Jak katastrofa z 2010 roku ma swoją sektę wyznawców zamachu, tak wybory z 2014 roku wygenerowały towarzystwo wyznawców fałszerstwa. Mechanizm jest identyczny. Partactwo i Polska stają się pożywką dla teorii spiskowych, których nikt i nic nie jest w stanie obalić. Tylko czekać, aż na prawicy wyrośnie "informatyczny prof. Binienda".
To był zamach
Żeby było jasne - nie chodzi o tych, którzy mają wątpliwości co do sposobu liczenia głosów, czy nawet wyników w konkretnych okręgach. Nikt nie kłóci się z tezą, że Państwowa Komisja Wyborcza skompromitowała się totalnie, a zamówiony przez nią system informatyczny okazał się fuszerką. Nikt też nie kwestionuje, że doszło do wielu incydentów wyborczych (jak przy każdych wyborach), a liczba nieważnych głosów jest zaskakująco wysoka.
Chodzi o wnioski. W głowach wielu osób już zdążyło zakorzenić się przekonanie, że wybory NA PEWNO sfałszowano. Przekonanie oparte na wyjątkowo wątłych fundamentach, bo oficjalnych wyników jeszcze nie ma, a każdy nieoficjalny rezultat odnoszony jest do jednego i jedynego badania exit poll. Dodatkowo, co tylko potwierdza, że mamy do czynienia z "wyznawcami teorii fałszerstwa", przekonaniu o "skręconych" wynikach towarzyszy często absurdalne typowanie spiskowców.
"Cały system wyborczy stworzono tak, że było łatwo oszukiwać wyborców i promować tych którzy dzisiaj rządzą. (...) Nie jest przypadkiem, że fałszerstwa wsparły najbardziej prorosyjską partię w Polsce jaką jest PSL. Dzisiaj zdolność do pokierowania protestem zgodnie z naszym interesem narodowym ma jedynie Jarosław Kaczyński" – napisał redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz.
Czy czegoś to Państwu nie przypomina? Spisek, zdrada, fałsz, prokremlowskie sympatie, prezes Kaczyński jako wybawiciel... Brakuje jeszcze "to był zamach" i powtórkę ze Smoleńska mamy murowaną.
Gdzie jest trotyl?
Podobieństw między powyborczym a posmoleńskim nastrojem jest wiele. Zwrócił na nie uwagę m.in. publicysta "Gazety Wyborczej" Wojciech Maziarski. Pisze, że przyczyny trwającego skandalu są proste do zdiagnozowania – dokładnie tak, jak w przypadku katastrofy sprzed czterech lat. "PKW wleciała na brzozę, bo nie przestrzegała procedur i profesjonalnych standardów obowiązujących w świecie cywilizowanym. To się, niestety, w Polsce zdarza" – przekonuje.
Innymi słowy - w jednym i drugim przypadku organy państwa nie zdały egzaminu. Wyszło dziadostwo, a to odpowiedź tak prosta i banalna, że dla wielu aż nie do przyjęcia. Panuje przekonanie, że nie ma mowy, by PKW tak długo liczyła głosy i nie sfałszowała wyników. Że w sytuacji, gdy każdy mógł włamać się do systemu informatycznego, przekręt jest pewny. W kwietniu 2010 roku też nie mogło się pomieścić w głowie, jak samolot z prezydentem 40-milionowego kraju w środku Europy mógł tak po prostu zahaczyć o brzozę i się rozbić.
Podobnie jak w sprawie Smoleńska, tak i przy okazji wyborów prym w krytyce wiedzie PiS. Padła już propozycja stworzenia komisji śledczej ws. przygotowań do głosowania. Można się spodziewać, że jeśli upadnie - tak jak upadł pomysł stworzenia komisji w sprawie katastrofy - sprawą zajmą się partyjni eksperci. Parlamentarny zespół ds. badania fałszerstw wyborczych na wzór zespołu smoleńskiego? Czemu nie.
Mit, którego nie da się obalić
W końcu, jak na skandal ze zdradą i Rosją w tle przystało, sprawą trzeba zainteresować międzynarodowe instytucje. W przypadku Smoleńska to były wezwania do utworzenia międzynarodowej komisji. Teraz pojawia się postulat, by przy ewentualnej powtórce wyborów pracowali przedstawiciele OBWE. To, co zaskakuje, to zaangażowanie SLD. Sojusz ramię w ramię z PiS wzywa do interwencji ekspertów zza granicy, także Parlament Europejski.
Z całej tej historii (i histerii) płynie jeszcze jeden wniosek, znów bliźniaczy do tego, który zrodził się po Smoleńsku. Teoria spiskowa została sformułowana i żaden racjonalny argument jej nie zbije. Minie rok, miną dwa, trzy lata, a przekonanie o Wielkim Fałszerstwie 2014 wciąż będzie żywe. I politycznie użyteczne, bo może zastąpić kończące się paliwo smoleńskie.
Teraz do akcji powinna wkroczyć komisja Antoniego Macierewicza, by zbadać szczegóły tego nikczemnego zamachu i ujawnić spisek, w którym główną rolę odgrywa oczywiście rząd Platformy Obywatelskiej. Może nawet znajdą się ślady trotylu i nitrogliceryny na twardych dyskach w PKW. Profesor Binienda, znany ekspert od informatyki, ujawni szczegóły swoich badań i wytłumaczy narodowi, dlaczego to na pewno nie był wypadek.