"Rosjan Putina nie obsługujemy" - taki komunikat widzą rosyjscy goście restauracji "Piaskownica" w Sopocie.
"Rosjan Putina nie obsługujemy" - taki komunikat widzą rosyjscy goście restauracji "Piaskownica" w Sopocie. Fot. Jakub Noch / naTemat.pl

Dzięki ruchowi bezwizowemu, co miesiąc do Trójmiasta przyjeżdża co najmniej kilkadziesiąt tysięcy Rosjan z Obwodu Kaliningradzkiego. Wpadają tu przede wszystkim na zakupy, które po wprowadzeniu sankcji stały się jeszcze bardziej atrakcyjne. Wielu chętnie zostaje też na kilka dni, by zwiedzić Gdańsk i poimprezować w Sopocie. Dotąd czuli się tu mile widziani, ale kilka dni temu najbardziej agresywnej nacji Europy "stop" powiedzieć postanowił jeden z sopockich restauratorów. Na drzwiach jego lokalu wisi stanowczy komunikat: "Rosjan nie obsługujemy".

REKLAMA
Żeby Rosjanie mieli pewność, że Jan Hermanowicz nie chce ich w swojej sopockiej restauracji ten napis widnieje także w ich ojczystym języku. Jak tłumaczy w rozmowie z naTemat restaurator, na taki krok zdecydował się, by przestać być całkowicie bezsilnym wobec tego, co nasi wschodni sąsiedzi wyprawiają dziś na Starym Kontynencie. Chce też choć trochę przyhamować butę Rosjan, którzy korzystając z małego ruchu granicznego, przyjeżdżają do Trójmiasta poczuć nieco wolności, a jednocześnie swoje auta obwieszają czarno-pomarańczowymi wstęgami symbolizującymi solidarność z żołnierzami atakującymi Ukrainę.
Bo Rosjanie czują się u nas panami
Jan Hermanowicz, restaurator

Jeszcze gorzej Rosjanie zachowali się wobec moich znajomych handlujących bursztynem. Targując się o cenę postanowili ostatecznie użyć argumentu, że niedługo przyjdą tutaj i wszystko wezmą sobie za darmo.


Oburzony właściciel restauracji "Piaskownica" podkreśla, że tajemnicą poliszynela w Trójmieście jest też to, iż Rosjanie w Polsce zaczęli sobie pozwalać także na dużo więcej na drogach. Bo wiedzą, że drogówka boi się ich zatrzymywać ze względu na naciski dyplomatyczne.
- Kiedy Rosja oficjalnie już dokonała interwencji na Ukrainie postanowiłem więc wreszcie zareagować i oznajmić Rosjanom, że nie mam zamiaru ich obsługiwać - mówi mi poruszony restaurator. Komunikat szybko uściślił i w najnowszej formie brzmi on "Rosjan Putina nie obsługujemy". - Bo przychodzą i tacy, którzy nie popierają polityki Władimira Putina i tego, co robi na Ukrainie. Ich oczywiście obsługujemy z przyjemnością - tłumaczy.
"Warte polecenia", czy "sk***ysyństwo"?
Jan Hermanowicz ma jednak też już sporo nieprzyjemności ze względu na swoje prywatne sankcje. Na Facebooku właśnie trwa ideologiczna wojna o taką postawę. Co prawda najpierw właściciela "Piaskownicy" pochwalił związany z prawicą podróżnik Wojciech Cejrowski. "Miejsce warte polecenia i wsparcia" - zapewnił swoich fanów. "Dbają tam nie tylko o dobre żarcie, lecz także o przyzwoitość. Serce rośnie, że nie wszyscy przeliczają swój żywot wyłącznie na forsę" - podkreślał.
Nie brakuje jednak głosów oburzenia. "Jak jeden kretyn i drugi ch.... mogą wywołać wojnę. (...) Oprócz oczywistego sk***ysyństwa i idiotyzmu jednego idioty, który na drzwiach wywiesił takie kartki, okazuje się, że nie jest samotny w swojej skrajnej głupocie" - komentuje na Facebooku reżyser, publicysta i współzałożyciel WOŚP, Walter Chełstowski. Jego zdaniem, prywatny sprzeciw Hermanowicza wobec rosyjskiej agresji na Ukrainie przypomina raczej nazistowskie czasy, kiedy wiele lokali było "Nur für Deutsche".
Restaurator sporo ryzykuje także biznesowo. Większość przedsiębiorców z regionów, które swobodnie mogą odwiedzać Rosjanie, nawet po ataku na Ukrainę nie zmienili bowiem czysto biznesowego nastawienia, które sprawia, że na północy Polski trudno znaleźć dziś sklep i lokal, do którego nie zapraszałby szyld reklamowy w języku Dostojewskiego. Zakupowi turyści z Kaliningradu to dla wielu żyła złota.
Jan Hermanowicz zapewnia jednak, że swojej decyzji o nieobsługiwaniu Rosjan popierających działania wojenne Kremla nie żałuje. Co więcej, namawia do podobnego ruchu także swoich kolegów z branży. - Jak najbardziej powinniśmy wszyscy pójść w tym kierunku. Tak powinni zachować się nie tylko restauratorzy, ale również wszyscy inni przedsiębiorcy handlujący z Rosjanami - ocenia.
Rosjanie chcą do sądu...
Oprócz straty rosyjskich pieniędzy i krytyki ze strony środowisk zarzucających mu "sk***ysyństwo i idiotyzm", restaurator może mieć jednak też większe problemy. Już otrzymał sygnał od ludzi przedstawiających się jako mniejszość rosyjska, że składają oni skargę na dyskryminację ze względu na narodowość. Protestowali też rosyjscy handlowcy, którzy również wybierają się do prokuratury.
Jan Hermanowicz zapewnia jednak, że gróźb Rosjan i ich popleczników się tak łatwo nie wystraszy. W zahartowaniu go na takie rzeczy wydatnie pomógł czas, który w PRL-u przesiedział w więzieniu. Już jako 21-latek nie zamierzał milczeć wobec otaczającego go wtedy zła, co przypłacił dwuletnim wyrokiem w stanie wojennym. - Ta całą moja przeszłość nie miałaby sensu, gdybym teraz nie zareagował - przekonuje.
Reakcję na jego osobiste sankcje zapowiedział już jednak prezydent Sopotu Jacek Karnowski. Sopocki magistrat zamierza namawiać restauratora do odpuszczenia. - Jestem człowiekiem wrażliwym i nie potrafię być obojętny. Szczególnie na to, że nawet Rosjanie niepopierający Putina i tak są po prostu obojętni wobec tego, co dzieje się na Ukrainie. W taki sposób akceptują to zło - tłumaczy Jan Hermanowicz. I zapewnia, że nie ma zamiaru żadnego z naszych sąsiadów ze wschodu z góry odrzucać, chce tylko choć części z nich zafundować "akcję edukacyjną".