
Ruth Hoffmann, niemiecka dziennikarka, napisała książkę „Dzieci Stasi”, w której pokazuje historie córek i synów funkcjonariuszy komunistycznej tajnej policji. Życie pod jednym dachem z agentami nie było łatwe. Funkcjonariusze nie byli zwyczajnymi ojcami, którzy przy okazji pracowali w policji politycznej. Całe ich życie musiało przebiegać wedle socjalistycznych wzorców.
Obywatele NRD doskonale zdawali sobie sprawę nie tylko z istnienia bezpieki, ale także jej obecności w ich życiu. Zresztą, tak samo było w każdym kraju bloku sowieckiego. Mieszkańcy wschodnich Niemiec bez problemu rozpoznawali na ulicy tajniaków ze Stasi. Funkcjonariusze bezpieki zachowywali się w rozpoznawalny sposób. Wyróżniał ich także ubiór.
Czym było Stasi?
Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego Niemieckiej Republiki Demokratycznej (niem. Ministerium für Staatssicherheit (MfS)), powszechnie zwane Stasi – naczelny organ bezpieczeństwa NRD, utworzony 8 lutego 1950. MfS odpowiedzialne było za kierunek bezpieczeństwa wewnętrznego, wywiadu wewnętrznego i zagranicznego oraz kontrwywiadu Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Czytaj więcej
Główny zadaniem Stasi było sianie strachu. Tą drogą mieli wymuszać posłuszeństwo. Nie byli w stanie podsłuchiwać każdego i stać za drzwiami do każdego mieszkania, ale sprawiali wrażenie jakby byli do tego zdolni.
Dzieci oficerów Stasi, gdy jeszcze były bardzo małe, wiedziały tylko, że ich ojcowie pracują w MSW. Wszyscy inni doskonali zdawali sobie sprawę, co tak naprawdę oznacza to sformułowanie.
Rodzice pracujący w Stasi nie byli przeciętnymi rodzicami. Domy, w których wychowywały się dzieci bezpieczniaków były szczególne - w każdej opowieści w książce Ruth Hoffmann przebija chłód, wycofanie i przemoc, fizyczna i psychiczna, jakiej doświadczali najmłodsi. I to, z perspektywy czasu, jest zrozumiałe.
Problemy, które w każdym innym domu były ważne, w domach pracowników Stasi stawały się wydarzeniami o charakterze egzystencjalnym. I politycznym. Muzyka, książki czy inne upodobania młodzieży urastały do ogromnych problemów. To jasne, że rodzicom nie zawsze podobają się te same rzeczy, co ich dzieciom, ale dzieci Stasi musiały się liczyć z naprawdę poważnymi konsekwencjami swoich działań.
Oficerowie Stasi musieli wybierać - albo rodzina, albo służba. Większość wybierała Stasi. Wyrzekali się swoich dzieci, podpisywali papiery, w których zarzekali się, że nie mają już syna czy córki, że ich dawne dzieci nie mają już wstępu do ich domów, zrywają wszelkie kontakty, jeśli te wiązały się z opozycją.
Część dzieci buntowała się przeciw temu jak wygląda ich życie - zostawali członkami opozycji. Inni szli w ślady rodziców i sami rozpoczynali kariery w Stasi. Bezpieka takich pracowników ceniła sobie najbardziej.
Stasi było o tyle inteligentniejsze niż Gestapo czy SS, że wszystko robiło po cichu. Każda zbrodnia była udokumentowana, ale w taki sposób, żeby nie można było łatwo i szybko dotrzeć zarówno do zleceniodawców jak i wykonawców. Stasi była podzielona na maleńkie części o różnych zadaniach. Funkcjonariusze naprawdę mogli nie wiedzieć co dokładnie robią ich koledzy.
Od rozwiązania Stasi i upadku muru berlińskiego minęło 25, ale jeszcze nie doszło to tak jawnego i głośnego rozliczenia ze zbrodniami bezpieki jak miało to miejsce w RFN w 1968 roku. Wtedy to dzieci nazistów domagały się od swoich rodziców wyznania grzechów i dokonania pokuty. Dzieci Stasi jeszcze nie doczekały się postaci formatu Niklasa Franka.
