Opinia publiczna ochoczo zabrała się za krytykowanie Radosława Sikorskiego, kiedy przypomniano kwestię jego wydatków na przejazdy. I nie ma się czemu dziwić, bo Sikorski to jeden z najbardziej nielubianych polityków. Często nie ma to nic wspólnego z merytoryczną oceną jego pracy, ale trzeba przyznać, że Sikorski to dla przeciwników doskonały obiekt do hejtowania.
O wyjazdach Radosława Sikorskiego media pisały dokładnie rok temu. Wtedy sprawa nie była tak nośna, ale w wirze walki o przejrzystość poselskich wydatków media i polityczna konkurencja ze znacznie większym zapałem niż poprzednio zabrały się do atakowania wiceprzewodniczącego PO. Jego styl bycia, niektóre wypowiedzi i decyzje polityczne sprawiają, że takie ataki padają na podatny grunt społeczny. Oto pięć powodów, dla których Radosław Sikorski jest tak nielubiany.
Sukcesy
Sikorski to niewątpliwie człowiek sukcesu. I to nie tylko w polityce. Bo zanim związał się z administracją rządową był dziennikarzem, zdobywając World Press Photo za korespondencję z Afganistanu, podczas inwazji ZSRR na ten kraj. Później pracował dla prestiżowych tytułów zagranicznych i dla Ruperta Murdocha (choć ta misja skończyła się niepowodzeniem).
Niewątpliwie za sukces można uznać też polityczną działalność Radosława Sikorskiego, który w wieku 29 lat został wiceministrem obrony narodowej w rządzie Jana Olszewskiego. Później analogiczne stanowisko, tyle że w MSZ, pełnił w rządzie Jerzego Buzka. Do polityki wrócił w 2005 r., tak jak przed laty wracając najpierw do MON (rządy Marcinkiewicza i Kaczyńskiego), a później do MSZ (rząd Tuska).
To zresztą kolejny powód do tego, by Sikorskiego nienawidzić. Dla polityków PiS jest po prostu zdrajcą. Dla niektórych w PO nadal jest ciałem obcym, i to pomimo tego, że z gorliwością neofity przystąpił do atakowania dawnych kolegów. Nie ulega wątpliwości, że to dobre powody do tego, by Sikorskiego po prostu nie lubić.
Styl bycia
Sikorski nie jest bratem-łatą, to zasadniczy i wymagający człowiek, który potrafi być ostry. Zarówno dla kolegów z partii, jak i dla współpracowników czy dziennikarzy. A uraza po publicznym ośmieszeniu czy zbesztaniu może być noszona długo. Wszak jednym z najbardziej zajadłych krytyków Sikorskiego jest Witold Waszczykowski, który przez dziewięć miesięcy był u Sikorskiego wiceministrem.
Dlatego dzisiaj wielu, którym Sikorski nacisnął na odcisk, zaciera ręce. Wielu rażą też maniery Sikorskiego, wyniesione zapewne ze studiów w Oksfordzie i członkostwa w Klubie Bullingdona (pisaliśmy o nim w naTemat). Brytyjskie akcenty w zachowaniu można też odnaleźć u Jana Vincent-Rostowskiego, ale on na miano wroga publicznego zasłużył dopiero dokręcając śrubę podatkową. Sikorski nie musiał.
Zawiść może też budzić żona Sikorskiego. Anne Applebaum nie żyje w cieniu męża, czasami wręcz to Sikorski niknie w jej blasku. Bo pani Sikorska nie tylko publikuje w prestiżowym “The Washington Post”, ale i odnosi sukcesy jako autorka książek. Jej “Gułag” dostał w 2004 roku Pulitzera, najbardziej prestiżową nagrodę dziennikarską na świecie.
Majątek
Źródłem niechęci do Sikorskiego jest nie tylko jego ciężki charakter, ale i to, że jest tak różny od przeciętnego Polaka. Przykładem jest choćby jego dom: dworek w Chobielinie odrestaurowany za grube miliony, a w środku zabytkowe organy, na których grają artyści zaproszeni przez Sikorskiego. Nie wszyscy są do tego przyzwyczajeni: Donald Tusk miał zareagować ogromnym zdziwieniem, kiedy Sikorski zorganizował koncert z okazji jego urodzin.
W tym kontekście podejrzenia o to, że Sikorski wyprowadził z Sejmu ponad 70 tys. zł budzą słuszne oburzenie. Marszałek Sejmu nie ułatwia swoim stronnikom zadania właściwie odmawiając wyjaśnień na ten temat. Bo sprawy nie zakończy oświadczenie przeczytane przez rzeczniczkę. Zarządzanie kryzysowe nie jest najmocniejszą stroną tego polityka, wystarczy przypomnieć awanturę po wywiadzie dla Politico. O "genie autodestrukcji" Sikorskiego pisał wtedy Michał Gąsior.
Naruszenie interesów
Poza emocjami jest też twarda polityka. Sikorski zapowiadając reformę funkcjonowania wydatków poselskich oraz ich audyt naruszył wiele interesów. O części polityków wiele można powiedzieć, ale nie to, że są czyści jak łza. Dlatego przy Wiejskiej zapanował strach, który przerodził się w złość. Politycy próbują się odegrać za to, że stracą dowolność, którą cieszyli się w kwestiach finansowania swojej pracy.
Rozgrywki wewnątrz PO
Sikorski nie jest popularny w partii, której jest wiceszefem. Zresztą to stanowisko dostał nie dzięki wpływom w partii, ale dzięki Donaldowi Tuskowi. Jego pozycję w partii dobrze oddają wyniki prawyborów prezydenckich z 2010 roku - w starciu z Bronisławem Komorowskim zdobył nieco ponad 30 proc. Zresztą ostrą kampanią zraził do siebie kolejne grupy działaczy.
Przez siedem lat Sikorski nie zbudował swojej frakcji. Trudno stwierdzić, czy to brak wyobraźni, czy umiejętności. W każdym razie jedynym kapitałem Sikorskiego jest popularność, a ta systematycznie się kurczy. Dlatego platformiane frakcje - zarówno schetynowcy, jak i spółdzielnia - tylko czekają na jego potknięcie.
Świadczą o tym wypowiedzi polityków z obu grup. Andrzej Halicki, stronnik Schetyny stwierdził w "Jeden na jeden” w TVN24, że Sikorski “powinien sięgnąć do kalendarza i wszystko to państwu udowodnić, skoro padają takie oskarżenia i insynuacje”. Andrzej Biernat, jeden z liderów spółdzielni zapowiadał nawet, że sprawą zajmie się zarząd partii. Później wycofał się w tych słów. Jednak te, i inne wypowiedzi są dla Sikorskiego wyraźnym ostrzeżeniem.
Bo teraz Sikorskiego nie obroni już Donald Tusk, a Ewa Kopacz jest zbyt słaba, żeby oddawać za niego życie. Nie pomoże też społeczeństwo, które coraz bardziej ma dość marszałka. Dlatego lepiej, żeby Sikorski znalazł kalendarz wizyt w swoim okręgu. Inaczej będziemy mieli kolejną piękną katastrofę.
Tomasz Nałęcz: Nieraz człowiek ma różne twarze. W Warszawie jest wyniosłym, chłodnym dyplomatą, a w okręgu jest "bratem-łatą", bratającym się...
Konrad Pasecki: Lud przytula do piersi...
No, skoro cieszy się zaufaniem wyborców, odnawia mandat, no to musi być w okręgu inny niż w Warszawie - inaczej by go chyba nie wybierali.
Bo w Warszawie nie jest za fajnie, rozumiem. Tak zrozumiałem pana.
Nie, w Warszawie jest chłodny, wyniosły dyplomata, europejski mąż stanu. Ja byłem posłem z Radomia. Gdybym w takiej todze wicemarszałka - wtedy byłem wicemarszałkiem - chodził po Kozienicach, po Przysusze, to za bardzo cichy w okręgu bym nie był. Człowiek musi mieć kilka sposób bycia i myślę, że w okręgu pan marszałek jest inny niż na salonach.Czytaj więcej