Trening Przyjemności, o którym już wspominałam w poprzednim tekście nie jest moim wynalazkiem. Wymyśliła go Karo Akabal, sex-coach, z którą miałam okazję spotkać się wczoraj w żoliborskiej kawiarni. Umówiłyśmy się, że rozmowy nie będziemy publikować jak wywiadu, a ja po prostu wyciągnę ze spotkania to, co będzie mi potrzebne do tekstu. Nie wiem zresztą czy to byłoby możliwe. Dygresji i wątków osobistych było na tym niedługim spotkaniu dość dużo, żeby zapisać nimi ze dwa rozdziały książki.
Zgadzamy się, że jako społeczeństwo zatraciliśmy prawie w ogóle zdolność identyfikowania przyjemności. Jesteśmy przekonani, że przyjemności są przede wszystkim jedzeniowe i przede wszystkim kaloryczne. W rzeczywistości jednak, te lody i ciasteczka to rozkosze zastępcze, poprawiacze humoru instant, które na dłuższą metę mają efekt odwrotny do zamierzonego.
Karo promując swój Trening Przyjemności codziennie umieszcza na facebooku zdjęcia i opis przyjemności, które zrobiła sobie w ciągu dnia. I tak w poniedziałek był to spacer w super wygodnych butach do biegania, które zupełnie nonszalancko zestawiła z letnią, kwiecistą sukienką, a wczoraj poranny trening jogi i relaks na basenie, podczas którego z przyjemnością obserwowała pięknie wyrzeźbione ciało, pływającego wyczynowo sportowca.
Z jakiegoś powodu definicja przyjemności skonkretyzowała się do dosłownie kilku aspektów, pokazywanych na billboardach. Dlatego to co robi Karo, choć może wydawać się zupełnie oczywiste, jest bardzo potrzebne. Podczas rozmowy, powiedziała mi, że także samą siebie musi uczyć podążania za przyjemnością. Szczególnie, kiedy wsiada na rower na siłowni i czuje, że zaczyna przesadzać, że ćwiczenie zamiast po prostu być przyjemne, staje się zbyt wymagające. Okazuje się, że jej instynktowne podążanie za przyjemnością jest bardzo prawidłowe. Trenerka zatrzymywała ją zwykle dosłownie kilka sekund po tym, jak Karo łapała się na tym, że przestaje być jej przyjemnie.
Zawsze pisałam, że emocje są naszym systemem GPS i nie możemy ich ignorować. Ponieważ zakładałam, że odczuwamy ich całe mnóstwo, zapominając, że przecież czasem jesteśmy tak sami od siebie odcięci, że odczuwanie i identyfikowanie nawet jednej jest trudne. Strategia polegająca na skupianiu się na przyjemności jest bardzo trafiona w takich wypadkach. Ja od siebie dodałabym jeszcze Trening Doceniania.
Kiedy piszę ten tekst nie siedzę przy biurku. Rozłożyłam się na kanapie, pod polarowym kocykiem w arbuzy. Doceniam, że jest mi ciepło i wygodnie, że mogę jednocześnie pisać i słuchać muzyki z głośników, a nie słuchawek, jak w biurze. Kiedy skończę zjem kilka pomidorów z działki od znajomych. Z pieprzem i szczypiorkiem. I pewnie pójdę spać. Czy jest coś niezwykłego w moim kocyku i pomidorach? I tak i nie. Gdybym wszystkie te czynności wykonywała na autopilocie, nie poczułabym, jaki ciepły i miły w dotyku jest kocyk. Nie powąchałabym pomidorów i nie podziękowałabym raz jeszcze, w myślach, znajomym, którzy ich dla mnie nazbierali i przywieźli z Podlasia do Warszawy.
Z naturalnym odczuwaniem przyjemności problem ma jednak naprawdę wiele osób. Czasem radzimy sobie z nim sami, kiedy odzyskujemy życiową niezależność i znajdujemy trochę czasu na nawiązanie kontaktu z samym sobą. Kiedy indziej potrzebujemy pomocy terapeuty. Karo Akabal mówi, że ludziom, którzy pod jej opieką mają Trening Przyjemności, zdarza się przechodzić przez bardzo różne emocje. Kiedy w końcu pozwalają swoim ciałom otworzyć się na zmysłowość, na odczuwanie rozkoszy wynikającej z tak prostej rzeczy jak ciepły prysznic, zmagazynowane i poukrywane głęboko emocje też zaczynają mimowolnie wychodzić.
Pozwolenie sobie na wiecznie tłumione czucie (bo w końcu musimy być wszyscy tacy dzielni!) działa bardzo terapeutycznie nie tylko w przestrzeni przyjemności i seksualności, ale także w wielu innych, które leczą się trochę przy okazji.
W identyfikacji przyjemności i docenianiu bardzo pomaga uważność, promowana zwykle jako mindfullness. W skrócie polega ona na skupianiu się na jednej rzeczy naraz, staranności i utrzymywaniu kontaktu ze sobą, swoim ciałem i emocjami, podczas jej wykonywania. Czyli jak obieramy pomidory na sałatkę, to szukamy sobie do tego wygodnej pozycji, a nie przykucamy nad śmietnikiem i czekamy aż zdrętwieją nam nogi, po czym wkurzamy się, że to obieranie zajmuje tyle czasu i potem jemy ze skórą, chociaż wolimy bez. Dobry przykład? Prosto z życia.
Odłączenie od odczuwania przyjemności w życiu codziennym, sprawia, że nie potrafimy otworzyć się na nią także w seksie i ta rozkosz staje się bardzo mechaniczna, powierzchowna, niesatysfakcjonująca. Trening Przyjemności polecam każdemu. Niekoniecznie z Karo, w myśl głoszonego tu przeze mnie DIY. Jeżeli jednak chcielibyście dowiedzieć się więcej o tej terapeutce, to zapiszcie się na Listy od Karo. To newsletter, ale bardzo seksowny, w którym terapeutka odpowiada na przesyłane jej pytania. A mój poprzedni tekst znajdziecie tutaj.