Coraz więcej doniesień wskazuje na to, że Donald Tusk zostanie wybrany na szefa Rady Europejskiej. A wtedy będzie musiał zdecydować: wyjechać do Brukseli czy zostać w Polsce. Ta decyzja będzie miała wiele konsewkencji – wywrze wpływ na jego karierę, na Platformę Obywatelską i naturalnie na Polskę.
Zarówno źródła zagraniczne, jak i krajowe przynoszą coraz więcej informacji potwierdzających wybór Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej. Polskiego premiera mają popierać m.in. obecny przewodniczący Herman van Rompuy i brytyjski premier David Cameron. Nic przeciwko nie ma także Francja.
Jeśli w sobotę 30 sierpnia unijni liderzy wskażą Donalda Tuska, a nie Helle Thorning-Schmidt, lider Platformy Obywatelskiej będzie musiał podjąć jedną z ważniejszych decyzji w swoim życiu. Zdecydowanie mniej oczywistą niż ta o prezydenturze w 2010 roku. Trudną także dlatego, że argumenty „za” są równie silne jak te „przeciw”. Choć ta druga grupa to głównie sprawy skupione na Platformie.
PRZECIW
Kto nowym Tuskiem?
Przede wszystkim pojawi się konieczność wybrania nowego premiera. A Tusk wyrasta wysoko ponad pozostałych liderów PO, więc wybór nie będzie oczywisty. Jak już pisaliśmy w naTemat, najbardziej prawdopodobne jest, że Donalda Tuska zastąpi Ewa Kopacz. Zdaje się to też potwierdzać sama Kopacz. – Jak będzie tego sytuacja wymagała, pewnie zostanę premierem – powiedziała. Poza nią wśród jego następców wymieniani są wicepremier Elżbieta Bieńkowska i minister obrony Tomasz Siemoniak.
Gdyby Tusk zrezygnował z funkcji szefa partii, z automatu Kopacz zajęłaby także to stanowisko. Jednak Rafał Grupiński, szef klubu PO poinformował, że w przypadku nominacji Tusk pozostanie na czele PO. Bieżące zarządzanie partią pozostawi zapewne swojemu najbliższemu współpracownikowi Pawłowi Grasiowi. Sam będzie rządził z tylnego siedzenia – zarówno Platformą, jak i rządem.
Trudno sądzić, że Tusk wykorzysta możliwość nakreśloną przez Michała Koboskę z Project Syndicate Polska, który przekonuje, że Tusk wcale nie musiałby rezygnować z bycia premierem. Na takie rozwiązanie mogą się nie zgodzić przywódcy państw UE – nie chcieliby mieć szefa Rady Europejskiej na pół etatu. Herman van Rompuy także zrezygnował z premierostwa, choć rządził Belgią zaledwie 11 miesięcy. Tak zrobi też Tusk.
Rozpad PO
Nawet jeśli Tusk będzie „doglądał gospodarstwa”, nie będzie w stanie zająć się wszystkim. To on jest liderem, twarzą, twórcą Platformy. To on godzi sprzeczne interesy, decyduje, dzieli i rządzi. Po jego odejściu na nowo może wybuchnąć walka o przywództwo w PO. To da jeden dodatkowy oddech Grzegorzowi Schetynie, przed jego ostatecznym zatonięciem.
Nie ma jednak szans na to, że po wyjeździe Tuska Schetyna szturmem weźmie Platformę. Po pierwsze jest na to za słaby, po drugie Tusk nie leci na Marsa – będzie nadal blisko swojej partii. Ale nie będzie już w stanie powtórzyć objazdu Tuskobusem, który miał ogromne znaczenie w kampanii wyborczej w 2011 roku.
Brak Tuska podnosi prawdopodobieństwo przegranej PO w wyborach parlamentarnych w 2015 roku. Ale możliwe, że ten okręt i tak już odpłynął, a Tusk nawet pozostając w kraju nie byłby w stanie uratować PO. Dlatego wyjazd do Brukseli może być dla niego wygodnym wyjściem – zachowa miano lidera, który przez dekadę nie przegrał żadnych wyborów.
Urażony Sikorski
Polska nie ma szans na dwa wysokie stanowiska w UE. Jeśli więc Donald Tusk zostanie przewodniczącym RE, Radosław Sikorski będzie musiał pożegnać się z marzeniami o kierowaniu unijną dyplomacją. Następczynią Catherine Ashton zostanie Federica Magherini z Włoch, a Sikorski będzie musiał zostać w kraju.
A nie jest tajemnicą, że Sikorskiemu jest ciasno przy ul. Szucha, marzy mu się awans w Polsce albo wyjazd za granicę. Dlatego Sikorski może zażądać vendetty. Może być rozgoryczony tym bardziej, że w przeciwieństwie do Tuska doskonale mówi po angielsku, podczas zeszłorocznych wakacji intensywnie uczył się też francuskiego.
Na wyjazd Tuska z kraju może też czekać Bronisław Komorowski, który przed wyborami prezydenckimi w 2015 roku będzie starał się oddzielić od tonącej Platformy. Bez Tuska byłoby to znacznie łatwiejsze.
Bezsilność
Donald Tusk lubi mieć w rękach realną, silną władzę. Zarówno w partii, gdzie wykończył wszystkich przeciwników, jak i w państwie. Dlatego przecież w 2010 roku stwierdził, że nie wystartuje w wyborach prezydenckich i pozostanie na stanowisku premiera.
Przewodniczenie Radzie Europejskiej to unijny odpowiednik prezydentury w Polsce. Zresztą ta funkcja jest nazywana „prezydenturą Unii”. To głównie reprezentowanie Unii, ściskanie rąk i prowadzenie posiedzeń RE. Ale realna władza jest w Komisji Europejskiej, którą pokieruje Jean Claude-Juncker, były premier Luksemburga.
Prawdomówność
Donald Tusk przez ponad rok zarzekał się, że nie wybiera się do Brukseli, chce zostać w Polsce, bo ma tu do zrobienia wiele rzeczy. – Nie wybieram się na żadne unijne stanowisko. Informacje o tym to mrzonki – mówił premier jeszcze miesiąc temu.
To jednak mała przeszkoda. Premier zawsze może odwrócić narrację i przekonywać, że naprawdę chciał zostać w kraju, ale wszyscy na szczycie go przekonywali, że to on jest zbawcą targanej kłopotami Unii, że z Brukseli będzie równie skutecznie bronił nas przed Rosją i tak dalej, i tak dalej… Takie hamletyzowanie sprawi wrażenie, że Tusk idzie na ważne stanowisko, a nie pod żyrandol.
ZA
Wpływ na agendę
Chociaż przewodniczący Rady Europejskiej nie ma silnej władzy, może jednak wpływać na politykę Unii Europejskiej. Przede wszystkim zwracając uwagę na ważne dla Polski problemy. Dzisiaj głównym wydaje się być Ukraina. O niej unijni politycy będą często rozmawiać przez najbliższe miesiące. Głos Polaka jako przewodniczącego szczytu, a nie tylko jednego z 28 uczestników dyskusji będzie znacznie bardziej słyszalny.
Kariera
Dzisiaj Tusk ma 57 lat i coraz mniejsze szanse na kolejną kadencję w fotelu premiera. Dlatego wysoka unijna funkcja mogłaby być dla niego swego rodzaju emeryturą. Do tego mógłby ją przedłużyć prezydenturą. Jego praca w Brukseli skończyłaby się 1 grudnia 2019 roku, nieco ponad pół roku przed wyborami prezydenckimi w kraju. 62-letni wówczas Tusk, wracając w blasku unijnej glorii i chwały, mógłby przejąć Belweder po Bronisławie Komorowskim.
Wybory samorządowe
Liderzy państw Unii Europejskiej podejmą decyzję 30 sierpnia, ale nowy szef Rady Europejskiej przejmie obowiązki Hermana van Rompuy'a dopiero 1 grudnia. Po drodze mamy w Polsce wybory samorządowe, być może ostatnie, które wygra PO. Także dzięki Tuskowi, który będzie w niej występował nie tylko jako premier (rezygnację złoży pewnie w ostatniej chwili), ale i przewodniczący-elekt. Na polskich wyborców argument Polaka docenionego za granicą może podziałać.
Pognębienie PiS
Brukselski awans Tusk będzie trudny do przełknięcia dla PiS. Nie tylko politycznie, ale i osobiście. Dzisiaj nie widać, by Jarosław Kaczyński wiedział jak pomniejszyć wizerunkowy sukces swojego odwiecznego rywala. Politycy tej partii ograniczają się do powtarzania, że to stanowisko nic znaczy, a Tusk będzie marionetką Merkel i Hollande’a. Ale równie bez realnej władzy był Jerzy Buzek, kiedy przez 2,5 roku przewodniczył Parlamentowi Europejskiemu.
Kasa Misiu, kasa
Herman van Rompuy zarabia rocznie 367 tys. euro, czyli według obecnego kursu ponad 1,5 mln zł. Tusk w 2013 roku, będąc posłem i premierem zarobił 230 tys. zł. Skok jest więc gigantyczny. Jak napisał na Twitterze Konrad Piasecki z RMF FM, Tuska do wyjazdu namawia też żona. Nie ma się co dziwić – dzięki napisaniu książki zarobiła prawie połowę tego, co jej mąż przez rok. Poza tym to zdecydowanie łatwiejsza funkcja niż szefowanie rządowi. Po 7 latach na tym stanowisku Tusk jest po ludzku zmęczony.
Donald Tusk ma ciężki orzech do zgryzienia. Musi zdecydować, czy przedłożyć osobiste korzyści nad dobro partii. Według doniesień z Brukseli Tusk wstępnie zgodził się na tę funkcję. Jeśli to prawda, czeka nas naprawdę "nowy sezon polityczny". Obecny trwa już siedem lat, a odejście Tuska wiele zmieni.