Zdaje się, że to koniec wycieczek do Holandii na małego jointa, lub dwa. Kto lubił się na nie wybierać ma na to chyba ostatnią szansę. Już od wtorku Holendrzy zaczynają bowiem odbierać turystom narkotykowe przywileje. Na początek tam, gdzie obcokrajowcy wpadali na trawkę najczęściej, ale wkrótce wstęp do coffee shopów będzie zarezerwowany tylko dla Holendrów w całym kraju.
Wolną drogę do wprowadzenia obostrzeń w dostępie do narkotyków dla osób pochodzących spoza Holandii dała wczorajsza decyzja sądu, który potwierdził, że rządowe plany są w pełni zgodne z holenderskim i unijnym prawem. Oznacza to, iż już od najbliższego wtorku 1 maja w trzech prowincjach południowej Holandii obcokrajowcy nie będą mieli w coffe shopach tych samych przywilejów, co Holendrzy. Czyli mówiąc wprost, będą mieli taki sam problem z kupnem marihuany, jak w swoim kraju. Bo lokale, gdzie można było ją swobodnie i legalnie zapalić będą teraz zamknięte dla osób, które nie mają holenderskiego dokumentu tożsamości. Ale nawet to nie będzie już wystarczało. By spędzić wieczór na dymku w coffee shopie trzeba będzie okazać także specjalny dokument upoważniający do zakupu używki.
Już za kilka dni holenderska narkotykowa wolność skończy się zatem dla większości Europejczyków, którzy odwiedzą Zelandię, Limburgię i Brabancję Północną, czyli trzy południowe regiony kraju, graniczące z Belgią i Niemcami. Gdzie napływało najwięcej spragnionych jointa obcokrajowców, którzy w swoich krajach mogli tylko pomarzyć o swobodzie, którą oferowały holenderskie coffee shopy. Za swoją ulubioną używką będą oni musieli więc pojechać w głąb Holandii. Jednak i to będzie możliwe tylko do końca tego roku. 1 stycznia 2013 nowe restrykcyjne przepisy zaczną bowiem obowiązywać w całych Niderlandach.
Docelowo Holendrzy w ogóle planują stworzyć narkotykową elitę. Wydawane przez państwo karty upoważniające do palenia marihuany to dopiero początek zamykania powszechnego dostępu do niej. Po zamknięciu coffee shopów dla przybyszów z zagranicy w całym kraju holenderskie władze planują ograniczyć swobodę palaczy trawki także w stosunku do tych, którzy są obywatelami Holandii. Dzisiaj do sklepu z używkami może wejść na zakupy praktycznie każdy. Wkrótce ich właściciele zostaną jednak zmuszeni do tego, by ze sklepu, czy kawiarni stać się zamkniętym klubem. W którym przede wszystkim będą musiały obowiązywać listy członków, których nie będzie mogło być więcej, niż dwa tysiące.
Gdzie na legalną trawkę?
Czy narkotykowi turyści znajdą sobie nowe miejsce?
Te pomysły bardzo nie podobają się właścicielom coffee shopów, którzy straszą rządzących stratami w gospodarce i wzrostem bezrobocia. Bo dzisiaj w Holandii funkcjonuje około 700 lokali, gdzie z pełną swobodą można palić marihuanę. Jednak wśród ponad 16 milionów Holendrów do gustowania w tego typu używkach przyznaje się zaledwie 400 tys. osób. Tymczasem coffee shopy odwiedzają co roku miliony. Ludzi pochodzących z Niemiec, Belgii, Francji, Wielkiej Brytanii, czy Polski. Dotąd strefa Schengen była więc najlepszym przyjacielem narkotykowych przedsiębiorców.
A teraz całe dobro, które ze sobą niesie chce im odebrać ich własny rząd. Zdaniem Marca Josemansa ze stowarzyszenia zrzeszającego właścicieli coffee shopów w Maastricht, jedyną grupą, która skorzysta na nowym prawie będą przestępcy. W rozmowie ze stacją Euronews ocenił on, że przez restrykcyjne przepisy sprzedawcy stracą pracę, a ich klienci staną się znowu przestępcami, szukając narkotyków na ulicy. - Można powiedzieć, że to turystyczne samobójstwo - dodał, oceniając konsekwencje czekające cały region Maastricht. Bo władze miejskie podobne prawo wprowadziły już kilka lat temu. Przedsiębiorcy celujący w zagranicznych klientów tacy, jak Josemans przenieśli się jednak poza miasto. Pozwalając generować przychody na poziomie 2 mld euro rocznie, z których państwo czerpało niebagatelne wpływy z podatku.