Tak źle z frekwencją jeszcze nie było. W uzupełniających wyborach do senatu w trzech okręgach: rybnickim, świętokrzyskim i mazowieckim, wzięło udział kolejno 9,44 proc., 7,93 proc, i 6,62 proc. wyborców. Łącznie Państwowa Komisja Wyborcza do zliczenia miała 68,010 głosów, a mimo to oficjalnie wyniki zostały podane dopiero po godzinie dziewiątej rano następnego dnia. PiS odtrąbił sukces i tym razem nie doszukał się "cudów nad urnami".
Wyniki choć mało spektakularne, wzbudzają znacznie większe emocje niż sama kompletnie niewidoczna w ogólnokrajowych mediach kampania wyborcza. Z jednej strony prawica podkreśla potrójny sukces Prawa i Sprawiedliwości – to formalnie pierwsze nieprzegrane wybory tego ugrupowania od 2005 roku, a z drugiej brakuje głosów oburzenia na opieszałość PKW.
– Wybory uzupełniające, w których głosuje mniej niż 10 proc. wyborców mają charakter symboliczny – mówi wprost dr Olgierd Annusewicz, politolog z Instytutu Nauk Politycznych i Ośrodka Analiz Politologicznych UW. – Politycy mogą otwierać szampana, ale politologom ciężko nazwać to zwycięstwem, bo trudno wyciągnąć z tego głosowania ogólnopolskie wnioski – dodaje.
Przypomnijmy, że kiedy w maju w czasie eurowyborów również przeciągano termin podania oficjalnych wyników wyborów, prawicowi politycy i komentarzy zgodnie oburzali się, że to otwarta furtka do "cudów" nad urną. Nawoływano wręcz do unieważnienia wyniku wyborów i ich powtórzenia.
Wiele można zarzucić PKW – z organizacją pracy z XIX w. na czele, ale wypominanie nieprawidłowości jedynie w przypadku wygranej politycznego rywala jest cokolwiek zastanawiające. – PKW mocno opiera się postępowi technicznemu. Organizacyjnie można by to lepiej przeprowadzić – mówi Annusewicz. Sami przedstawiciele komisji bagatelizują sprawę i stwierdzają, że mieli "pewne problemy techniczne". Od PKW usłyszeliśmy, że wszystkie protokoły z okręgowych komisji zostały przekazane już do centrali.
Polityczne roszady
Do Senatu trafi trzech polityków: Maria Koc, Izabela Kloc i Jarosław Rusiecki. Wybory przeprowadzono, bo 19 maja tego roku zmarł Henryk Górski, który był senatorem PiS z okręgu siedleckiego. Natomiast Beata Gosiewska i Bolesław Piecha zrzekli się mandatów, gdy zostali posłami Parlamentu Europejskiego. Zatem za trzech senatorów PiS przyjdzie troje nowych senatorów Prawa i Sprawiedliwości. Każdy inny wynik od totalnego zwycięstwa oznaczałby więc osłabienie frakcji PiS w Senacie.
Politycy partii Kaczyńskiego nabrali teraz wiatru w żagle i liczą, że rozpędzeni wygrają pełne już wybory – samorządowe w listopadzie. Wśród obserwatorów sceny politycznej pojawiają się jednak głosy sugerujące, że nowy sondaż TNS Polska (PO ma 10 pkt proc. nad PiS) lepiej odzwierciedla nastroje przed maratonem wyborczym niż głosy wyborców w trzech okręgach. Jarosławowi Kaczyńskiemu to jednak nie przeszkadza. – To był sondaż na próbie tysiąca osób. W czasie wyborów próba wynosiła 68 tysięcy – oznajmił na konferencji prasowej po ogłoszeniu wyników.
– Sondaże są przeprowadzane na mniejszych próbach, ale dają lepszy obraz – wyjaśnia Annusewicz. W jego opinii wybory uzupełniające cieszą się słabym zainteresowaniem, a już szczególnie latem. – Do wyborów uzupełniających idzie twardy elektorat. Choćby się waliło to oni i tak pójdą zagłosować – przekonuje. – O wygranej decydowały też czynniki lokalne.
Dodatkowo w tych wyborach zagłosowało wyjątkowo niewielu wyborców, co pozwala naszemu rozmówcy stwierdzić, że o zwycięstwie mogły przeważyć głosy... rodziny i znajomych samych kandydatów. – O wygranej decydowało około 20 tys. głosów. W wyborach parlamentarnych liczba wyborców przesądzających o mandacie jest kilkukrotnie większa – wyjaśnia.
Skrajnym przykładem zdobycia mandatu senatora niewielkim kosztem jest okręg wyborczy nr 82 (woj. świętokrzyskie). O zwycięstwie Jarosława Rusieckiego nad Kazimierzem Kotowskiego z PSL, zadecydowało jedynie 361 wyborców. Dlatego politolog z UW podkreśla, że politykom PIS nie można odmówić wygranej, ale zaznacza, że "komentatorzy i publicyści powinni trochę stonować swoje opinie". – PiS miał sprawniejszy twardy elektorat i to koniec wniosków z wyborów – wyjaśnia Annusewicz.
Wybory bez końca
Nowi senatorzy mogą niedługo zagościć na Wiejskiej w Warszawie. W przyszłym roku odbywają się terminowe wybory do parlamentu. Wkrótce czekają nas jednak kolejne uzupełniające wybory do Senatu. Tym razem za sprawą wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej, która jest senatorem przenoszącym się do pracy w Komisji Europejskiej. Tych dwóch funkcji nie może łączyć, więc ponowie trzeba będzie wybrać nowego parlamentarzystę.
Inna ordynacja wyborcza do Senatu niż do Sejmu powoduje, że każde personalne roszady wynikające z przyczyn naturalnych bądź politycznych rodzą nowe wybory. – Problem polega na tym, że kolejną osobą do Senatu z listy jest przeciwnik polityczny (komitety nie wystawiają dwóch kandydatów, żeby nie jeden z nich nie przepadł – red.) – mówi politolog.
Dlatego, gdy trzeba uzupełnić miejsce posła, wybieramy kolejnego polityka z listy PKW z ostatnich wyborów. Kiedy zwalnia się miejsce w Senacie, to organizowane są wybory uzupełniające. Choćby dla jednego miejsca na Wiejskiej. I choćby znów frekwencja mogła zahaczyć o 6 proc. w okręgu.