Wyjazd Donalda Tuska do Brukseli to polityczne trzęsienie ziemi jakiego nie mieliśmy od lat. I jak to z trzęsieniami ziemi bywa, nigdy nie wiadomo kiedy i jak się zakończy.
Premier na początku wakacji zręcznie przekonał polskie media, że unijną posadą nie jest zainteresowany. W rzeczywistości z najbliższymi współpracownikami przygotował ewentualne scenariusze i czekał na ruch z Brukseli. To jak z wygraną w totolotka, nikt nie uwierzy dopóki nie będzie trzymał wygranej w ręku. Tusk liczył się z tym, że w razie jakiegokolwiek niepowodzenia, opozycja przylepi mu łatkę przegranego nieudacznika.
Jeszcze w piątek po południu nawet najbliżsi współpracownicy Tuska przekonywali: poczekajmy na to co się wydarzy. Na spekulacje dotyczące ewentualnego następcy Tuska na fotelu premiera pozwalali sobie tylko mniej doświadczeni politycy PO. Ci najważniejsi woleli raczej nabrać wody w usta. Bo wszystko kryło i kryje się tylko w głowie premiera.
Z typowaniem polityka, którego Tusk może namaścić jako swojego następce jest tak, że łatwiej powiedzieć kto nim raczej nie będzie, niż wskazać pewniaka. Kandydaci z tak zwanej krótkiej listy mają tyle samo plusów co minusów.
Ewa Kopacz
Brak jej charyzmy i umiejętności sprawnego komunikowania swoich myśli. Jej przejście do Kancelarii Premiera skutkuje wieloma problemami jak na przykład walką o fotel marszałka Sejmu.
Wskoczenie na tę funkcję Cezarego Grabarczyka nadmiernie wzmocniłoby frakcję w PO zwaną „spółdzielnią” i wywołało nową wojnę w platformerskich ławach. Pierwszym w podkopywaniu rządu Kopacz mógłby być Grzegorz Schetyna, który ma z Kopacz na pieńku. Premier Kopacz oznaczałaby kłopoty dla ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, a może nawet jego dymisję. Arłukowicz obejmując resort po minister Kopacz wywrócił wiele jej pomysłów. Kopacz była cichą, niezwykle krytyczną recenzentką decyzji Arłukowicza.
Ewie Kopacz za to na pewno nie można odmówić twardej ręki, co sprawdza się w kierowaniu ludźmi. Obecna marszałek ma też najważniejszą zaletę - jest lojalna Tuskowi, a ten obdarza ją bardzo dużym zaufaniem. Tusk mógłby nawet z Brukseli sterować ważniejszymi decyzjami rządu.
Tomasz Siemoniak
Polityk mało rozpoznawalny i praktycznie anonimowy dla większości Polaków. Za to poukładany, sprawny urzędnik, bez rozbuchanych ambicji politycznych. Siemoniak gwarantuje dobre relacje z Pałacem Prezydenckim i, w odróżnieniu od Kopacz, byłby do strawienia dla wszystkich frakcji w PO. Jego nominację Platforma mogłaby sprzedać pod hasłem: „premier, były minister obrony na czas wojny.”
Elżbieta Bieńkowska
Słynie z ciętego języka co w przypadku szefa rządu może być problemem. Wisi nad nią dotąd nieujawnione a obrosłe legendą nielegalne nagranie jej rozmowy z szefem CBA Pawłem Wojtunikiem. Nagrać Bieńkowską mieli kelnerzy z afery podsłuchowej. Obawa o to co mogła „naopowiadać” pani wicepremier dyskwalifikuje jej kandydaturę. Urzędnicy z Brukseli mają o niej bardzo dobrą opinię, wysoko są oceniane jej plany rozdziału środków unijnych. Być może Bieńkowska pojedzie z Tuskiem do Brukseli, aby zostać polskim komisarzem.
Radosław Sikorski
Niepopularny wśród rodaków i znienawidzony przez polityczną opozycję. Polskie media polują na jego każde potknięcie. Ma trudny charakter, jego słabą stroną jest brak umiejętności trzymania języka za zębami. Pracownicy ambasady USA do dziś pamiętają Sikorskiemu dowcip o tym, że prezydent Obama ma polskie korzenie, bo jego przodkowie zjedli w Afryce polskiego misjonarza. Jego ambicje polityczne obrosły już w legendy.
Jan Krzysztof Bielecki
Przez wiele lat szara eminencja i doradca Tuska, dziś trochę odstawiony na boczny tor. Przeszkodą na drodze do premierowania Bieleckiego może być jego dość poważny majątek. Premier z milionami - to nie wygląda dobrze.
Jak mówi powiedzenie, każdy żołnierz nosi w plecaku marszałkowską buławę, więc każdy z powyższej listy ma szanse. W przypadku Platformy Obywatelskiej sytuacja wydaje się prostsza. Donald Tusk prawdopodobnie pozostanie przewodniczącym partii.