prostu bagatelizuje. - Ktoś tam coś powiedział, może ma jakieś swoje doświadczenia – komentuje. Gdy pytam, jakie ma zdanie na temat zatrudniania księży na etat i czy nie uważa tego za komercjalizację ostatniego sakramentu, proboszcz odpowiada tylko: - W obecnym modelu ksiądz jest na etacie i tyle. To działa i działa dobrze.
Księża zawsze na miejscu
W innych szpitalach, do których dzwoniliśmy – m.in. w Rzeszowie, Słupsku i Krakowie – też nikt nie słyszał o tym, by ksiądz do namaszczenia chorych lub ostatniego namaszczenia przyjeżdżał za opłatą. Problem jednak w tym, że w zasadzie wszystkie szpitale nie zetknęły się z tym zjawiskiem, bo same zatrudniają duchownych na etat.
Z kolei gdy zapytać parafie, czy księdzu należy za namaszczenie chorych lub ostatnie namaszczenie wręczyć jakieś pieniądze, odpowiedź zależy od konkretnej placówki. – Nie mamy takiego zwyczaju, ale oczywiście ksiądz przyjmie pieniądze, jeśli je Pan wręczy – usłyszałem w kancelarii jednej z podwarszawskich parafii. W innej podkreślono zaś, że nie jest to obowiązek, ale tradycyjnie wręcza się wtedy księdzu „ofiarę”.
Cenniki są, ale nieoficjalne
Wiadomo jednak, że kościół nie przyznaje się do stosowania cenników sakramentów – chociaż nieoficjalnie funkcjonują one od dawna. Ceny w poszczególnych parafiach można znaleźć na stronie colaska.pl, a relacji rodzin czy małżeństw, które zetknęły się z obowiązkową kwotą do zapłaty, nie brakuje.
Pobieranie opłat za ostatnie namaszczenie wydaje się już wyjątkową przesadą – wszak trudno od umierającego i jego rodziny oczekiwać pieniędzy – ale trudno stwierdzić, czy poza kapelanami, którzy dostają za to pensje, księża żądają zapłaty za przyjazd do chorego. Niewątpliwie jednak na tych na etacie i tak wydajemy bardzo dużo.
Kapelan dla każdego. Za kasę
Zgodnie z konkordatem w każdym szpitalu, gdzie jest powyżej 70 łóżek, musi być zatrudniony kapelan – przynajmniej na część etatu. Jak mówił krajowy duszpasterz służby zdrowia ks. Józef Jachimczak w rozmowie z „Dziennikiem Łódzkim”, w Polsce jest obecnie około tysiąca kapelanów szpitalnych.
Gazeta podkreślała wówczas, że na etacie księża dostają „najczęściej” 4 tysiące złotych brutto, a do tego tzw. dodatek stażowy – taki sam jak dla lekarzy. Dodatek taki przysługuje po 5 latach pracy i wynosi 5 proc. miesięcznego wynagrodzenia zasadniczego. Za każdy kolejny rok pracy dodatek rośnie o 1 proc. rocznie do momentu, kiedy stanowi 20 proc. pensji. Dlatego kapelani pracujący na pełny etat i z wieloletnim stażem mogą śmiało liczyć na pensję w wysokości kilku tysięcy złotych netto. Jak jednak zaznaczał ks. Jachimczak, każdy ksiądz indywidualnie negocjuje pensje ze szpitalem.
Każda placówka sama zarabia na kapelana
NFZ nie pokrywa jednak tego zapotrzebowania finansowego szpitali – każda placówka musi na własną rękę szukać pieniędzy na etaty dla duchownych. W szpitalu MSWiA na przykład na pensje przeznacza się środki z wynajmu pomieszczeń szpitalnych. Czasem jednak dochodzi do tak absurdalnych sytuacji, jak w opisanym przez „GW” szpitalu w Bielsku-Białej – gdzie zatrudnionych jest dwóch kapelanów, ale pielęgniarkom tnie się pensje.
Co ze swoimi zarobkami zrobią potem księża, zależy już tylko od wewnętrznych ustaleń Kościoła. W niektórych miejscach, jak np. Łodzi, duchowni ze szpitali są zobowiązani dzielić się połową pensji ze swoimi braćmi z parafii. W innych mogą zatrzymywać całą pensję dla siebie.
Kapelan-wolontariusz? "Frajer"
Oczywiście sami kapelani, tak jak ks. Maciej Zawisza, nie widzą nic złego w braniu państwowych pieniędzy za posługę dla umierających i chorych. Faktem jest, że ich „praca” nie jest łatwa – to często kilkugodzinne rozmowy z pacjentami, obchodzenie całego szpitala, każdej sali, udzielenie komunii każdemu choremu, który o to poprosi. „Pracy” więc trochę jest, a jak mówi nam proszący o zachowanie anonimowości ksiądz pełniący posługę kapelana, większość umierających prosi o spotkanie z duchownym.
Nasz rozmówca pełni jednak swoją funkcję... jako wolontariusz. Właśnie dlatego, że moralnie sprzeciwia się braniu za to pieniędzy – i dlatego też nie może mówić o tym oficjalnie. – Inni księża w mojej miejscowości podkpiwają ze mnie, że nie jestem na etacie i nie chcę brać pieniędzy. Po prostu uważają mnie za frajera – mówi nam ksiądz. Zaznacza jednak przy tym, że z taką postawą nigdy nie spotkał się u przełożonych – ci nigdy nie krytykowali jego wyboru – a jedynie wśród innych kapelanów.
- Ksiądz, jeśli szpital jest na terenie jego parafii, ma po prostu obowiązek pójść do chorego, jeśli zostanie wezwany, ale wynika to ze zwyczaju kościelnego – wyjaśnia nasz rozmówca. – Ale kwestia opłaty nigdzie nie jest ujęta. Ale ponieważ pacjent ma mieć dostęp do usług kapelana, to powstają dla nich etaty – dodaje duchowny. Podkreśla przy tym, że szpitale zatrudniają księży, bo boją się oskarżeń o to, że nie zapewniły pacjentowi możliwości spotkania z księdzem.
Branie pieniędzy za posługę - komercjalizacja sakramentów
Zdaniem naszego rozmówcy jednak branie pieniędzy od wiernych w takich sytuacjach jest po prostu niewłaściwe. – Kiedyś, zastępując pewnego kapelana, poszedłem zrobić ostatnie namaszczenie. Rodzina potraktowała to wszystko bardzo oficjalnie, chciała wręczyć mi ofiarę. Odmówiłem i powiedziałem im, że przecież kapelan, którego zastępuję, dostaje za to regularną pensję – wspomina ksiądz.
Duchowny sprzeciwia się etatom dla księży w służbie zdrowia z jeszcze dwóch powodów. Jednym jest rutyna, w jaką może wpaść ksiądz będący kapelanem w szpitalu. - Uwiązanie księdza na etacie może powodować, że kapelan jest na terenie szpitala, bo musi, ale nie wykazuje się gorliwością, przestaje czuć powołanie. Wtedy odbębnia swój obchód po szpitalu, nie pełni swojej funkcji tak jak powinien, nie poświęca chorym na przykład kilku godzin na rozmowę – wyjaśnia nasz rozmówca.
Przede wszystkim jednak anonimowy ksiądz wskazuje, że zatrudnianie księży w szpitalach po prostu stoi w sprzeczności z misją. – To powoduje komercjalizację posługi, sakramentów – podkreśla duchowny. A jak przypomina, w Kościele i wierze nie powinno chodzić o pieniądze, tylko o pomoc innym, prawda?