
Chce "naprawiać" homoseksualistów, twierdzi, że geje żyją o 20 lat krócej niż inni, steruje konfliktem między macierzystą kurią a księdzem Lemańskim. To głosem Mateusza Dzieduszyckiego mówi w ostatnich tygodniach polski Kościół. 48-letni hrabia, potomek szlacheckiego rodu z Dzieduszyc, porzucił dziennikarstwo, by stworzyć tandem z arcybiskupem Hoserem. I w radykalizmie przyćmił pryncypała.
REKLAMA
Homoseksualizm, Lemański, tęcza na Placu Zbawiciela, deklaracja wiary – nie ma dotykającego Koścoła tematu, na który Dzieduszycki by się nie wypowiedział. Nie tyko prezentuje stanowisko kurii warszawsko-praskiej, której jest rzecznikiem, ale zdradza własne, dość kontrowersyjne poglądy. Często niestety nie do końca zgodne z faktami.
Kilka dni temu mówił na przykład, że geje żyją 20 lat krócej od heteroseksualistów, co szybko obaliła na swoim blogu Anna Dryjańska. Z kolei w ostatnim programie "Tak jest" na antenie TVN 24 przekonywał, że w Polsce nie ma problemu bogactwa księży, na który zwracał uwagę papież. "Nie znam żadnego księdza, który żyłby ponad granice przyzwoitości" – stwierdził. I też został wyśmiany.
Pan od komunikatów
Największe wątpliwości budzi jednak to, jak poczyna sobie na innym "odcinku". Chodzi o konflikt między arcybiskupem Henrykiem Hoserem i księdzem Lemańskim. W ostatnich tygodniach wybuchały na tej linii kolejne wojenki, a Dzieduszycki odgrywał w nich główną rolę. Tyle że to jego rzecznikowanie, narzekają komentatorzy, sprowadzało się do wydawania sprzecznych komunikatów i podgrzewania emocji.
Największe wątpliwości budzi jednak to, jak poczyna sobie na innym "odcinku". Chodzi o konflikt między arcybiskupem Henrykiem Hoserem i księdzem Lemańskim. W ostatnich tygodniach wybuchały na tej linii kolejne wojenki, a Dzieduszycki odgrywał w nich główną rolę. Tyle że to jego rzecznikowanie, narzekają komentatorzy, sprowadzało się do wydawania sprzecznych komunikatów i podgrzewania emocji.
Przykład? Po wizycie na Przystanku Woodstock ks. Lemański został wezwany na rozmowę do abp. Hosera. Potem rzecznik hierarchy pojawił się wraz księdzem przed kamerami i ogłosił "happy end". "Kościół zyskał nowego kapłana" – cieszył się. Zgoda trwała kilka dni, bo okazało się, że kuria cofnęła ks. Lemańskiemu zgodę na odprawianie mszy w Jasienicy. Następnie ksiądz pojawił się na festynie w swojej byłej parafii, powiedział parę słów (nawet dokładnie nie wiadomo co), a Dzieduszycki natychmiast wydał kolejny komunikat – o tym, że ks. Lemański z powodu "nieprawdziwych i gorszących wypowiedzi" znów zostaje wezwany do kurii. To jeszcze nie koniec. Na duchownego czeka u arcybiskupa "komunikat o decyzji" – nie wiadomo jakiej.
"W tym konflikcie Dzieduszycki wykonuje czarną robotę. O ile dotychczas mieliśmy problem, że pracownicy polskich kurii działają zbyt wolno i trzeba długo czekać na ich reakcje, o tyle przy okazji Dzieduszyckiego, aktywność jest zbyt szybka. Nieprzemyślana. Spontaniczna. Ryzykowna. 5 komunikatów o różnym brzmieniu w ciągu 8 dni! Jeden komunikat dementujący drugi! Z jednego bije groza, używa się słów o 'karach', 'trybie pilnym' itd. Z drugiego bije radość, 'zgoda', 'happy end'. Co godzinę można spodziewać się diametralnego zwrotu akcji. W końcu jest porozumienie, czy nie ma?” – pisze publicysta "Tygodnika Powszechnego" Błażej Strzelczyk.
Kościelny cywil nr 1
Jak rzecznik tłumaczy ten specyficzny styl? – Mieliśmy zmienną sytuację. Postrzegam swoją rolę jako rzecznika w szybkim i sprawnym przekazywaniu informacji na temat interesujący opinię publiczną. Komunikat jest o tyle skuteczną formą, że dociera do wszystkich – odpowiada naTemat.
Jak rzecznik tłumaczy ten specyficzny styl? – Mieliśmy zmienną sytuację. Postrzegam swoją rolę jako rzecznika w szybkim i sprawnym przekazywaniu informacji na temat interesujący opinię publiczną. Komunikat jest o tyle skuteczną formą, że dociera do wszystkich – odpowiada naTemat.
Kiedy kilka miesięcy temu obejmował stanowisko (jest drugim świeckim rzecznikiem kurii w kraju) mówił, że jego misją jest zmiana sposobu, w jaki postrzega się w mediach Kościół. Do kurii przychodził z bagażem kilkunastoletniego doświadczenia w pracy w mediach (najpierw był reporterem Wiadomości TVP 1, potem producentem i reżyserem). Poza tym jest twórcą i byłym redaktorem naczelnym telewizji Razem.tv.
"Korzystając ze swojego doświadczenia zawodowego, mogę zaproponować kilka rozwiązań. Wiem, jak stawiać czoła sprawom skomplikowanym i wymagającym z jednej strony hartu ducha, i umiem rozmawiać z ludźmi. Przez 25 lat pracy w TVP byłem poddawany sporym ciśnieniom" – reklamował się w rozmowie z tygodnikiem "Idziemy".
Dziś dodaje, że za swój cel uważa też "przedstawianie nauki Kościoła w miejscu i czasie, gdzie działa arcybiskup Hoser". Ale czy w ten definicji mieszczą się np. wypowiedzi o homoseksualizmie? – Oczywiście, że tak. Kościół mówi o konsekwencjach czynnego seksualizmu od czasów Ewangelii. Czyny homoseksualne są bardzo mocno krytykowane. Jedną z konsekwencji jest zły stan zdrowia i krótsze życie. Dlaczego miałbym o nim nie mówić – podkreśla.
Zaangażowany społecznik
Co jeszcze o nim wiadomo? Bardzo angażował się w prace z osobami niepełnosprawnymi. Wraz z Anną Dymną współorganizował Festiwal Zaczarowanej Piosenki. Dostał za to medal od Fundacji im. Brata Alberta ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. – Mam bardzo pozytywne doświadczenia, znamy się. Mateusz pochodzi z bardzo znanej rodziny kresowej Dzieduszyckich. Najbardziej znany z tego rodu był jego pradziadek Włodzimierz, który założył słynne muzeum przyrodnicze we Lwowie – mówi ks. Isakowicz w rozmowie z naTemat.
Co jeszcze o nim wiadomo? Bardzo angażował się w prace z osobami niepełnosprawnymi. Wraz z Anną Dymną współorganizował Festiwal Zaczarowanej Piosenki. Dostał za to medal od Fundacji im. Brata Alberta ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. – Mam bardzo pozytywne doświadczenia, znamy się. Mateusz pochodzi z bardzo znanej rodziny kresowej Dzieduszyckich. Najbardziej znany z tego rodu był jego pradziadek Włodzimierz, który założył słynne muzeum przyrodnicze we Lwowie – mówi ks. Isakowicz w rozmowie z naTemat.
– Wniosek o medal napisała Anna Dymna, bo Dzieduszycki jako dziennikarz rzeczywiście bardzo interesował się tematyką osób niepełnosprawnych. Potem byłem trochę zaskoczony słyszać, że mając dobrą pozycję dziennikarską Mateusz trafił jako rzecznik prasowy do kurii – dodaje.
Jak ryba w wodzie
Ks. Isakowicz niechętnie ocenia dzisiejszą działalność Dzieduszyckiego. Ma "mieszane uczucia". – Myślę, że on przede wszystkim bardzo emocjonalnie się w to zaangażował. A przecież rzecznik musi być bardzo ostrożny w pokazywaniu emocji – zaznacza.
Ks. Isakowicz niechętnie ocenia dzisiejszą działalność Dzieduszyckiego. Ma "mieszane uczucia". – Myślę, że on przede wszystkim bardzo emocjonalnie się w to zaangażował. A przecież rzecznik musi być bardzo ostrożny w pokazywaniu emocji – zaznacza.
Na blogu skrytykował rzecznika za dwie sprawy. Pierwsza jest techniczna – Dzieduszycki w komunikatach używa formy "my" (np. "My zwróciliśmy uwagę..."), co według księdza jest niedobrą cechą kościelnych stanowisk. – Druga sprawa i największe zaskoczenie dotyczy właśnie zmienności. Mateusz podważył swoją wiarygodność, bo w konflikcie z Lemańskim najpierw był niesłychanie entuzjastyczny, a potem szybko zmieniał zdanie – dodaje ks. Isakowicz.
Widać jednak, że Dzieduszyckiemu bardzo to pasuje. Chętnie chodzi do mediów, angażuje się w dyskusje, bije na argumenty. "Może być gorąco" – pisał na Twitterze, zapowiadając dyskusję w programie z prof. Hartmanem. "TVP Info też zainteresowana krótszym życiem homoseksualistów" – skomentował, kiedy dostał zaproszenie od tej stacji. "Taka praca, że TV mnie kręci" – napisał innym razem.
– Kościół zajmuje się w swoim nauczaniu kontrowersyjnymi tematami, bo zajmuje się przekazem Ewangelii, która od początku budziła kontrowersje. Pan Jezus mówi o "znaku, któremu sprzeciwiać się będą". Jeśli chce się głosić naukę Chrystusa, trzeba być kontrowersyjnym. I ja podejmując się funkcji rzecznika doskonale o tym wiedziałem – ucina sam zainteresowany.
