W czwartym kwartale 2013 roku, w ujęciu rocznym, znowu spadło PKB Japonii – aż o 2,3 proc. To drugi kwartał z rzędu, gdy Produkt Krajowy Brutto tego państwa się kurczy, a tym samym Japonia wpadła w tzw. recesję techniczną. Efektem tego będą przedterminowe wybory do niższej izby japońskiego parlamentu. Nawet analitycy nie spodziewali się tak słabych wyników jednej z największych gospodarek świata i wszyscy zadają sobie pytanie: co się z nią, znowu, stało?
Recesja według technicznej definicji to spadek PKB przez co najmniej dwa kwartały z rzędu. Najpierw PKB spadł w trzecim kwartale aż o 7,1 proc., w czwartym o 1,6 proc. w ujęciu rocznym. Żaden z 18 przepytanych przez „Wall Street Journal” analityków nie przewidział spadku – stawiali raczej na wzrost, i to niemały, bo na poziomie ponad 2 proc..
Warto jednak pamiętać, że Japonia boryka się z większymi lub mniejszymi kryzysami od dłuższego czasu. Wystarczy wspomnieć, że w 1991 roku załamaniu uległ japoński rynek papierów wartościowych, który stracił wtedy połowę wartości. To wpędziło Japonię na całe lata '90 w głębokie problemy gospodarcze – za załamaniem szły liczne bankructwa i rosnące zadłużenie kraju. Gdy na początku nowego wieku Japończycy zaczęli odrabiać te straty, kilka lat później, w 2008 roku, przyszedł globalny kryzys, a raptem 3 lata po nim Japonia ucierpiała na skutek trzęsień ziemi i fal tsunami, zakończonych tragedią na Fukushimie. W ostatnich pięciu latach kraj ten wpadał w recesję aż pięć razy.
2. Z czego wynika obecna recesja?
Jako główną przyczynę spadków PKB eksperci podają małą konsumpcję wewnętrzną, która kwartał do kwartału urosła tylko o 0,4 proc., a odpowiada za ok. 60 proc. całej japońskiej gospodarki. Bezpośrednią przyczyną takiego stanu rzeczy jest podwyżka podatków konsumpcyjnych (czyli odpowiednik naszego VAT-u) z 5 do 8 proc., przy jednoczesnym spadku realnych płac rok do roku. Trzeba przyznać jednak, że premierowi Shinzo Abe zostawił w spadku tę reformę jego poprzednik Yoshihiko Noda i Abe mógł tylko zadecydować o jej odłożeniu w czasie.
Co zabawne, podwyżkę w swoim specjalnym raporcie chwalił Międzynarodowy Fundusz Walutowy. MFW twierdziło nawet, że podwyżka to „dopiero pierwszy krok w kierunku fiskalnej równowagi” i konieczne będzie dalsze zwiększanie podatków, nawet do 15 proc. przed 2015 rokiem. Premier Japonii planował zresztą drugą podwyżkę, na październik 2015. Jej wprowadzenie w życie uzależniał właśnie od danych o wzroście PKB za ostatni kwartał 2013 roku.
Oczywiście nie brakuje wielu innych, mniejszych przyczyn znacznego spowolnienia japońskiej gospodarki. W przypadku dwóch z kilku największych odbiorców japońskich produktów, jeden jest w ciąż w kryzysie – mowa o strefie euro, w drugim – USA – wzrosty jest wciąż powolny. Do spadku eksportu przyczyniły się też problemy Tajlandii, we wrześniu 2013 zalanej powodziami – to tam produkuje się wiele części i podzespołów do japońskich produktów. Jak by tego było mało, za wszystkim idzie aprecjacja jena – a więc wzrost wartości tej waluty na rynkach. Im droższa waluta, tym mniej konkurencyjne są towary z danego kraju, więc był to kolejny problem hamujący eksport. A japoński bank centralny nie miał tutaj możliwości manewru, bo stopy procentowe i tak są już tam rekordowo niskie.
3. Jakie będą skutki tej recesji?
Przede wszystkim – przełożenie drugiej podwyżki podatków konsumpcyjnych, z 8 do 10 proc., na 2017 rok. Premier Japonii Shinzo Abe ogłosił też wcześniejsze wybory do niższej izby parlamentu – w ten sposób może szukać poparcia dla swojej polityki fiskalnej. Abe bowiem znalazł się między młotem a kowadłem: z jednej strony podwyżka podatków uderzyła mocno w Japończyków i gospodarkę, z drugiej była konieczna, by zmniejszać dług publiczny, który w tej chwili wynosi ponad 220 proc. PKB i jest jednym z największych na świecie.
Biorąc jednak pod uwagę sromotną porażkę analityków w przewidywaniu skutków podniesienia podatku konsumpcyjnego, nawet nie ma sensu próbować prognozować co czeka Japonię w dłuższym terminie.
4. Czy naprawdę jest „aż tak źle”?
Choć Japonia wpadła w techniczną recesję i jest to najbardziej zadłużony kraj na świecie, to nie należy traktować tego jako sygnałów rychłego upadku japońskiej gospodarki. W kwestii długu bowiem Japończycy mają nieco lepiej, niż wiele innych państw – ok. 90 proc. zadłużenia skupiają w swoich rękach... obywatele, podczas gry w Grecji 70 proc. długu należało do inwestorów zagranicznych. Dzięki takiej polityce Kraj Kwitnącej Wiśni od lat państwo coraz bardziej zadłuża się u Japończyków na kolejne, gigantyczne kwoty, poprzez wykupowanie starych obligacji nowymi – potocznie nazywa się to „wewnętrznym rolowaniem długu”.
Warto też pamiętać, że nadal całe roczne PKB Japonii to 5,4 biliona dolarów. Dla porównania: niemieckie to 3,5 bln dol., chińskie 7,2 bln dolarów. Bezrobocie to z kolei 3,6 proc., co jak na zalanie kraju przez tsunami, awarię elektrowni atomowej i recesję, jest wynikiem oszałamiającym – i zbliża się do najniższego od 16 lat poziomu. Trzeba jednak przyznać, że PKB per capita Japończyków wynosi ok. 36 tysięcy dolarów na głowę i znajduje się pod tym względem dopiero w trzeciej dziesiątce rankingów. Japonię wyprzedzają m.in. USA, Holandia, Niemcy, Francja, Norwegia, Singapur, Katar, Finlandia, Belgia, Australia i wiele innych krajów.
Japonia wciąż jest więc kolosem, ale opierającym się na coraz słabszych nogach. Szczególnie, że z perspektywy dalekiej przyszłości najbardziej palącym problemem Japończyków nie są wskaźniki PKB ani dług, a starzejące się społeczeństwo. Do 2060 roku liczba obywateli tego kraju ma zmniejszyć się z obecnych 128 mln do 86 mln, zaś osoby powyżej 65. roku życia będą wtedy stanowić aż 40 proc. wszystkich obywateli - w 2010 roku było to "tylko" 23 proc.
To zaś powoduje, że podatki trzeba podnosić, by sprostać wyzwaniom socjalnym, w efekcie spadnie konsumpcja wewnętrzna, być może znowu dojdzie do recesji i... koło się zamyka.