W expose Ewy Kopacz dla każdego znalazło się coś miłego. Także dla młodych, którym obiecano sfinansowanie studiów na zagranicznych uczelniach. Ale rzeczywistość wcale nie jest tak różowa, bo uwadze słuchaczy umknął przymiotnik „najzdolniejszym”. A to oznacza, że to będzie niszowy program. Inaczej być nie może, by opłacanie czesnego w USA czy Wielkiej Brytanii dla kilkudziesięciu tysięcy studentów zatopiłoby budżet.
„Mój rząd zaproponuje młodym Polakom, tym najzdolniejszym, by począwszy od 2016 roku mieli możliwość studiowania na najlepszych uczelniach zagranicznych i ta możliwość będzie sfinansowana przez państwo polskie” – zapowiedziała podczas expose Ewa Kopacz. W całym natłoku obietnic i zapewnień to jeden z jaśniejszych punktów sejmowego przemówienia.
Gigantyczne koszta
Z drugiej jednak strony, właśnie z powodu mnogości obietnic, nie zwrócono uwagi na szczegóły propozycji Kopacz. A te wcale nie wyglądają tak różowo. Bo państwo nie będzie finansowało studiów wszystkim. 1 października na polskich uczelniach rok akademicki zaczęło 1,5 mln studentów. Gdyby chociaż 100 tysięcy z nich, czyli nawet nie co dziesiąty, chciało spróbować swoich sił za granicą, to zniszczyłoby budżet.
Czesne w londyńskim King’s College to koszt od 7 do 12 tysięcy funtów (od 37 do 63 tys. zł), na London School of Economics zapłacić trzeba nawet 17 tys. funtów (90 tys. zł) za rok nauki. Rok nauki na Harvardzie kosztuje 36 tys. dol (prawie 120 tys. zł), średnia wysokość czesnego za Oceanem to 24 tys. dol (prawie 80 tys. zł). Jeśli więc chociaż zaledwie 100 tys. osób chciało spróbować sił za granicą minister finansów musiałby wysupłać dodatkowe 10 mld zł – szacował Rafał Hirsch z TVN24 BiŚ.
Brak szczegółów
Dlatego muszą być ograniczenia. Jakie? – Jest pomysł, idea, prace trwają – odpowiada w rozmowie z naTemat Łukasz Szelecki, rzecznik MNiSW. – Dlatego zapowiedziano wejście programu w życie w 2016 roku, by móc ustalić szczegóły, reguły kwalifikacji i rekrutacji. Trwają też szacunki jakie będą koszty – dodaje.
Są już jednak pierwsze pomysły co do tego, jak ma wyglądać nowy program. – Prawdopodobnie to będzie linia kredytowa. Osoba, która wyjedzie będzie mogła zaciągnąć gwarantowany przez państwo kredyt, a kiedy wróci i podejmie pracę, państwo ten kredyt spłaci, jeśli nie, będzie musiała to zrobić samemu – wyjaśnia Szelecki, zastrzegając, że to bardzo wstępne założenia, które mogą ulec znaczącym zmianom.
Priorytet ministerstwa
Tym bardziej, że na razie nie wiadomo ile środków zostanie przeznaczonych na program ogłoszony przez Kopacz. – Nie mogę jeszcze tego stwierdzić na 100 proc., ale raczej nie będzie podziału na kierunki humanistyczne i techniczne, promowania jakichkolwiek z nich. Chodzi o zatrudnienie w Polsce, na korzyść naszej gospodarki, bez ograniczenia do sektora publicznego czy uczelni – mówi rzecznik MNiSW.
– Resort od dawna kładzie duży nacisk na umiędzynarodowienie, to priorytet, a ten projekt się w niego wpisuje – wyjaśnia źródła propozycji. – Dzisiaj mamy w Polsce 36 tys. studentów z zagranicy. I dobrze, chcemy, żeby było ich jak najwięcej. Idea umiędzynarodowienia jest świetna, chcemy, żeby to działało w dwie strony, dlatego chcemy dać zdolnym studentom szansę studiowania na najlepszych uczelniach zagranicznych. To szansa na rozwój polskich uczelni, bo to poprawi jakość, zwiększy konkurencyjność – mówi Łukasz Szelecki.
Szczytna idea…
Pomysł zgodnie chwalą studenci i pracodawcy. – Ta oferta wydaje się uczciwa i przemyślana – komentował Grzegorz Baczewski z Konfederacji Lewiatan. Przewodniczący parlamentu studentów Piotr Mueller dodawał: – To bardzo dobry pomysł.
Równie mało co w ministerstwie wiedzą w Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży. – To pomysł godny rozważenia – zachwala Domicela Kopaczewska, wiceprzewodnicząca komisji. – Trzeba go rozpisać na efekty, bo przecież to się realizuje po coś. Trzeba też stworzyć warunki do dobrej edukacji w kraju – mówi. Na razie jednak nie posłowie nie wiedzą, jak wyglądać będzie zapowiedziany przez Kopacz program.
…kłopotliwe szczegóły
– Za wcześnie by mówić o liczbach, trzeba wiedzieć ile studentów studiuje za granicą, ile zostaje, ile wraca – wskazuje posłanka PO. Próbuje też wyjaśnić o jakich „najzdolniejszych” chodziło Kopacz. – Najzdolniejszy, to znaczy ten, kto ma talenty w danym kierunku – mówi Kopaczewska. – Muszą być jasne kryteria i można je w trakcie prac uszczegółowić. Możemy postawić tylko na kierunki potrzebne dla gospodarki, nie wszystkie – dodaje.
Propozycjom Kopacz kibicuje The Kings Foundation, która pomaga odnaleźć się w nowej rzeczywistości Polakom studiującym na zagranicznych uczelniach. – Pozytywnie odnosimy się do zapowiedzi pani premier – zapewnia Maciej Michalski, współzałożyciel The Kings Foundation, który opowiadał o swojej działalności w wywiadzie naTemat.
Szansa
– Historia pokazuje, że kraje gdzie położony został nacisk na edukację, wygrywają. Będzie bardzo ważne dla Polski, jeśli uda się połączyć najzdolniejszych ludzi z najlepszymi uczelniami. Mam nadzieję, że rząd przez najbliższe miesiące, będzie współpracował z organizacjami non-profit, takimi jak The Kings Foundation, i ekspertami żeby przygotować szczegóły projektu – mówi.
Zmiany zaczną zapewne obowiązywać od początku roku akademickiego 2016/2017, więc Ministerstwo Nauki czekają dwa lata wytężonej pracy. Przez ten czas urzędnicy będą musieli rozwiązać szereg szczegółowych problemów, tak, by nie zabiły one sensownego pomysłu.