
Warszawska restauracja wyrzuciła ze swojego menu ceny. Klienci płacą tyle, ile uważają. A jakby to wyglądało w kulturze? Ile dalibyście za książkę, bilet do kina czy na koncert, jeśli moglibyście sami go wycenić? Czy jest szansa żeby tak funkcjonował rynek sztuki?
REKLAMA
Podobno kultura się liczy. Pytanie tylko za ile? Ostatnio w warszawskim klubie Kulturalna zorganizowano koncert szwedzkiej wokalistki- Molly Nilson. Zamiast biletów, goście przynosili fanty, albo wrzucali do skarbonki „co łaska”. Koncert był niszowy, publiczność zaprzyjaźniona, więc ryzyko niepowodzenia niewielkie.
Akcja jednak zakończyła się sukcesem. Artystka zarobiła, a publiczność była szczęśliwa, bo zapłaciła za wieczór tyle, ile uznawała za stosowne. Czy taki system sprawdziłoby się w przypadku Lady Gagi czy Madonny? Czy da się zorganizować wielki koncert bez biletów? Albo sprzedawać książki bez cen?
Na ile wy wyceniacie kulturę?