"W Polsce właściwie nie powinienem wyrażać swojego zdania, bo głosząc na przykład w sprawie OFE inny pogląd niż rząd, doprowadzam do faszyzmu, jak się okazuje. Ponieważ grozi nam Kaczyński, to nie dyskutujmy i nic nie róbmy - to jest najgorsze. Ludzie próbujący sprowadzić sytuację do takiego wyboru - Tusk albo nieszczęście - doprowadzają do nieszczęścia" – uważa prof. Jerzy Hausner, znany ekonomista, członek Rady Polityki Pieniężnej.
Prof. Hausner w obszernej rozmowie z Grzegorzem Sroczyńskim z "Gazety Wyborczej" wypowiada się m.in. na temat tego, co sam nazywa "walką dwóch plemion". Dziś są to akurat PiS i PO, ale gdyby nie one, prawdopodobnie walczyły by ze sobą jakieś inne. "Bo Polacy tak chcą" – twierdzi ekonomista.
W dodatku, przekonuje, jedno z nich "wyznaje idiotyczną zasadę, że nie wolno krytykować rządu Tuska, bo po nim przyjdzie faszyzm". "Jeden z polskich intelektualistów palnął mi taką oto mowę: 'Jeśli krytykujesz rząd, to jesteś pożytecznym idiotą, przyczyniasz się do upadku naszej republiki. Upadnie jak Republika Weimarska'. Myślałem, że spadnę z krzesła. To znaczy, że mamy do czynienia z sytuacją, w której polskie elity uważają - mówiąc brutalnie - że trzeba stulić pysk. A przecież zdrowe życie publiczne jest wtedy, gdy mając wątpliwości, mogę je swobodnie wyrażać" – mówi.
Sprzeciwia się dwubiegunowemu przedstawianiu świata: Tusk albo nieszczęście. "Demokracja, w której zaczyna brakować rzeczywistej alternatywy programowej, zaczyna zmierzać w kierunku systemu półautokratycznego z Tuskiem w roli jedynego możliwego wyboru" – twierdzi.
Jesteśmy molekułami
Polityka to jeden z wielu tematów dyskusji profesora z dziennikarzem. Hausner ostrzega również, że przez ostatnie 25 lat Polska rozwijała się w "sposób molekularny", ale to już powoli przestaje wystarczać.
"Rozwijamy się za sprawą aktywności indywidualnej w ramach mikrostruktury, którą można nazwać społeczną molekułą. To rodzina, grupa znajomych, osoby sprawdzone. Polacy ufają sobie wyłącznie w ramach tych mikrostruktur, które nie służą już do załatwiania mięsa czy uszczelki do kranu jak w czasach Peerelu, ale stały się podstawą wszelkiej naszej aktywności. Również gospodarczej" – podkreśla.
Dlatego też sytuację Polski porównuje do lotu rakiety, która odpaliła jeden mocny silnik – "trajektoria lotu na razie wciąż się wznosi, ale pęd zaczyna słabnąć. Żeby nie spaść i wejść na orbitę, trzeba odpalić kolejne silniki".
Zdaniem ekonomisty, żeby wejść na wyższy etap rozwoju, musimy lepiej opłacać pracę - inwestować w kapitał ludzki. Dobrym przykładem jest tutaj PESA: "To przecież jeden z peerelowskich zakładów naprawy taboru kolejowego. Co się stało z większością? Upadły. A PESA miała właściciela, który nie chciał brać tylko zleceń od państwa, stukać młotkiem w stare wagony i drżeć, że jeśli w PKP Cargo wymienią prezesa, to zlecenia dostanie ktoś inny i trzeba będzie zwijać interes. Ludzie z PES-y postanowili wyjść z molekuły, ruszyli na uczelnie, i zaczęli ściągać m.in. designerów tuż po ASP. Wymyślili, że będą produkować wagony ładniejsze od włoskich i sprzedawać je na całym świecie".
Karygodne Miasteczko Wilanów
Kluczowe jest też budowanie kapitału społecznego, wspólnotowości. Tymczasem nie ma przestrzeni, by to robić. Prof. Hausner wylicza, że skomercjalizowaliśmy przestrzeń miasta,
zlikwidowaliśmy przestrzeń otwartą, odgrodziliśmy urzędy. "Przestrzeń w wolnej Polsce została zawłaszczona lub skomercjalizowana" – mówi.
Dom kultury? Biblioteka osiedlowa? To brzmi śmiesznie i "pachnie Peerelem".
"Przestrzeń miejska - nawet jeśli ma prywatnego właściciela - jest przestrzenią wspólną. Nie wolno jej całkowicie zawłaszczać. Nie może być tak, że jedynymi publicznymi miejscami, gdzie ludzie mogą się spotykać, są w Polsce supermarkety i kościoły" – ocenia ekonomista.
Niech pan spojrzy na domy - wyglądają zupełnie inaczej niż za komunizmu. Są kwiatki, ogródki, tu klombik, tam żywopłot i tak dalej. Tego nigdy nie mieliśmy, wszystko przecież było szare. Ale co z drogą do tego domu? Co ze śmieciami w pobliskim lesie? Polskie problemy zaczynają się za ogrodzeniem.
Prof. Jerzy Hausner
Osiedle Miasteczko Wilanów - coś karygodnego. Czy tam może się pojawić jakikolwiek kapitał społeczny? Jakaś wspólnotowość? Nie ma przestrzeni, za którą ludzie mogliby poczuć odpowiedzialność i być w niej razem.