Przez lata komunizmu żołnierzy wyklętych przedstawiano jako bandytów i degeneratów. Co więcej, takie poglądy wciąż pokutują wśród środowisk lewicowych. – Najwyższy czas, żeby ten obraz odkłamać i ukazać dramat ludzi, którzy walczyli o niepodległość – mówi naTemat Konrad Łęcki, reżyser filmu "Wyklęty".
Co nowego Pański film wniesie do wiedzy o żołnierzach wyklętych?
Interesuję się historią Polski i wiem, że jest ona zarówno piękna, jak i smutna. Wciąż niewiele mówimy jednak o tematach trudnych, a jest o czym. Amerykanie robią to świetnie, nie mają z tym problemów.
Do tej pory w kinie PRL-u przedstawiano żołnierzy wyklętych jako negatywnych bohaterów, jednoznacznie czarne charaktery. Najwyższy czas, żeby ten obraz odkłamać i ukazać dramat ludzi, którzy walczyli o niepodległość. Między innymi po to, aby zachować pewną równowagę. Ludzie oglądają filmy i na ich podstawie wyrabiają sobie poglądy.
Nowatorstwem tego filmu będzie pokazanie czysto ludzkiego dramatu. Mało kto jest sobie w stanie wyobrazić, co by się z nim działo, gdy przez wiele lat musiał się samotnie ukrywać gdzieś po lasach. A żołnierzom wyklętym ciągle towarzyszyło poczucie pustki i świadomość, że wszyscy przyjaciele już nie żyją. Parę razy próbowałem się postawić mentalnie w takiej sytuacji. To było bardzo trudne.
Jak zamierza Pan ukazać żołnierzy, którzy, choć walczyli za słuszną sprawę, często nie byli bohaterami bez skazy?
Wiadomo, że mój stosunek do żołnierzy wyklętych, czego nie kryję, jest bardzo pozytywny. Uważam, że to dzielni ludzie, aczkolwiek im błędy też się zdarzały. To wszystko będzie pokazane w filmie.
Dzisiejszy widz to nie jest widz jednowymiarowy, który się zadowoli pokazaniem tylko jednej strony problemu. Film ukaże ten problem wielopłaszczyznowo. Oczywiście sympatia będzie po stronie żołnierzy podziemia antykomunistycznego. Wiem jednak, że budowanie pomnikowych postaci mija się z celem; to byłoby nieautentyczne. Świat nie do końca jest tylko czarno-biały.
Na czym polegała złożoność losów „wyklętych”?
Nie każdy żołnierz antykomunistycznego podziemia świadomie wybierał drogę zbrojnego oporu. Byli też tacy, którzy mieli do wyboru albo walkę o resztki godności albo dać się zatłuc w ubeckiej katowni.
Po lekturze życiorysów „wyklętych” widać, że byli to ludzie bardzo różniący się od siebie. Inaczej postępował Hieronim Dekutowski „Zapora”, inaczej Romuald Rajs „Bury”, który dokonywał rzeczy niegodnych żołnierza. Dlatego przede wszystkim zależy mi na ukazaniu ich w dramatycznej sytuacji, w której się znaleźli. A powody tej sytuacji były różne. Punktem wyjścia są dla nas ludzkie dramaty.
Rozmawiałem z członkami rodzin żołnierzy wyklętych. Często płaciły one wysoką cenę za działalność ich najbliższych, przez lata żyli z piętnem „rodziny bandyty”. To dla nich ciągle świeże rany.
W naszym filmie będą wyraźnie pokazane też sylwetki funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa. Do tej pory pokazywano ich w sposób „westernowy” - jako „szeryfów” albo fajnych, swojskich chłopaków. Tymczasem to byli bezwzględni i brutalni ludzie.
Czy nawiąże Pan do żołnierzy podziemia, którzy po wojnie zdecydowali się ujawnić?
Nie chcę zdradzać fabuły. Na tym etapie mogę jedynie powiedzieć, że temat ujawniania się wobec władzy ludowej zostanie poruszony. Chcę jednak przede wszystkim pokazać, jakie były skutki zawierzenia komunistom i złożenia broni.
Wielu wyklętych ukrywało się jednak przez lata. Rekordzista – Józef Franczak „Lalek”, żył w ukryciu do 1963 roku. Główny bohater filmu będzie miał w sobie sporo właśnie z Franczaka.
Kiedy i gdzie rozgrywa się akcja filmu?
Akcja dzieje się w kilku płaszczyznach czasowych. Mamy krótką retrospekcję z powstania warszawskiego, mamy czasy współczesne, ale główna akcja rozgrywa się w okresie od czerwca 1945 do stycznia-lutego 1948 roku. W różnych miejscach – na wsiach, w miasteczku, w Warszawie. Ukażemy miejsca, gdzie żołnierze wyklęci się ukrywali – piwnice, ziemianki, lasy itp. Bo członkowie podziemia każdego dnia walczyli o przeżycie.
Zdjęcia w większości są kręcone w województwie świętokrzyskim. Istotne były dla nas warunki plenerowe regionu, ale pamiętamy, że był on w dużym stopniu dotknięty walkami niepodległościowymi. Zdjęcia trwają od marca, teraz realizujemy ich drugą turę.
Czy nie boi się Pan, że ten film podzieli opinię publiczną?
Opinia publiczna już jest podzielona. Wiele tematów historycznych poróżnia Polaków, m.in. zbrodnia wołyńska czy właśnie żołnierze partyzantki antykomunistycznej. Filmy na te tematy mogłyby pełnić funkcję pewnego rodzaju katharsis. Na pewno zamiatanie tych tematów pod dywan nic nie da; one prędzej czy później wypłyną.
Gdzie według Pana tkwi problem zaniedbania tematyki żołnierzy wyklętych? To pokłosie komunizmu, wina edukacji czy też zła wola rządzących?
Proszę zauważyć, że temat wyklętych wypłynął tak naprawdę oddolnie, bo zaczęły się w różnych miejscach Polski tworzyć społeczne inicjatywy, które zaczęły upamiętniać antykomunistyczną partyzantkę. Dopiero później zaangażowały się w to czynniki oficjalne
Ta presja oddolna to swoisty fenomen socjologiczny. Gdy miałem pokaz swojego filmu o Katyniu, w różnych miejscach podchodzili do mnie młodzi ludzie z pytaniami, czy kiedyś powstanie film o żołnierzach wyklętych. Gdzieś o nich usłyszeli, ale nie w szkołach. A film jest tą formułą, która może przemówić do młodego pokolenia. I pokazać jak było – a było ciężko.
Uważam, że czynniki oficjalne traktują ten temat totalnie instrumentalnie – tylko dla politycznego, doraźnego zysku. Politycy podchwycili go od społeczeństwa, dużo mówią, ale mało robią. Dobrze się stało, że państwo wsparło produkcję takiego filmu jak chociażby „Pokłosie”. Ale bądźmy konsekwentni i pokazujemy wszystkie aspekty naszej złożonej historii.
Kto finansuje produkcję filmu?
Obraz powstaje bez żadnej dotacji państwowej, obecnie chyba nie ma „klimatu” na wspieranie takich inicjatyw. Postanowiliśmy nie ryzykować ze składaniem wniosków o dotację i czekaniem na odpowiedź, bez żadnej gwarancji na uzyskanie dofinansowania. Film produkujemy ze zbiórek publicznych, wsparcia prywatnych osób i pieniędzy sponsorskich.
Czy zobaczymy „Wyklętego” na 1 marca 2015 roku, w święto żołnierzy wyklętych?
Taki jest ambitny plan, ale jak się nie ma finansowania budżetowego, to jest się uzależnionym od tej gotówki, która do nas wpływa. Bardzo bym chciał, abyśmy zdążyli z filmem na marzec, ale terminem bardziej realnym jest wrzesień przyszłego roku.