
– Nie żałuję, że opowiedziałam o swojej depresji. Byłam w tragicznym stanie psychicznym i to było najlepsze, co mogłam zrobić. Od tej chwili zaczęłam chcieć walczyć o siebie – mówi Justyna Kowalczyk w rozmowie z Tomaszem Lisem.
REKLAMA
Mistrzyni olimpijska mówi o swojej determinacji w realizowaniu celów - zarówno w życiu zawodowym, jak prywatnym. W tym pierwszym zaczyna "powoli żegnać się z nartami", w drugim - "wie, czego chce". Naczelnemu "Newsweeka" opowiada o tym, że na zmianę daje sobie pięć lat.
– To najprawdopodobniej będzie początek życia po nartach (...). Wtedy ocenię, która furtka będzie najlepsza z możliwych. Czy to będzie uniwersytet, czy praca w mediach, czy zamknięcie się w domu i po prostu odreagowanie, to się dopiero okaże - mówi Kowalczyk.
Narciarka zaznacza też, że jest w o wiele lepszym punkcie swojego życia niż cztery miesiące temu, kiedy publicznie opowiedziała o swoich zmaganiach z depresją. A lepiej jest dlatego, że "wróciła do planu". – Odstępstwa od planu okazały się bardzo zgubne - mówi, dodając, że w jej przypadku owo "odstępstwo" polegało na zrobieniu "rzeczy, których nie powinna była robić" oraz zaufaniu ludziom, którym "nie powinna była zaufać". - Wszelakiego rodzaju problemy odebrały mi zupełnie radość z nart. Więc nie byłam takim sportowcem, jakim chciałabym być - wyznaje.
Duży fragment rozmowy poświęcony jest zmaganiach Kowalczyk z depresją. Mistrzyni olimpijska zaznacza, że nie żałuje, iż głośno powiedziała o swojej chorobie. – Uważam, że najlepsze, co mogłam zrobić w sytuacji, w jakiej się wtedy znajdowałam, i psychicznie, i fizycznie, to opowiedzieć o tym. Od momentu, kiedy przyszedł mi do głowy ten pomysł, zaczęłam chcieć walczyć - mówi.
Źródło: "Newsweek"
