Lalka Barbie zachęca do uprawiania barbarzyństwa – mówią ekolodzy i obrońcy praw zwierząt ze znanej organizacji PETA. Oskarżenia pod adresem najpiękniejszej lalki na świecie padły z powodu jednego z jej najnowszych wcieleń, w którym Barbie udaje zgoła niepozorną i miłą treserkę delfinów i orek. Tymczasem zdaniem PETA, w oceanariach są one więźniami ludzi. No i już mamy zabawkowy skandal. Choć przy innych wpadkach producentów ten jest chyba naprawdę błahostką.
Po odkryciu barbarzyńskiej lalki na sklepowych półkach przeznaczonych dla najmłodszych klientów, amerykańscy ekolodzy natychmiast zarządali od producenta Barbie firmy Mattel wycofania najnowszego produktu. – Orki w niewoli są więźniami w małych betonowych zbiornikach, pozbawione wszystkiego, co jest dla nich naturalne. Cierpią fizycznie i psychicznie z powodu skrajnej rozpaczy – napisali przedstawiciele PETA w liście do producenta zabawki. Prawdopodobnie Mattel i tym razem postara się jednak uniknąć większych strat wizerunkowych po prostu bagatelizując oskarżenia. Podobnie było bowiem i przed czterema laty, gdy PETA wzięła na swój zielony celownik specjalną edycję lalki Barbie przygotowaną na słynne wyścigi konne Kentucky Derby. Wówczas obrońcy praw zwierząt argumentowali, że ukochana towarzyszka zabaw małych dziewczynek z całego świata promuje nękanie koni, które umierają na torach.
Niezależnie od reakcji, producent popularnej lalki z pewnością straci trochę klientów, najbardziej przejętych losem zwierząt. Tego typu wpadka z pewnością nie należy jednak do największych, o jakich ostatnimi czasy mogliśmy usłyszeć. Przerażająco kompromitujące błędy nie przytrafiają się bowiem tylko wytwórcom najtańszych zabawek pochodzących z Chin, czy Wietnamu, które zazwyczaj okazują się po prostu bardzo niebezpieczne. Często zdarza się, że w trakcie projektowania zabawki jej twórcy zbytnio popisują się swoją kreatywnością. Zapominając jednocześnie, że przygotowują produkt przeznaczony dla najmłodszych klientów. W efekcie otrzymując karykaturę, lub po prostu wywołując skandal.
Ostatnio najgłośniejszym był chyba ten z pewną zabawką – z założenia edukacyjną – którą zaoferowała jedna z największych i najpopularniejszych sieci sklepów z zabawkami w Stanach Zjednoczonych. Na pierwszy rzut oka była to typowa lalka przypominająca niemowlaka, dzięki któremu dziewczynki (lub chłopcy...) mogą zacząć naśladować swoich rodziców, opiekując się własnym pupilem. Dodatkowo producent zachwalał ją, że pozwala małemu dziecku rozwijać mowę, bowiem po uruchomieniu wypowiada pierwsze słowa. Cały problem w tym, że obdarowane tą lalką dzieciaki, mogły usłyszeć z jej ust "you crazy bitch!", czyli w wolnym tłumaczeniu "ty szalona dziwko!". Jak łatwo się domyślić, amerykańskie mamy nie były zbytnio zadowolone, że ich dzieci otrzymały do rąk taki wzorzec zachowania. Rodzice musieli tłumaczyć dzieciom, kto to jest dziwka, a sieć "Toys ‘R’ Us" tłumaczyć się w każdej stacji, skąd na ich półkach wzięły się takie produkty.
Co najmniej nietypowe wzorce były również powodem zamieszania wokół zabawek oferowanych w Polsce. Jakiś czas temu w sieci IKEA za jedyne 9,99 zł kupując nową szafkę, czy kanapę można było uszczęśliwić również dziecko znudzone zapewne zakupami rodziców. Właściwie zgodnie z opisem szwedzkiego giganta meblarskiego i to był produkt swego rodzaju edukacyjny. "Zabawka zachęca do odgrywania scenek; imitując zachowanie dorosłych dzieci rozwijają umiejętności społeczne i same wymyślają swoje role do odegrania" – polecała IKEA. Dodając, że zabawka jest zalecana już dla dzieci, które skończyły trzeci rok życia. Problem w tym, że do imitowania zachowań dorosłych i rozwijania umiejętności społecznych znany koncern zaproponował dzieciom... kolorowe kieliszki, żywcem przypominające te do wódki. Kilka dużych portali szybko zaczęło więc pytać, o co chodzi, a w najnowszej ofercie marketu seria zabawek DUKTIG przypominających sprzęt AGD, już nie obejmuje kontrowersyjnego zestawu.