Co roku ponad milion Amerykanów informuje swoje banki, że nie są w stanie spłacać swoich długów. Kredytów wziętych na reprezentacyjny dom kupiony na wyrost czy zbyt drogi samochód pozbywają się w prosty sposób. Składając wniosek o upadłość i oddając klucze lub kluczyki bankowi.
Upadłość konsumencka gwarantuje im, że dług, którego zabezpieczeniem jest dom, ogranicza się do wartości rynkowej tegoż domu czy samochodu. Bank zlicytuje je, a ewentualną stratę musi zaakceptować, co jest nauczką, by nie pożyczać dolarów komu popadnie.
– Również polskie banki powinny przyjąć na siebie część odpowiedzialności na problem kredytowy. Tak jak w USA, gdzie tysiące bankrutów oddawało klucze do domów, ale potem byli wolnymi ludźmi bez zobowiązań – mówi w rozmowie z naTemat Piotr Kuczyński, główny analityk Domu Inwestycyjnego Xelion. Stratą kredytobiorcy są "jedynie" spłacone do tej pory raty kredytu.
Uratowany z pętli długów
Amerykanie wymyślili swoje przepisy po to, aby osoby uwikłane w problemy finansowe miały szanse podnieść się po porażce i wrócić na rynek kredytowy. – Późniejsze zyski z powrotu bankruta do wspólnoty gospodarczej przewyższają straty finansowe z jednej transakcji – twierdzą eksperci American Bankrupcy Instutute.
Pan Jerzy, kierowca jednej z warszawskich korporacji taksówkarskich osobiście przetestował system. Gdy wybuchł kryzys finansowy, stracił pracę w Chicago, a wraz z nią dom za 300 tys. dolarów. – Rozczarowany Ameryką ogłosiłem bankructwo i wróciłem do Polski – opowiada naTemat. Z racji znajomości języka jest przewodnikiem anglojęzycznych biznesmenów, których odbiera z lotniska. Dodaje, że w jego przypadku sąd umorzył znaczną część długu uznając, że spłata zobowiązań „pogorszy status życiowy jego oraz rodziny”. – I tak nie tylko wymknąłem się z pętli długu, ale jeszcze za zaoszczędzone pieniądze jako tako mogłem się urządzić w Warszawie – dodaje.
W Polsce prawo o upadłości konsumenckiej broni instytucji finansowych oferując bankrutom tylko pot, krew i łzy. Gdy środki ze sprzedaży mieszkania nie pokryją całości zadłużenia, bankrut zostanie poproszony o sfinansowanie reszty z własnego majątku. Nawet gdyby miał położyć na stole kluczyki od samochodu, portfel i palto. Ewentualne niepłacone zobowiązania będą się za nim ciągnąć latami.
Kosa na sztorc
Dramat polskich frankowiczów najlepiej dokumentuje przypadek krakowskiego restauratora Jana Kościuszki. Jako przedsiębiorca wziął niecały milion złotych kredytu we franku szwajcarskim. Mimo spłaty rat, saldo zadłużenia rosło, a nieruchomość (dom w Krakowie) taniała. Kościuszko zbuntował się, odmówił spłaty i miotając przekleństwa na antenie TVN CNBC powiedział, żeby bank zabrał sobie dom i puścił go wolno. Gdzie tam. Finansiści zażądali zwrotu długu z odsetkami – 4 mln zł. Syndyk rzucił pod młotek cały majątek firmy Kościuszki, w tym restauracje wyceniane na 8 mln zł. W toczących się właśnie licytacjach syndyk zastrzega, że jest gotowy obniżać cenę wywoławczą, aż do skutku, nawet jeśli ktoś miałby kupić biznes Kościuszki za pół ceny. Trudno się dziwić, że upadłościową ścieżkę zdrowia przebyło zaledwie 60 osób (2 tys. wniosków zalega w sądach).
– Amerykański model upadłości zdyscyplinowałby banki. Pokazując, że to większym stopniu także ich problem – dodaje Piotr Kuczyński z Xeliona. – Kiedy podczas boomu hipotecznego pracowałem w Pekao SA, podjęliśmy decyzję, że nie będziemy udzielać kredytów w denominowanych w walutach, jako zbyt ryzykownych dla klientów. Jednocześnie kilka innych banków agresywnie grało na rynku dając pieniądze komu popadnie. Także osobom bez żadnych oszczędności. Problem kredytów walutowych nie został rozwiązany przez branżę finansową. A będzie jeszcze gorzej, kiedy to windykatorzy zajmą się jego rozwiązaniem – mówi naTemat.
To była wina Feel
Nawet w poprawionej niedawno ustawie o upadłości konsumenckiej zwolnienie od długów można uzyskać praktycznie tylko w przypadku ciężkiego kalectwa. Dodano też możliwość zawarcia układu z wierzycielami i spłacania długu przez 3 lata. Bankrut musi udowodnić, iż rzetelnie prowadził swoje sprawy finansowe i nie z własnej winy wpadł w tarapaty. To z czyjej? Justyny Kowalczyk, zespołu Feel albo Huberta Urbańskiego, którzy reklamowali produkty banków?
Zupełnie inne podejście jest w USA. Bez większych konsekwencji (w przypadku długu zabezpieczonego) można oddać bankowi dom o wartości ponad 900 tys. dolarów. Dużej ochronie podlega inny majątek dłużnika. Może zatrzymać skromne mieszkanie do wartości 15 tys. dolarów, samochód do 2,4 tys., sprzęt AGD do 8 tys., biżuterię do tysiąca, a także narzędzia potrzebne do pracy. Bank nie ograbi niczyjej renty, zasiłku, emerytury.
Przepisy o upadłości nie dotyczą „długów priorytetowych” m.in alimentów, kredytów edukacyjnych, odszkodowań dla ofiar pijanych kierowców. Przyznacie, że bankructwo w takim wydaniu nie brzmi już tak groźnie. Także i Amerykanie zmagali się problemem lekkomyślnych bankructw. Kiedy 2010 roku ich liczba przekroczyła 1,5 mln, Alan Greenspan, były szef amerykańskiego banku centralnego powiedział, że obywatele stracili poczucie wstydu.
Przystawiając Amerykańska miarę na nasz rynek, bez wstydu mogłoby upaść jakieś 20 tys. kredytobiorców w jednym roku. Co wielkiego by się stało? Na rynku nieruchomości pojawiłoby się sporo tanich domów i mieszkań.
Zabrnęliśmy w ślepą uliczkę, gdzie nie ma już prostych rozwiązań. Znaczna część mieszkań jest warta mniej niż wynosi saldo kredytu walutowego. Zakładając, że windykator odbierze i sprzeda mieszkanie, człowiek nadal zostanie z długiem.