Protest górników w Katowicach bardziej przypominał pochód kiboli. Maski rodem z filmów o terrorystach, płonące opony, agresywne okrzyki, transparenty z hasłami, w których nie brakowało przekleństw. Górnicy wylewali też świńską krew na zdjęcia Donalda Tuska, zaś dzisiaj proszą go o pomoc. Tak, jakby to premier Polski był odpowiedzialny za wyniki biznesowe kopalnianych spółek. Sorry górnicy, nie tak to się robi.
Górnicy najpierw protestowali w Katowicach, potem spotkali się z Donaldem Tuskiem rozmawiać o sytuacji w branży. Choć górnicy to złe słowo – bo rozmowy i protesty to domena związków zawodowych, w dużym stopniu "Solidarności". Każdy, kto widział demonstracje "S" w Warszawie, wie, czego można się spodziewać po takich wydarzeniach. Ale w Katowicach związki przeszły same siebie – maszerujący górnicy przypominali raczej pochód kiboli niż protest.
Jak kibole
Do palenia opon się przyzwyczailiśmy – związki zawodowe upodobały sobie zanieczyszczanie powietrza palonymi gumami. Ale czemu górnicy włożyli maski, w których wyglądali jakby chcieli wysadzić całe miasto w powietrze – to już trudno zrozumieć. Nie zabrakło też przekleństw na transparentach – jak chociażby "Tomczykiewicz wyp...laj".
Celem górników było "zmuszenie rządu do podjęcia działań", bo jak nie, to powtórzą protest – 19 maja. Dotyczy to szczególnie Kompanii Węglowej, największej spółki węglowej w całej Europie, której rentowność w ostatnich miesiącach znacznie spadła.
Najpierw krzyczą, potem proszą
Rząd inicjatywę podjął i premier spotkał się z przedstawicielami górniczych związków zawodowych 6 maja. Z relacji wynika, że Tusk głównie słuchał postulatów, a mniej mówił. Związki podkreślały, że sytuacja w branży jest zła i trzeba ją ratować, a całe to zadanie spoczywa na barkach rządu, szczególnie w przypadku wspomnianej Kompanii Węglowej.
Górnicy najpierw wyszli palić opony i wieszać psy na rządzie – tu akurat Platformy Obywatelskiej – po czym do tego samego rządu wyciągają rękę. Górnicy chcą dobrych wyników przy ponoszeniu jak najmniejszych "kosztów społecznych" – czyli najlepiej bez restrukturyzacji, czyli zwolnień i ograniczania przywilejów. Na szczęście Donald Tusk, bardzo dyplomatycznie, mówił po spotkaniu z górnikami, że jeśli chodzi o koszty wydobycia, to z górnikami będzie rozmawiał "twardo na liczbach".
Związkowcy żyją jak pączki w maśle
Co prawda, związkowcy twierdzą, że spółki węglowe nie za bardzo mają możliwości cięcia kosztów wydobycia, ale ich opinie rozbiegają się tu ze słowami ekspertów. Dr Maciej Bukowski z Fundacji Warszawski Instytut Studiów Ekonomicznych przypominał o tym w programie EKG na antenie TOK FM.
Oczywiście rząd mógłby naciskać na władze spółki, by ciąć przywileje, zmniejszać płace, ograniczać władzę związków zawodowych. Tyle tylko, że już nawet zapowiedzi takich działań wywołują u związkowców chęć organizowania protestów. Wątpliwe, by tuż przed wyborami – najpierw do europarlamentu, a potem samorządowymi i parlamentarnymi – rząd pozwolił na paraliżujące Warszawę protesty i utratę głosów z górniczego elektoratu.
Wyciąganie w tej sytuacji rąk do Donalda Tuska, by interweniował, to nie tylko hipokryzja, ale też oczekiwanie niemożliwego. Premier bowiem, jakkolwiek dysponuje sporą władzą, nie ma wpływu na ceny węgla i stan rynku, a to właśnie nadpodaż tego surowca i spadające ceny za tonę odpowiadają w dużej mierze za słabnące wyniki finansowe węglowych spółek.
Tusk na rynek nic nie poradzi
Jeszcze w 2012 roku firmy z tego sektora zarobiły 1,6 miliarda złotych, w 2013 już tylko... 430 milionów. Same przychody ze sprzedaży, jak podaje "Rzeczpospolita", spadły w 2013 o 1,7 miliarda złotych i wydobyto o 2,7 miliona ton węgla mniej niż rok wcześniej.
Jednym z powodów takiej sytuacji jest znaczny spadek cen węgla w ciągu ostatnich lat. Ze 120 do 70 dolarów za tonę – mówił o tym nawet Mirosław Taras, nowomianowany prezes Kompanii Węglowej. Taras podkreślił, że ceny węgla to główny problem zarówno jego spółki, jak i całego sektora. Związkowcy zdają się tego nie zauważać i wszystko, co najgorsze, łączą z rządem, a politycy opozycji im w tym wtórują. Do tego dochodzi, podkreślana przez "Rz", nadpodaż węgla na całym świecie – w wielu takich spółkach tony surowca zalegają obecnie na zwałach.
Wyciąć Rosjan z biznesu?
Część polityków, zarówno koalicyjnych jak i opozycyjnych, ramię w ramię ze związkowcami, zamiast szukać rozwiązania wewnątrz kraju, znajduje je na zewnątrz: embargo na węgiel z Rosji.
Federacja Rosyjska bowiem sprzedaje do nas węgiel taniej, niż my go wydobywamy. W 2013 koszt wydobycia jednej tony w Polsce wynosił 298 złotych, a jednocześnie tonę z Rosji sprowadzaliśmy za 269 zł przy transporcie morskim i 293 zł przy transporcie kolejowym. Rosjanie sprzedają tak tanio, bo po pierwsze nie ograniczają ich żadne unijne przepisy dotyczące emisji spalin, a więc produkują taniej, a po drugie – po prostu nie zważają na koszty. Ceny, które dla polskich firm byłyby zabójcze, dla nich są do zaakceptowania, bo biznes podporządkowano polityce.
Z pozoru więc embargo, szczególnie w obecnej sytuacji politycznej, może się wydawać lekiem nawet jeśli nie na całe zło, to przynajmniej jego część. Ale i to wrażenie jest złudne, bo w 2013 roku sprowadziliśmy do Polski 10,8 mln ton węgla, podczas gdy wyprodukowaliśmy 76 mln ton. Jak podkreśla w rozmowie z "Rz" analityk domu maklerskiego PKO BP Artur Iwański, rosyjski węgiel stanowi raptem kilka procent tego, co zużywamy w kraju. Embargo na pewno więc pomoże pozbyć się polskim firmom tego, co zalega na zwałach – szczególnie Kompanii Węglowej, która ma zapas w postaci 4 mln ton węgla leżącego odłogiem – ale całego sektora to na pewno nie uleczy.
Bez ofiar w ludziach nie będzie dobrze
Dlatego też, jak wskazywał w rozmowie z "Forbes'em" dr Jerzy Kicki z Akademii Górniczo-Hutniczej, w polskich kopalniach trzeba obniżyć koszty wydobycia o 10-15 proc. Mniej więcej o tyle tańszy był przez lata węgiel rosyjski, dzisiaj ta różnica wynosi już ok. 30 proc.
Również dr Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister w rządzie Jerzego Buzka, przekonuje o konieczności restrukturyzowania Kompanii Węglowej. Jak przypomina Steinhoff w rozmowie z serwisem wnp.pl, nawet przy nadpodaży węgla i niskich cenach surowca spółki z tego sektora mogą być rentowne – wystarczy popatrzeć na Bogdankę czy Silesię.
Donald Tusk na konferencji prasowej po spotkaniu z górnikami także stwierdził, że polski węgiel musi być produkowany taniej. Bez restrukturyzacji prawdopodobnie się nie obędzie. Pytanie tylko: czy nawet jeśli, jak wskazuje Steinhoff, rząd przygotuje rozsądną i poważną ofertę, to tak samo profesjonalnie zachowają się związki zawodowe i wezmą na siebie konieczność ograniczania swoich przywilejów? Patrząc na to, co pokazały w Katowicach i biorąc pod uwagę to, jak zaciekle od lat bronią swojej korzystnej sytuacji zawodowej – wątpliwe.
Umówiliśmy się, że będziemy starali się zobiektywizować, to znaczy mieć wreszcie prawdziwe dane, co naprawdę wpływa na koszt wydobycia tony węgla, co naprawdę można zrobić bez przesadnych kosztów społecznych, żeby ten koszt obniżyć i na ile można użyć także środków publicznych, żeby chronić polski węgiel.
Z całą pewnością będziemy robili wszystko, aby koszty społeczne naprawy sytuacji w Kompanii nie były duże. Musimy mieć w ręku uzgodniony ze stroną społeczną plan i wtedy będziemy mogli powiedzieć wszystkim zainteresowanym, na ile te zmiany będą bezpieczne dla wszystkich.
Dr Maciej Bukowski
Prezes Fundacji Instytut Studiów Ekonomicznych, wypowiedź na antenie TOK FM
To jedyny sektor przemysłu, w którym pracuje się tylko pięć dni w tygodniu, są za to dodatkowe pensje i przerosty zatrudnienia. Połowa kopalni w Polsce jest nierentownych, więc powinniśmy je zamknąć. Dopiero wtedy górnictwo zaczęłoby być sektorem, który stoi stabilnie na własnych nogach.
Dr Janusz Steinhoff
Były minister gospodarki, wypowiedź dla wnp.pl
Kompania Węglowa musi przejść proces poważnej restrukturyzacji. Mam nadzieję, że prezesowi Tarasowi uda się porozumieć ze związkami. Z nimi trzeba rozmawiać poważnie, trzeba pokazać im możliwe scenariusze.