Już w najbliższy wtorek polskie siatkarki rozpoczynają batalię o awans na Igrzyska Olimpijskie. Łatwo nie będzie. Tylko w fazie grupowej czekają na nie m.in. Rosjanki i Serbki. O szansach Polek na zdobycie wymarzonej przepustki do Londynu rozmawiamy z byłą rozgrywającą „Złotek”, Magdaleną Śliwą.
Zawody kwalifikacyjne w Turcji z udziałem ośmiu zespołów podzielonych na dwie grupy potrwają od 1. do 6. maja. "Biało-czerwone" w grupie B zmierzą się z Serbią, Rosją i Holandią. W grupie A rywalizować będą z kolei Turczynki, Niemki, Bułgarki oraz Chorwatki. Zasady są proste. Po dwie najlepsze ekipy awansują do półfinałów, a na igrzyska pojedzie jedynie zwycięzca turnieju.
Siatkarscy kibice po cichu liczą, iż Polki sprawią miłą niespodziankę i zdobędą przepustkę olimpijską. O swoich przewidywaniach na ten temat opowiada Magdalena Śliwa – jedna z najbardziej utytułowanych polskich siatkarek ostatnich lat. Była asystentka trenera reprezentacji Polski kobiet w siatkówce, Marco Bonitty, jak mało kto, zna się na żeńskiej kadrze.
- Trener Alojzy Świderek uznał, że na olimpijski turniej do Ankary nie polecą Anna Podolec, Katarzyna Gajgał i Mariola Zenik. Zaskoczyła Panią ta decyzja?
- Trener jest z nim na co dzień. Widocznie uznał, że warto dać szansę innym zawodniczkom. Postawił na młodość, wybierając chociażby Monikę Martałek, zamiast Kasi Gajgał. Wszystkie zawodniczki, z których zrezygnowano, są w kadrze o wielu lat. Oby tego doświadczenia nie zabrakło w zbliżających się zawodach.
- Nie będzie łatwo o awans na igrzyska. Nasze panie nie miały szczęścia w losowaniu.
- Nasze grupowe rywalki są wymagające - m.in. Mistrzynie Świata Rosjanki, czy Mistrzynie Europy Serbki. A samo wyjście z grupy nic nie daje, trzeba wygrać cały turniej. Wszystko to sprawia, iż właściwie turniej w Ankarze to takie „małe Mistrzostwa Europy”. Ale mimo tego, nasze dziewczyny absolutnie nie stoją na straconej pozycji. Oglądając ich ostatnie spotkania sparingowe z Niemkami widać, że mogą zaprezentować szybką, urozmaiconą siatkówkę. Tym powinny zaskoczyć rywalki.
- Z reprezentacją siatkarek ma Pani styczność od ponad dwudziestu lat. Dobrze zna Pani Alojzego Świderka. To surowy nauczyciel czy przyjaciel zawodniczek?
- Darzę go bardzo dużym szacunkiem. To wielka osobowość. Ceniona wśród siatkarek. Choć z pozoru sprawia wrażenie spokojnego człowieka, potrafi jednak być bardzo wymagający. Wie, jak układać zespół, przygotować do największych wyzwań.
- Podczas towarzyskich meczów z Niemkami selekcjoner zaskoczył wszystkich, wystawiając Katarzynę Skowrońską na nietypowej dla niej pozycji – przyjmującej. Łatwo się w siatkówce odnaleźć w innej roli?
- To zależy od zawodniczki i od jej doświadczenia. Rzeczywiście Skowrońska i Iza Żebrowska, czyli nasze dwie nominalne atakujące, próbowane były ostatnio na przyjęciu. Wyglądało to całkiem obiecująco. Widać, że zespół ma spore rezerwy. Jestem ciekawa, czy na taki wariant zdecyduje się trener Świderek również w tych decydujących spotkaniach. Może jest to jakiś pomysł, na zaskoczenie przeciwniczek.
- Zamierza Pani pójść śladami Doroty Świeniewicz, która przygotowuje się do roli siatkarskiego trenera?
- Jak najbardziej. Ale tą kwestią będę zajmowała się dopiero po zakończeniu kariery (śmiech). Co do Doroty, to z pewnością ma ona ogromne doświadczenie, które może wykorzystać do pracy z młodszymi zawodniczkami. Trochę trenerów przeżyła. Wątpię jednak, by już na samym początku drogi została pierwszym trenerem jakiegoś klubu. Powinna raczej, jako asystentka, nabierać umiejętności.
- Pani córka, Izabela Śliwa, to kandydatka na przyszłą gwiazdę reprezentacji kraju?
- Na razie nie ma szczęście, by pokazać swoje predyspozycje. Ale wierzę, że przyszłość należy do niej. Ma spore możliwości.