
Reklama.
- Myślę że nasze państwo polityki społecznej po prostu nie ma - mówi Piotr Ikonowicz, działacz społeczny. Według niego, obecna sytuacja w państwie wykazuje brak jakiejkolwiek koncepcji. Mówimy o wydłużaniu wieku emerytalnego do takiego poziomu jak w Niemczech, podczas gdy u nas nie tylko standard ale i długość życia są znacznie mniejsze. Rządzący zdają się nie zauważać, że nasz kraj jest na przedostatnim miejscu w Europie pod kątem zatrudnienia osób powyżej pięćdziesiątego roku życia. Dyskutuje się o emeryturach, podczas gdy nadal ogromnym problemem w Polsce są umowy śmieciowe.
Hanna Gronkiewicz-Waltz zleciła badania długości życia w poszczególnych dzielnicach Warszawy. Wykazały one ogromną dysproporcję między "bogatymi" a "biednymi" dzielnicami. Największa różnica była między Wilanowem a Pragą północ, około 16 lat. - To zdumiewająca dysproporcja - mówi Piotr Ikonowicz. - To pokazuje, jak wielki wpływ na zdrowie i długość życia mają usytuowanie społeczne oraz rodzaj wykonywanej pracy - mówi. Średnia różnica długości życia między krajami słabo a wysoko rozwiniętymi wynosi 10 lat. - To dramat, że między dwoma krańcami świata jest mniejsza różnica niż dwoma brzegami Wisły - komentuje Ikonowicz.
50-proc podatku dla najbogatszych. Kto chce zostać współczesnym Robin Hoodem?
50-proc podatku dla najbogatszych. Kto chce zostać współczesnym Robin Hoodem?
O emeryturach zwykłych ludzi decydują ludzie bogaci. Ci żyją znacznie dłużej i o wiele łatwiej podjąć im decyzje o wydłużaniu wieku emerytalnego. Decydują o tym także grupy nacisku, kapitał. Te siły chcą, abyśmy pracowali jak najdłużej za jak najmniejsze pieniądze. - Polacy w sensie godzinowym pracują najdłużej w Europie. Dwie trzecie Polaków nie jeździ na urlopy, są przepracowani - zauważa. Intensywność pracy jest bardzo duża. Poza urzędnikami rzadko kto pracuje jedynie osiem godzin.
Polska polityka ma swoją specyfikę. Objęcie władzy sprawia, że politycy się alienują od społeczeństwa. Nie ma interakcji między centralą partyjną a jednostkami terenowymi. - Miasto sięga tak daleko, jak kolektor ściekowy. Tak samo jest z zainteresowaniem władz partyjnych tym, co dzieje się w Polsce. Partia kończy się tam, gdzie kończą się posady - mówi Ikonowicz.
Według Ikonowicza jest szansa, aby opresyjne państwo zainteresowało się ponownie obywatelami. - Nie zabierzemy wszystkich polityków do psychiatrów. Jedynym sposobem na kształtowanie się kadry politycznej jest budzenie się społeczeństwa. Obserwuję ruch sprzeciwu wśród lokatorów, dłużników, ale przede wszystkim w młodym pokoleniu - mówi Ikonowicz. Podobne zrywy obserwujemy w Europie. U nas nawet jeśli coś podobnego się dzieje, mainstreamowe media zazwyczaj o tym milczą. Ikonowicz największą szanse na zmianę obecnej rzeczywistości widzi w "pokoleniu 1500". To oni odegrają decydującą rolę, gdyż urodzili się w "kapitalistycznym syfie". - Oni już dojrzeli do tego, by odegrać ważną rolę w naszym państwie. Przykład "Elby" pokazał, że miastem nie można rządzić tak jak firmą, a mieszkanie jest prawem każdego człowieka - twierdzi Ikonowicz.
Młode pokolenie nie pozwoli sobie na to, aby traktować ich jak "ciemną masę". Mają dostęp do internetu, są wykształceni i wiedzą co się dzieje na świecie. Potrafią wyciągać właściwe wnioski, a nie spijać jedynie to co jest podawane w mediach. - Tylko fala oddolnej demokracji może coś zmienić - podsumowuje Ikonowicz.
W Polsce większe prawa ma złodziej niż przedsiębiorca
W Polsce większe prawa ma złodziej niż przedsiębiorca
Aby odpowiedzieć na pytanie czy państwo polskie jest opresyjne, należałoby spojrzeć na problem przez pryzmat wolności obywatelskich. - Skoro instytucje polskiego rządu znacznie częściej sięgają po wykazy połączeń niż np. Niemcy, które są znacznie bardziej narażone na atak terrorystyczny niż Polska, to znaczy, że coś jest nie tak - mówi Andrzej Sadowski z Centrum imienia Adama Smitha. Takie zachowania władz polskich to niezaprzeczalny dowód, że jesteśmy państwem opresyjnym, gdzie wolności obywatelskie są zagrożone przez instytucje publiczne należące do rządu.
"Patriotyzm to płacenie podatków i opieka nad matką"
"Patriotyzm to płacenie podatków i opieka nad matką"
Kwestia wydłużenia wieku emerytalnego jest według Sadowskiego niezbędną konsekwencją błędnych decyzji politycznych, które były podejmowanie przez całe lata. - Gdyby nie one, Polska byłaby dziś krajem bogatszym niż Niemcy. Nasi zachodni sąsiedzi wielokrotnie wskazywali nam, jakie działania powinniśmy podjąć. Nie mogliśmy konkurować z Niemcami w kwestii dróg, ale mogliśmy we wszystkim innym, np. w kwestiach podatkowych. Gdybyśmy mieli korzystniejszy system podatkowy, nie byłoby chwili zastanowienia, by Niemcy przenosili fabryki do Polski. Mogło być podobnie, jak stało się w przypadku Irlandii, która zawsze była jedynie ubogim krewnym Wielkiej Brytanii, a w ciągu dekady ją wyprzedziła.
Dziś polscy przedsiębiorcy rejestrują swoje firmy w Niemczech. Tylko w ciągu ostatniego roku zrobiło to trzydzieści tysięcy podmiotów.
Ludzie na świecie są tacy sami. Tak samo potrafią pracować, bogacić się. - Różnica w poziomie dobrobytu polega na jakości rządzenia. to ona powoduje, że ta sama praca w Niemczech czy Irlandii wytwarza więcej dobrobytu niż w Polsce.
- Gdyby polski rząd przyjął poziom regulacji choćby taki jak w Unii, to polski wzrost gospodarczy byłby znacznie wyższy niż w tej chwili - twierdzi Sadowski. Stałoby się tak, gdyby Donald Tusk dotrzymał obietnic o likwidacji barier dla przedsiębiorstw.
- Polski przedsiębiorca nie obawia się konkurencji, nawet na zachodzie, pomimo że zagraniczne rynki nie są dla niego naturalnym środowiskiem. Problemem jest wszystko to, co powoduje niepewność w funkcjonowaniu, czyli liczne zagrożenia płynące ze strony administracji rządowej. Ta zachowuje się wrogo wobec polskich przedsiębiorców - mówi Sadowski. Przedsiębiorcy nadal mają ogromny problem, by dociekać swoich praw przed sądem. - Biznesmen jest traktowany znacznie gorzej niż przestępca. Przypomina raczej zwierzynę łowną. Wobec przestępcy mamy w Polsce domniemanie niewinności. Przedsiębiorca sam musi udowodnić, że nie jest wielbłądem - mówi Sadowski.
Jeśli policzymy wszystkie płacone przez nas podatki, a nie tylko ten który już niedługo będziemy rozliczać w picie, okazuje się państwo zabiera nam połowę tego co zarobiliśmy. - Jeśli rząd wydaje połowę tego co zarobili obywatele, to nie może to być kraj wolny. Wolność mamy zagwarantowaną w konstytucji, a nasze prawa są ograniczane i łamane - podsumowuje ekonomista.