Grand Prix Bahrajnu Formuły 1 to chyba najbardziej kontrowersyjne zawody sportowe w tym roku. W przypadku których pytania o wymiar etyczny są dużo głośniejsze, niż nawet te kierowane pod adresem organizatorów igrzysk olimpijskich, czy Euro 2012. Trudno bowiem nie dziwić się, jak najbardziej prestiżowa seria wyścigowa na świecie może bawić się na torze, dookoła którego reżim zabija ludzi.
Arabska wiosna wciąż w Bahrajnie trwa. Od ponad roku. Zaczęła się tuż przed poprzednim GP Bahrajnu, które wówczas natychmiast odwołano. Szef - a jak mówią niektórzy, bóg Formuły 1 - Bernie Ecclestone nie chciał bowiem ryzykować, że bolidy będą fotografowane na tle czołgów, które wtedy dominowały na ulicach większości miast Bahrajnu. Od tego czasu niewiele się jednak w tym arabskim królestwie zmieniło. Opozycja przeciwko monarchii nadal protestuje, a wojsko wciąż nie waha się używać przeciw niej najostrzejszych metod. Stosunkowo opanowana jest jednak sytuacja okolicach toru Sakhir, na którym rozgrywa się w ten weekend rywalizacja.
Choć i w tym roku tamtejsze trybuny będą świeciły pustkami, władzom F1 wystarczyło to, by zdecydować o utrzymaniu wyścigu o GP Bahrajnu w kalendarzu. Wszyscy dobrze pamiętają bowiem, ile kosztowało odwołanie go w ubiegłym roku. Nikt nie liczy strat z biletów. Chodzi głównie o kontrakty na reklamy i za relacje telewizyjne. A najbardziej smutną prawdą o Formule 1 jest to, że nieubłaganie rządzą nią pieniądze. Zdolne wygrać z pięknem tego sportu, duchem zdrowej rywalizacji, a nawet zwykłą logiką. To, że decyzja o wycieczce do Zatoki Perskiej jej urągała jasne było już w czwartek, gdy zespoły przygotowywały się do pierwszych piątkowych treningów.
Większość ekip zakwaterowana jest nie w bezpośrednim sąsiedztwie toru, a w hotelach w centrum Manamy. By tam dotrzeć muszą więc pokonać prawie całą wyspę, na której położone jest to państewko. W ten sposób trudno nie trafić więc w miejsce, gdzie toczy się rewolucja. I członkowie teamu Force India w takie trafili. W sam środek starć między służbami bezpieczeństwa, a opozycjonistami. Obok ich auta wybuch koktajl Mołotowa. Na szczęście kierowca znał alternatywną drogę, którą szybko udało im się uciec. Po tym incydencie Force India zastanawiała się nawet, czy nie wracać do domu, lub chociaż ograniczyć konieczność opuszczania hotelu i zrezygnować z treningów. Ostatecznie z Bahrajnu uciekł tylko jeden z mechaników.
Jednak dzisiaj wielu komentatorów z całego świata stawia pytanie, czy dla dobra biznesu warto było podejmować takie ryzyko, skoro zamiast wyników właśnie zakończonych kwalifikacji, media mówią o F1 raczej w kontekście śmierci. Ponieważ tuż przed dzisiejszą rywalizacją o pole position w pobliżu stolicy Bahrajnu doszło do starć, w których zginał jeden z protestujących, a siedemdziesięciu innych zostało rannych. Osiemdziesiąt osób wtrącono do więzienia. I serwisy informacyjne w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii, Polsce, czy nawet Rosji donoszą o Formule 1 głównie w tym kontekście. A sponsorzy tej serii muszą być tym nie mniej poirytowani, niż gdyby zawody zostały odwołane tak, jak przed rokiem.
Walka o utrzymanie wielkich pieniędzy, które stoją za wielkim sportem nie wygrywa jest decydująca pierwszy raz. Już 40 lat temu to reklamodawcy mieli podobno duży wpływ na to, że po zamachu na reprezentację Izraela podczas igrzysk w Monachium największa impreza sportowa świata trwała spokojnie dalej. To duch biznesu bardzo wydatnie pomógł utrzymać ducha olimpijskiego. Podobnych wątpliwości, czy kontynuować zawody po zamachu na jedną z reprezentacji nie mieli też organizatorzy Pucharu Narodów Afryki, który w 2010 roku odbywał się w Angoli. Trzech zabitych i dziewięciu rannych członków ekipy z Togo, która stała się celem tamtego ataku terrorystycznego, podczas relacji telewizyjnych zostało jedynie wspomnianych na tle reklam największych koncernów świata.
Reklama.
Pedro de la Rosa
szef Stowarzyszenia Kierowców F1
Naszym zdaniem, sami nie wiemy dostatecznie dużo o sytuacji w Bahrajnie, aby mieć na ten temat silną opinię. Polegamy więc na ludziach, którzy przyglądali się wydarzeniom, a więc FIA. Ufamy tym ludziom. To najlepsza rzecz, jaką w tym przypadku możemy zrobić. Jesteśmy sportowcami i musimy działać na torze.
Bernie Ecclestone
szef Formuły 1
Nie mogę odwołać tego wyścigu. To nie ma nic wspólnego z nami.