
Kiedy Janusz Korwin-Mikke spoliczkował Michała Boniego, zapanowało powszechne oburzenie. W wielu środowiskach polityk przestał być mile widziany, media skazały go na ostracyzm. Uznano, że tym razem przesadził. I słusznie. Kiedy Rafalala uderzyła mężczyznę, który nie chciał wynająć jej mieszkania argumentując, że nie chce wynajmować „temu czemuś”, stała się bohaterką środowiska LGTB i pożądanym gościem programów telewizyjnych. – Słowo przestało nam wystarczać, dziś bardziej liczy się gest, symbolika – uważa socjolog dr Mirosław Pęczak. Stąd coraz więcej przemocy w życiu publicznym.
Socjolog Mirosław Pęczak zwraca uwagę, że zachowania tego typu są nie tylko efektem bardzo wysokiej temperatury w życiu politycznym, ale też postępującego procesu tabloidyzacji. – Tak się zwykło robić w stacjach telewizyjnych, gdzie regułą jest zapraszanie gości, których obecność w studiu gwarantuje ostre spięcie. Gdzieś zagubiona została idea dialogu, zamiast tego jest konfrontacja stanowisk, wymiana ciosów, a nie argumentów – uważa badacz kultury.
Czy oznacza to, że żyjemy w czasach, kiedy przemoc przestała być piętnowana? Dając upust własnym instynktom, cieszymy się, kiedy ludzie piorą się po pyskach? Nie.
Nie tyle mamy do czynienia z przyzwoleniem na przemoc, co z sytuacją, w której słowo przestaje być skutecznym nośnikiem perswazji. Dziś bardziej się liczy gest, symbolika – stąd znaczenie takich wydarzeń jak różne marsze, pikiety, skandowanie haseł. Polemika zaś odbywa się na łamach prasy, i to nie każdej.
– Porównywanie czynu Rafalali i Korwina nie ma sensu. Korwin-Mikke bowiem swój akt przemocy zaplanował i z zimną krwią przy pierwszej nadarzającej okazji wykonał. Rafalala zareagowała emocjonalnie i impulsywnie i po prawdzie, trudno jej się dziwić. Korwin-Mikke ponadto odpowiedział agresją na kłamstwo, a Rafalala broniła swojej godności człowieka. Różnica w skali jest oczywista – uważa filozof dr hab. Remigiusz Ryziński z Wyższej Szkoły Informatyki, Zarządzania i Administracji w Warszawie.
