- Myślę, że najlepszą pomocą dla żebrzącego romskiego dziecka, które zaczepia na ulicy, jest wezwanie policjanta lub strażnika miejskiego, a nie wciśnięcie paru złotych na odczepne - słyszę od Aleksandra. 28-latka, który dobrze wie o czym mówi, bo pierwsze lata życia spędził właśnie żebrząc u boku dawnej rodziny. Biologiczni rodzice nauczyli go tylko tego, a kiedy musieli uciekać z Polski, jego zostawili na pastwę losu. Szansą na nowe życie okazał się dom dziecka, a potem polska rodzina, która podjęła ryzyko jego wychowania.
Żebractwo wzbudza wielkie kontrowersje. Tylko ostatnimi czasy pisaliśmy w naTemat o tym, jak na ulicy można dorobić się własnego biznesu, a większość żebraków to ludzie pracujący dla międzynarodowej mafii, która na londyńskich kontach gromadzi miliony funtów. Niezmiennie od lat najwięcej mówi się jednak w tym kontekście o żebrzących dzieciach. W Europie najmocniej w oczy na ulicach rzucając się te pochodzenia romskiego.
Do nich przed dwudziestoma laty należał Aleksander. Dziś ten 28-latek, z którym spotykam się w jednej z gdańskich kawiarenek, to świeżo upieczony magister startujący powoli z własną firmą. Na początku lat 90-tych był jednak jednym z rzeszy dzieci, które przyjechały do Gdańska i innych polskich miast z południa Europy, by tu wyjść na ulice i pomóc rodzinom w żebractwie.
Pamiętasz jeszcze Rumunię?
Bardzo słabo. Mam takie klisze w pamięci głównie z długą podróżą i taką pierwszą, bardzo zimną zimą. To właściwie jedyny dowód na to, że pochodzę z tego regionu. Choć do końca pewności nigdy nie mieliśmy, bo pamięć dziecka bywa specyficzna. Gdy zawodzi, wymyśla jakieś nowe historie. Rumuński trop był dla ludzi, którzy się mną zaopiekowali najpewniejszy, bo po prostu na język rumuński wtedy najlepiej reagowałem. Po polsku mówiłem słabo, jakieś podstawowe zwroty.
A rodziców sobie przypominasz?
Chyba nawet nie chcę. Nie mam zresztą pewności, że ci, którzy się za nich podawali na pewno nimi byli. Z tego zdałem sobie sprawę dopiero, gdy dorastałem i zacząłem interesować się tym wszystkim. Kiedy zebrałem na to siły, by wrócić do przeszłości. Pamiętam tymczasem bardzo dobrze strach i te dni spędzone na kursowaniu SKM-ką tam i z powrotem. Zawsze kręciliśmy się wokół dworców. Miałem nadzieję, że wreszcie znajdę swoich.
Kto znalazł Ciebie?
Policjanci. Pamiętam, że byłem głodny i zdezorientowany. Co ciekawe, pamiętam co mniej więcej wtedy do mnie mówili, a przecież bardzo słabo mówiłem wtedy po polsku.
Ile miałeś lat?
Około siedmiu. Nigdy nie dowiem się, kiedy dokładnie mam urodziny, bo nie było żadnej dokumentacji, która mogłaby to potwierdzić. A że obchodzi się w ogóle urodziny dowiedziałem się dopiero później. Nie było podobno żadnego śladu, gdzie szukać moich biologicznych rodziców. Ale po latach dowiedziałem się, że to mnie uratowało przed powrotem do jakiegoś wielkiego ośrodka dla romskich dzieci w Rumunii. Nie było dowodu na to, że jestem z Rumunii, więc rumuński konsul się mnie wyparł. Zostałem w Polsce, gdzie przez kilka lat przenosili mnie między domami dziecka.
Nie mogło być w nich łatwo...
W pierwszym spędziłem ponad dwa lata i wspominam to jak bajkę. Tam nauczyli mnie w ogóle czytać i pisać. Zacząłem szkołę. Wiesz, ja do pierwszej klasy poszedłem trzy lata później niż powinienem. Tam też dali mi polskie imię, ale takie bym mógł nadal być "Aleksem". No i wymyślili jakąś datę urodzenia. Gehenną były przenosiny do innej placówki, gdzie było więcej dzieci, a ja byłem jedynym Cyganem. Zarzekałem się przed nimi, że Cyganem nie jestem. Że pochodzę z Turcji. I tak było jednak pełno obelg, bijatyk.
Domyślasz się, dlaczego rodzina Cię porzuciła?
Myślę, że szybko uciekli, pewnie w ogóle z Polski. A mnie po prostu mieli gdzieś. Pewnie uznali mnie za zbędny balast. Pamiętam, że byli jacyś ludzie, którzy im przychodzili robić awantury. Były jakieś bójki. Pewnie szło o pieniądze, a o może strefę wpływów. To przecież były straszne czasy. No i ja tak zostałem tam, gdzie mnie zostawili jak zawsze, żebym podchodził do ludzi po pieniądze.
Krążą legendy, że romscy żebracy żyją tylko w powierzchownej biedzie. W rzeczywistości tymczasem niczego im nie brakuje. Też tak zapamiętałeś pierwsze lata życia?
Nie afirmowałem tego okresu w pamięci przez bardzo długi czas, dlatego może coś się zaciera. Bogactwa sobie jednak nie przypominam. Wiem, że były dni, gdy byłem bardzo głodny, ale i pamiętam wyjścia do pierwszej chyba w Gdańsku restauracji McDonald's. Tak na bogato. Pamiętam też, że mieszkaliśmy w takich byle jakich domkach działkowych. Pewnie na dziko. Ale telewizor tam był.
Nie brzmi jak opowieść o kulisach żebraczego królestwa...
Owszem, ale pamiętaj, że mówimy o początku lat 90-tych. To i dla przeciętnej polskiej rodziny zamożność oznaczała wtedy co innego. I co chciałbym podkreślić, nie przypominam sobie szczęśliwych momentów z tamtego okresu. Raczej to była codzienna praca, zmęczenie, dużo kłótni.
To już lepszy był polski dom dziecka?
Nawet pomimo tych wszystkich starć, które tam miałem z innymi. Byli też przyjaciele. I to tacy, którzy robią mi za braci do dziś. Dzięki temu znalazłem przecież też prawdziwą rodzinę.
No właśnie, kiedy znaleźli się dla Ciebie polscy rodzice?
W listopadzie minie nam 18 wspólnych lat. Wtedy nie myślałem nad tym tyle, ale dziś rozumiem jakiego miałem farta. Cygańskie dzieci, takie mocno już podrośnięte to przecież nie marzenie dla przyszłych rodziców.
Wiesz już co kierowało twoimi?
Byliśmy kilka lat temu razem na wspólnych wakacjach. I trochę postanowiliśmy wtedy porozmawiać o tym, co przez lata pozostawało takim obszarem nietkniętym. Takim, z którym się chyba podświadomie czekało aż wszyscy dojrzeją. I wtedy mama przyznała wprost, iż jednym z powodów postawienia na mnie było po prostu ich podniecenie, że robią coś nietypowego, ryzykują. Oboje są lekarzami, strasznie przykładają uwagę do wiedzy. Przekonałem ich podobno też tym, że miałem opinię kujona. Tym, że udawało mi się nadrabiać stracone lata w szkole.
Szukałeś rodziny biologicznej, zamierzasz szukać?
Nie. Tylko od jakiegoś czasu próbuje znaleźć kontakt z normalną społecznością romską. Szukam czegoś swojego w tej kulturze, wśród tych ludzi, ale nie jest łatwo. Mam taką a nie inna buzię i karnację, przez którą z dystansem traktuje mnie wielu Polaków, ale zarazem zachowuję się zbyt polsko dla Romów. Chociażby popełniam faux pas mówiąc Cyganie, a tak podobno nazywają się właśnie ci z ulicy.
Romowie nie szanują żebrzących braci?
Pierwsi tych żebraków gonią! Choć ja nie jestem przekonany, że przeganianie to najlepsze wyjście. Uważam, że każdy kto mija żebrzące dzieci na ulicy powinien wzywać policję lub strażników miejskich. Wciśnięcie paru złotych to nie jest wyjście. Ochrzanienie ich za nachalność też nie. Czemu one są winne? Trzeba im pomagać, ale tak naprawdę.
Zdajesz sobie jednak sprawę, że nie wszystkie po trafieniu do domu dziecka będą miały tyle szczęścia co Ty?
To oczywiste. Jeszcze bardziej oczywiste powinno być jednak to, że żadne szczęście nie czeka ich przy obecnych opiekunach. Wiesz, ta moja zbytnia polskość obawia się też w tym, że moim zdaniem Romowie powinni interweniować zawsze pierwsi w takich sytuacjach. Powinni podejmować próby wyciągania ludzi o podobnych korzeniach z żebractwa, szczególnie dzieci. Z tego co widzę na razie po swoich romskich przyjaciołach, to oni jednak wolą się po prostu od tego odcinać.