PiS chce odwołania Radosława Sikorskiego, po tym jak media przypomniały jego kontrowersyjne wydatki na podróże. – To rzeczy absolutnie dyskredytujące go jako posła, a w szczególności jako drugą osobę w państwie – mówi w "Bez autoryzacji" Zbigniew Kuźmiuk, poseł do Parlamentu Europejskiego z PiS.
To szokujące informacje. Parlamentarzyści mają kilometrówkę, ale Radosław Sikorski ma ochronę. Wyjazdy prywatnym samochodem są niemożliwe odkąd ma ochronę, bez której nie może się poruszać.
Rozumiem, że nie podważa pan zasadności tej ochrony.
Jesteśmy w konflikcie wojennym, i chociaż jego odpryski nie trafiają w nas, to najważniejsze osoby w państwie powinny być chronione, trzeba dmuchać na zimne. Ale kiedy polityk ma ochronę, nie porusza się prywatnym samochodem, wszędzie jest wożony. Czy to w celach służbowych, czy to prywatnych.
Pobieranie w takiej sytuacji pieniędzy za użytkowanie własnego samochodu jest – mówiąc najłagodniej – próbą wyłudzenia. Mam nadzieję, że to zostanie jakoś wytłumaczone, chociaż nie widzę tutaj racjonalnego wyjaśnienia. Mówi się też o wicemarszałkach, którzy też mają samochód z kierowcą, ale nie zawsze – kiedy są w domu, muszą się poruszać własnym samochodem.
Może tym samochodem jeździli pracownicy biura Radosława Sikorskiego?
Ale wtedy zwrot za paliwo nie przysługuje, jedynie delegacja dla pracownika biura. Ta sytuacja kompromituje marszałka Sikorskiego, nie wiem, jak on się w tej sprawie będzie tłumaczył. To rzeczy absolutnie dyskredytujące go jako posła, a w szczególności jako drugą osobę w państwie.
Czy kiedy Sikorski już zabierze głos, powinien powiedzieć „Przepraszam, rezygnuję”?
Poprzeczka jest ustawiona tak wysoko, że nie ma wyjścia. W tych ostatnich sprawach posłowie byli usuwani bądź zawieszani, także przez Platformę, więc druga osoba w państwie nie ma innego wyjścia, niż tylko rezygnacja z zajmowanych stanowisk. Nie wiem jak w tej sprawie zachowa się PO, ale standard powinien być jeden.
Czy jeśli druga osoba w państwie nie powie, że odchodzi, to powinna to zrobić za Sikorskiego czwarta osoba w państwie, czyli Ewa Kopacz?
Mam nadzieję, że publicznego napominania nie będzie, że dzisiaj odbędzie się rozmowa między nimi i Sikorski wyjdzie i zrezygnuje. Tak powinno być w praworządnym państwie. Ale w PO z tym standardami jest różnie.
Dobrze by było, żeby nie było publicznego napominania, bo niezależnie od tego, czy pani premier będzie miała rację, czy nie, to publiczne napominanie osoby stojącej wyżej w hierarchii nie najlepiej świadczy o funkcjonowaniu takiego państwa.
Na pewno próba obrony własnego dobrego imienia. To sprawa prokuratury i sądu, może okaże się, że są niewinni. Z tego co mówi Hofman, wszystko wygląda inaczej niż początkowo pisano.
Droga powrotu do PiS jest zamknięta. Hofman nie ma więc po co walczyć w mediach o naprawienie wizerunku, bo jako polityk jest skończony. A odgrzewając sprawę, szkodzi PiS.
To próba ochrony własnej rodziny, nie dziwię się temu. Przyjmował ciosy na siebie, ale polityk musi mieć twardą skórę. Ale nie rodzina, ona nie jest do czegoś takiego przyzwyczajona.
Dla nich to zainteresowanie mediów jest niezwykle uciążliwe, więc rozumiem, że chce, aby jego rodzina mogła się pokazywać publicznie z odkrytą twarzą. A sam Adam Hofman bez udowodnienia przed sądem, że jest niewinny, nawet nie ma co myśleć o powrocie do polityki.
To, co teraz robi Hofman, nie szkodzi PiS-owi? Przypomina zapomnianą sprawę.
Kampania wyborcza minęła, on się do tych zarzutów nie odnosił. Teraz jest na to czas.
W Brukseli też zapanowała gorączka sprawdzania dokumentów, w obawie, że dziennikarze coś znajdą?
My pracujemy według standardów ustalonych przez Parlament Europejski i nie wydaje mi się, by komukolwiek przyszło do głowy te standardy łamać.
Marek Migalski w swojej książce szczegółowo opisał zupełnie inny obraz rzeczywistości.
Nie czytałem tej książki, nie wiem, o jakich metodach pozyskiwania środków finansowych pisał poseł Migalski. Podróże rozliczamy przez biuro podróży w PE i pieniędzy z tym związanych nie dotykam. Zamawiam bilety, przedstawiam karty boardingowe i nie mam nic wspólnego z pieniędzmi. Nie jeżdżę też samochodem między Polską a Brukselą czy Strasburgiem, więc mam spokojne sumienie.