Fot. Bplanet / Shutterstock

W małych firmach łatwiej rozmawiać jest o pieniądzach – mówił Miłosz Brzeziński podczas debaty naTemat i pracuj.pl o zarobkach. Paneliści dość zgodnie uznali, że przejrzystość w firmach dotycząca tego kto i ile zarabia, „oczyszcza atmosferę”, ale wciąż Polacy nie potrafią rozmawiać o pieniądzach.

REKLAMA
Polacy, mamy problem
– W Polsce jest problem, by otwarcie, uczciwie, rozmawiać o tym kto i ile zarabia, ile powinien – rozpoczął debatę prowadzący Tomasz Machała, redaktor naczelny naTemat.pl. Pierwszym, który podjął tę kwestię, był Miłosz Brzeziński – konsultant biznesowy, ekspert kampanii Pracuj.pl „Czy wiesz, ile powinieneś zarabiać”.
– Łatwiej jest o tym rozmawiać w małych firmach, rodzinnych itd. Inaczej tam niosą się wiadomości, mniej jest miejsca na plotki, a wszyscy pracownicy są ze sobą bardziej związani – stwierdził Brzeziński. Jak wyjaśnił, w dużym otoczeniu – korporacji czy na poziomie społeczeństwa, gdy np. toczy się dyskusja o zarobkach polityków – pojawia się z tym problem. - Nie wiemy jak zakomunikować zarobki tak, by było to efektywne i równo przyjęte przez wszystkich. Zawsze przecież znajdzie się ktoś niezadowolony – podkreślił Brzeziński.
Zapytany o tę kwestię Wiktor Schmidt, młody prezes zarządu firmy Netguru przyznał, że w jego spółce panuje jawność zarobków. - Transparentność mamy we wszystkich elementach: tym jak pracujemy, o czym blogujemy jako firma, tak samo naturalne wydaje nam się informowanie o tym jakich zarobków można się spodziewać – stwierdził Schmidt. Jak jednak zaznaczył, jego firma jest specyficzna – to biznes doradczy, w branży IT, która to jest typowym „rynkiem pracownika”.
Jawne zarobki?
Schmidt zaznaczył, że transparentność zarobków na co dzień „oczyszcza atmosferę” w pracy. Stwierdził przy tym, że mimo wszystko dokładny wykaz zarobków, jak w Norwegii, to przesada – wystarczy podawanie widełek na konkretnych stanowiskach.
Jako konsekwencję problemów rozmawiania o pieniądzach w ogóle Tomasz Machała wskazał tutaj wynikające z tego problemy szczegółowe, między innymi nieumiejętność rozmawiania o podwyżce. Jak bowiem wynika z badań pracuj.pl, połowa Polaków nigdy takiej rozmowy nie przeprowadziła.
Patrycja Piasny, ekspert HR Business Partner w koncernie Samsung oznajmiła, że w tej kwestii wiele zależy od wieku i „historii” pracownika. - Moje doświadczenia są takie, że Polakom trudno rozmawiać o pieniądzach. Widzę to przy rekrutacji, gdy pada pytanie o oczekiwania finansowe. Ludziom młodym trudniej jest wykrztusić tę kwotę – zdradziła Piasny.
Mów głośno o pieniądzach
Tomasz Machała słusznie zwrócił w tym momencie uwagę, że jednocześnie w każdym artykule o rozmowie rekrutacyjnej wskazuje się, by przygotować się na pytanie o pożądane zarobki. Patrycja Piasny przyznała, że mimo to nadal na ok. 30 proc. spotkań rekrutacyjnych na koniec jest problem z takim pytaniem. - Nie wiedzą często nawet gdzie zacząć, ile osoba na takim stanowisku zarabia – dodała ekspertka.
Dyskutanci na podstawie swoich doświadczeń stwierdzili też, że potrzebę podwyżki potrafi uzasadnić jedynie 30-40 proc. pracowników. Pytanie tylko – czemu inni tego nie umieją?
Janusz Kierlandczyk, dyrektor Wynagrodzeń i Benefitów w Orange Polska, wskazał, że rozmowa kwalifikacyjna to specyficzna sytuacja, w której często kandydaci nie chcą „spalić” rozmowy podaniem nieodpowiedniej kwoty.
Jednocześnie Kierlandczyk dowodził, że istnienie widełek na stanowiskach, obecnych w coraz większej liczbie firm, niejako likwiduje tabu zarobków i zarazem pozbawia sensu rozmowy o podwyżkę. Dzieje się tak, bo wprowadzenie widełek daje pewną transparentność, a więc nie ma sensu rozmawiać o płacach – bo wszyscy wszystko wiedzą. A skoro tak, to i dyskusje z szefem o podwyżce nieco tracą sens. - Sama korporacyjna logika powoduje, że pracownicy czekają na rozmowy okresowe, spierają się z szefami, ale potem istnieje mniej lub bardziej precyzyjny automat kwantyfikowania tych rozmów na podwyżki – przekonywał specjalista z Orange.
Jak prosić o podwyżkę
Eksperci podkreślali przy tym, że „motywacje” prywatne czy konsumpcyjne, takie jak np. konieczność spłacenia kredytu, urodzenie się dziecka czy potrzeba kupienia domu lub nowego samochodu nie jest dobrym argumentem w prośbie o podwyżkę. Nie należy też stosować zasady: zapłać mi więcej, to będę lepiej pracował. Najpierw trzeba dobrze pracować, a dopiero potem prosić o większą płacę. - Raczej szuka się osób, które dostarczają dużo wartości dodanej i mniej chcą niż takich, które dobrze rokują, więc się im lepiej zapłaci – przekonywali eksperci.
Specjaliści wskazali też największe błędy, jakie popełniamy podczas rozmów o pieniądzach. Jak przekonywał Miłosz Brzeziński, nie ma już firm, które zatrudniają od szkoły do emerytury. Trwałość pracy, wieloletnie przywiązanie do jednej firmy przestało być wartością dla pracodawców. Dlatego też każdy z nas, idąc na rozmowę o podwyżkę, powinien wiedzieć jak podniosły się nasze kompetencje, jaka jest nasza wartość dodana dla firmy, że ma należeć się nam więcej pieniędzy.
- „Grzanie fotelika” nie jest wartością, musimy dawać wartość dodaną firmie – stwierdził Miłosz Brzeziński. Jak wyjaśnił, w pracy ścigamy się również z rynkiem pracy. - Jeśli są od nas lepsi, możemy być pracownikiem zaufanym, wytrwałym, ale to już za mało wobec tego, co dzieje się na zewnątrz. Musimy umieć się z tym mierzyć – dodawał.
Duży błąd to bazowanie na procentach i inflacji. To powoduje, że bogatsi dostają więcej, a biedni mniej. Co więcej, używanie argumenty inflacji jest bez sensu, bo możemy dostać więcej. Jak wyliczymy sobie, że inflacja wyniosła 2 proc., więc nam się tyle należy, to zgubne myślenie, które m.in. doprowadziło do takiego rozwarstwienia społecznego – wyjaśniał Miłosz Brzeziński.
Nie bądź roszczeniowy
Specjaliści radzili też, jak rozpoczynać rozmowę o podwyżkę. Prezes Netguru Wiktor Schmidt opowiadał, jak działa to u niego w firmie. - Zaczątkiem rozmowy musi być to, że pracownik wnosi większą wartość. U nas liderzy raz na kwartał spotykają się i rozmawiają z pracownikami o postępach. Co udało się zrobić jeśli chodzi o zwiększenie kompetencji – i to jest baza do rozmowy o podwyżce – mówił Schmidt.
Z kolei Patrycja Piasny ostrzegała przed wchodzeniem na takie rozmowy z postawą roszczeniową. - To ma być dyskusja na podobnym poziomie. Nikt nie jest tu wygrany ani przegrany. Ale jeśli wchodzi się z podejściem: „bo sobie wyliczyłem”, to u drugiej strony działa to jak płachta na byka – radziła HR-owa ekspertka Samsunga.