
Powstrzymujemy germański potok skierowany na południe i na zachód i zwracamy nasze oczy w kierunku wschodnim.
Ofiarami niemieckich planów padli niebawem mieszkańcy Zamojszczyzny, leżącej w dystrykcie lubelskim Generalnego Gubernatorstwa. Od 27 listopada 1942 roku do 15 sierpnia 1943 roku setki polskich wsi (w powiatach: biłgorajskim, hrubieszowskim, tomaszowskim i zamojskim) zostało brutalnie spacyfikowanych, a ich mieszkańcy - siłą wypędzeni z domów i segregowani jak rzeczy. Na spakowanie „bagażu podręcznego” mieli zaledwie kilka minut. Ładowano ich do nieocieplanych wagonów i przewożono do obozów przejściowych, gdzie decydowano o ich dalszym losie. Ot tak – na podstawie badań pseudomedycznych.
To było straszne! Zostaliśmy przewiezieni do Zamościa. Dopiero tam odnaleźliśmy się wszyscy. Warunki bytowe w tym obozie były straszne: jedno- piętrowe prycze z desek, wszędzie dużo dzieci, nawet na środku placu w błocie, w szmatach leżały dzieci. Niewiele pamiętam, może tylko płacz, smutek i głód.
Dramat wysiedleń dotyczył wszystkich w równym stopniu – mężczyzn, kobiet, starców i dzieci. Szczególnie najmniejsi byli zupełnie bezsilni wobec niemieckiego okrucieństwa.
Kiedy mieszkańcy innych miast dowiedzieli się o dramacie polskich dzieci, próbowali je ratować. Warta przypomnienia jest m.in. postawa warszawiaków, którzy w styczniu 1943 roku na stołecznym Dworcu Wschodnim (dzisiejsza stacja Warszawa Wschodnia) wyczekiwali kolejnych niemieckich transportów z nadzieją na oswobodzenie małych Polaków.
Koszmar wojennych wysiedleń dotknął łącznie ponad 30 tys. polskich dzieci; ok. 4,5 tys. z nich naziści planowali zniemczyć (jedynie część wróciła do Polski); tysiące zginęły z głodu i chłodu lub zostały po prostu zabite.