
Jeszcze do niedawna myślałem, że piłkę nożną rozumiem. Że analizując co się dzieje, jak gra który klub, można wysnuć wnioski na przyszłość. Przewidzieć, kto osiągnie sukces, a kto poniesie porażkę. Wtorkowy rewanż na Camp Nou tą moją świadomość zaburzył. Co się miało stać, to się nie działo. Myślałeś, że temu się nie uda, a on trafiał do siatki. Ktoś miał być bohaterem a dziś każdy wytyka go palcem. Od wtorku futbol jest dla mnie sportem, który wymyka się wszelkiej logice.
Wcześniej sędzia wyrzucił z boiska Johna Terry'ego. Też zasłużenie, zaraz po końcowym gwizdku dostałem smsa od jednego z sedziów, o treści: "Na 100 procent podjąłbym taką samą decyzję". Chelsea już wtedy przegrywała 0:1, do tego z boiska wyleciała opoka jej defensywny, przywódca, kapitan. A przecież jeszcze wcześniej zszedł z boiska z kontuzją jego partner ze środka obrony Gary Cahill. Grali o jednego mniej, do tego w obronie wszystko trzeba było poustawiać od nowa. A przeciwko nim najlepsza drużyna świata. Z genialnymi napastnikami. A oni, jak gdyby nigdy nic, ten okres gry w osłabieniu wygrali 2:1.
Grać na Camp Nou przeciwko Barcelonie, do niedawna jeszcze najlepszej drużynie świata, ba, wszech czasów (to już chyba nieaktualne określenie, choć nie wieszczę jeszcze końca ery Guardioli), naszpikowanej mistrzami świata i największym geniuszem od czasu Pelego, Maradony, Zidane’a, grać w dziesięciu od 35. minuty, bez swego kapitana i obu środkowych obrońców, przegrywać już 0:2, a jednak wywieźć remis i awansować do wyśnionego finału Champions League! Tak się tworzy historię futbolu!
Wygrali słabsi
Wreszcie sama końcówka meczu. Chelsea przeprowadza zmianę. Schodzi wyczerpany Drogba, a w jego miejsce pojawia się Torres, piłkarz bez formy, w ostatnim czasie wiecznie przez angielską prasę krytykowany. Po co on im? Przecież będzie wszystko tracił, nawet nie przetrzyma piłki. Doliczony czas gry. Strzeli ta Barcelona na 3:1 czy jednak nie da rady? - zastanawiają się wszyscy. Tymczasem obrońca gości rozpaczliwie wybija piłkę. Torres wybiega z własnej połowy, spalonego nie ma i zachowuje się jak profesor. Przyjęcie, bieg z piłką, kiwnięcie bramkarza i strzał do pustej. Drogi od zera do bohatera nie można przejść w piękniejszych okolicznościach.
Barcelona nie zagrała we wtorek słabego meczu. Były przyspieszenia, szybkie wymiany piłki, piękne kombinacje. Jak choćby ta Messiego z Fabregasem w pierwszej połowie. Krzysztof Stanowski napisał na Weszło, że jest dużo za wcześnie by mówić o początku jej końca. Że spokojnie, to tylko awaria. Hmmm, chciałbym tak myśleć.
Potrzebny jest impuls. Zmiana. Inaczej rozpocznie się stagnacja, a potem cofanie. A rywale są głodni sukcesów, z Barceloną chce wygrać każdy.
Inaczej grać nie potrafią
Obawiam się, że ostatni tydzień, czyli najpierw przegranie mistrzostwa Hiszpanii a potem brak awansu do finału Ligi Mistrzów, może być dla Barcelony początkiem końca pewnej epoki. Że pewna formuła, która zachwycała nas w ostatnich latach, jest już na wyczerpaniu.Tyle tylko, że pewne oznaki tego procesu od pewnego czasu dało się zauważyć. W ostatnich minutach rewanżu z Chelsea piłkarze Barcelony, zamiast strzelać z daleka, próbowali wjechać z piłką do bramki. Rozklepać broniącą się Chelsea, zagrać po ziemi na małej przestrzeni. Zagrać tak, jak w akademii byli uczeni od lat. Tyleż to piękne i perfekcyjnie wykonywane, co jednostajne i przewidywalne. Zespoły w lidze hiszpańskiej wiedzą jak będzie grać Barca lecz nie są w stanie, poza Realem, odpowiednio zareagować. Chelsea to umiała.

