Podpisana ostatnio przez prezydenta nowelizacja ustawy o jakości węgla miała pomóc polskim firmom, ale tak może się nie stać. Przedstawiciele części branży twierdzą wręcz, że zamiast uderzyć w rosyjski węgiel – co było celem zmienionego prawa – może zaszkodzić rodzimym spółkom. Jednocześnie rząd ma zamiar zacząć dzielić państwowe kopalnie na dobre i złe – i te drugie restrukturyzować lub zamykać. Czyżby zbliżała się rzeczywista reforma tego deficytowego sektora?
Na ratunek polskiego węgla
Od kilku miesięcy polskie spółki węglowe borykają się z niemałymi problemami. Mimo że one same nie chcą ulegać restrukturyzacji i poddają się żądaniom górników, rząd próbuje im pomagać, jak może. Wystarczy tu wspomnieć odroczenie Kompanii Węglowej 700 mln złotych płatności ZUS czy przekazanie ponad 100 mln na upadającą kopalnię Kazimierz-Juliusz. Szczególnie to ostatnie, w opinii wielu ekspertów, było nawet jak na polskie warunki sporą przesadą.
W tej sytuacji politycy postanowili też ograniczyć ilość rosyjskiego węgla, powszechnie uważanego za gorszej jakości, na naszym rynku, oprotestowanego zresztą przez rodzimych górników. W tym celu, w błyskawicznym tempie, przyjęto nowelizację ustawy o systemie monitorowania i kontrolowania jakości paliw. Nowe przepisy wprowadzają nieco inne normy jakości, które mają właśnie eliminować rosyjski surowiec. Od teraz o dopuszczaniu węgla na rynek ma decydować Służba Celna, obrót zaś kontrolować będzie Inspekcja Handlowa.
Ustawa uderzy w polskie firmy?
Same normy jakościowe ma jednak szczegółowo określić ministerstwo gospodarki w specjalnym rozporządzeniu, uwzględniając "sytuację polskiego węgla". Część sprzedawców przekonuje jednak w rozmowie z Wyborczą.biz, że nowe przepisy wręcz zaszkodzą całemu sektorowi, zarówno kopalniom jak i sprzedawcom.
Prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla Adam Gorszanów wskazuje w rozmowie z „GW”, że błędem jest wyłączenie węgla brunatnego z obowiązujących norm. Jak dowodzi, to daje „pole do nadużyć” w postaci mieszania węgla kamiennego z brunatnym – taka mieszanka nie będzie podlegać żadnej kontroli norm jakości. – Będziemy mieli podobną sytuację jak z paliwami płynnymi, gdzie powstała ogromna szara strefa – twierdzi Gorszanów.
Również w kwestii samych norm jakości prezes widzi pewne problemy. O ile bowiem faktem jest, że rosyjskiego węgla potrzeba o 20 proc. więcej niż polskiego do wytworzenia tej samej ilości ciepła, o tyle zawiera on zdecydowanie mniej siarki i popiołu – i pod tym względem wygrywa z polskim surowcem.
Jak podkreśla Wyborcza.biz, w świetle nowego prawa każdy odbiorca ogrzewający się w kotłach o mocy 1 megawata będzie musiał palić węglem o niskiej zawartości popiołu. Jeśli zdecydują się na produkt zawierający więcej popiołu, muszą dokupić specjalne urządzenia odpylające, a te są dla wielu małych odbiorców, głównie przedsiębiorców, po prostu za drogie. W efekcie mogą oni być zmuszeni do kupowania rosyjskiego węgla, a nie polskiego. Gorszanów zaznacza przy tym, że polskie kopalnie mogą po prostu nie dysponować tego typu surowcem, a może chodzić nawet o 5-7 mln ton rocznie.
Niech decyduje rynek!
Ekspert ds. energetyki Business Centre Club Michał Suska, prezes firmy Energomix sp. z o.o. i prezes zarządu Polskiego Stowarzyszenia Doradztwa Energetycznego wskazuje przy tym, że już sam fakt regulowania rynku w ten sposób nie jest właściwym kierunkiem zmian. – Regulowanie nie jest działaniem uzasadnionym ekonomicznie. To rynek powinien o tym decydować, konsumenci i odbiorcy powinni wybierać od kogo i jakie kupują paliwo. Zgadzam się z koniecznością kontrolowania jakości paliwa, ale powinna to być weryfikacja niezależna, dokonywana przez rynek – ocenia Suska.
Jak dodaje, nie bada zanieczyszczeń polskiego i rosyjskiego węgla, więc trudno mu ocenić na ile zarzuty Gorszanowa mogą być zasadne. – Wydaje mi się jednak, że jeśli jest to problem marginalny w skali całego zużycia węgla, to nie należy robić wyjątków, bo wtedy pojawi się ich mnóstwo – wyjaśnia ekspert ds. energetyki.
Z kolei poseł Andrzej Czerwiński z PO, szef komisji ds energetyki i surowców energetycznych, w odpowiedzi na te zarzuty przekonuje, że ustawa eliminuje przede wszystkim towar szkodliwy dla środowiska. Same szczegóły norm jakości mają zaś być dopiero ustalane, więc tutaj wciąż jest pole do rozmów.
Dobre i złe kopalnie
Jednocześnie jednak, co w Polsce przeszło nieco bez echa, rząd zamierza podzielić państwowe spółki węglowe na „dobre” i „złe kopalnie” – donosił w niedzielę 19 października „Financial Times”. Dokonać tego ma specjalna, rządowa grupa zadaniowa – zdecyduje, które kopalnie nadają się do dalszego inwestowania, a które trzeba zrestrukturyzować lub wręcz zamknąć.
Minister Skarbu Włodzimierz Karpiński, cytowany przez „FT”, podkreślił przy tym, że i tak w końcu musiałoby w części kopalni dojść do zamknięcia lub restrukturyzacji, pytanie tylko: jak się do tego dojdzie. Państwo najwyraźniej – i słusznie – woli kontrolować ten proces. Gazeta przypomina, że tylko Kompania Węglowa w pierwszym półroczu 2014 straciła około miliarda złotych, a 2/3 kopalni w kraju traci pieniądze na każdej sprzedanej tonie węgla.
Kopalnie i tak by zamknęli
Plan ten najwyraźniej akceptuje prezes Kompanii Węglowej Mirosław Taras, który stwierdził, że z biznesowego punktu najbardziej sensownym rozwiązaniem wobec nierentownych i nie mających perspektyw na zyski kopalni jest ich zamknięcie. Gazeta chwali przy tym odwagę Karpińskiego, który chce wprowadzić w życie „trudny do sprzedania politycznie” plan, który może skończyć się znanymi nam już protestami górników, przypominającymi pochody kiboli.
Tak się składa, że o swoim pomyśle rząd poinformował „Financial Times”, ale niewiele o nim było słychać w Polsce. Nic dziwnego – projekt mógłby na powrót rozsierdzić dopiero co udobruchanych górników, a tego Platforma Obywatelska na pewno nie potrzebuje na miesiąc przed wyborami.
Rząd bierze się za górników. Po cichu
Jeśli zastanowić się nad oboma tymi informacjami: o nowych regulacjach i planach rządu w dzieleniu kopalni na złe i dobre, okaże się, że rząd wreszcie porządnie ma zamiar wziąć się za sprawę węgla. – Uważam, że to kierunek jak najbardziej słuszny – komentuje Michał Suska z BBC. Dodaje jednak, że o takich rzeczach nie powinien decydować rządowy zespół, a spółki. – Po to zostały stworzone te organy: rady nadzorcze i zarządy, by decydować czy dane aktywa firmy, w tym przypadku kopalnie, przynoszą odpowiednie zwroty, czy nie – zaznacza mój rozmówca.
Suska przypomina, że nawet lepiej by było, gdyby to właśnie spółki same określiły co jest w nich dochodowe, a co nie. Politycy bowiem w procesie podejmowania decyzji zbyt często ulegają czynnikom innym niż racje biznesowe i ekonomiczne – na przykład presji protestów.
Biorąc pod uwagę fakt, że plan rządu został ogłoszony w „FT” i w przeciwieństwie do wielu innych, mniej ważnych, nie odtrąbiony jako wielki sukces w polskich mediach, strach przed protestami musi być naprawdę duży. Oby nie na tyle, by sparaliżować pracę zapowiedzianego zespołu.
Chcielibyśmy zbalansować tutaj lokalne interesy. Te społeczności od dekad uważały kopalnie za jedyny powód ich egzystencji. Ci ludzie są przekonani w umysłach, że mieli tę pracę od lat... ale trzeba to zbalansować z ostrymi wymaganiami rynkowej rzeczywistości.