
Co łączy premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona z Radosławem Sikorskim? To, że obaj należeli w latach osiemdziesiątych do Klubu Bullingdona. Jest to elitarny klub towarzyski, który od przeszło dwustu lat działa na terenie Uniwersytetu Oksfordzkiego. Wśród jego dawnych członków znajdziemy nawet monarchów. Jednak nie oznacza to, że były to spotkania dla dobrze wychowanych dżentelmenów. Daleko im było do tego. Poznajcie świat klubu Bullingdona.
Niektóre źródła podają, że ten elitarny oksfordzki klub powstał w 1780 roku. Aktywność w Bullingdonie polegała na myślistwie i graniu w krykieta. Jednak należeć do klubu mogli tylko najbogatsi studenci Oksfordu. Z czasem priorytety klubu się zmieniły i po wieku istnienia członkowie Bullera (jak nieoficjalnie wśród siebie nazywają swój klub) bardziej skupili się na zabawie, niż na sporcie. Obecnie Bullingdon oficjalnie nie jest zarejestrowanym klubem Uniwersytetu Oksfordzkiego, choć jego członkowie wywodzą się z tej uczelni. Natomiast w czasach kiedy był oficjalnie zarejestrowany to dosyć często bywał delegalizowany, czy też zawieszany z powodu nagannego zachowania członków. Z tych powodów Bullerzy często spotykali się w tajemnicy.
Zasady członkostwa
Do Bullingdona można dołączyć tylko z polecenia obecnego członka. Zazwyczaj rekrutowani są spośród absolwentów elitarnych szkół średnich, a przypadek Radosława Sikorskiego stanowi jeden z niewielu wyjątków. Zanim ktoś zostanie przyjęty do Bullingdona jego kandydatura jest poddana głosowaniu. Jeśli zostanie przyjęty, to dowie się o tym w dosyć nietypowy sposób. Członkowie Klubu Bullingdona włamują się do pokoju nowego klubu i demolują wszystko, co znajduje się na ich drodze, by na koniec oświadczyć o decyzji zarządu. CZYTAJ WIĘCEJ
Wracając do działalności klubu. Obecnie Bullerzy spotykają się raz na jakiś czas podczas wystawnych kolacji. Rezerwują na fałszywe nazwisko sale, a następnie ku zaskoczeniu właścicieli lokalu pojawiają się w swoich charakterystycznych granatowych frakach z klapami w kolorze kości słoniowej, kamizelkach koloru musztardowego i niebieskich muszkach. Dodajmy, że cały strój kosztuje około 3,500 tysiąca funtów, czyli w przeliczeniu na naszą walutę prawie 18 tysięcy złotych. Po skończonej kolacji (popijanej ogromnymi ilościami alkoholu) Bullerzy mają w zwyczaju demolować miejsce wieczerzy.
Choć twierdzą, że ich punktem honoru jest grzecznie zapłacić za wyrządzone szkody, to nie wiadomo, na ile to jest prawdą. Jakiś czas temu brytyjskie media obiegła informacja o tym, że obecny skarbnik partii konserwatywnej, Michael Farmer musiał spłacać nie zapłacone rachunki. Dlatego, że jego syn za 200 funtów nabył stanowisko skarbnika klubu i to jego obowiązkiem było uregulowanie wszystkich długów. Po zaledwie tygodniu kilka zniszczonych wcześniej przez Bullerów lokali otrzymało zaległe pieniądze.
Co do banknotów, to pojawiła się plotka, że obecnie podczas inicjacji nowi członkowie mają za zadanie spalić przed nosem kloszarda 50 funtów. Choć informacja okazała się nieprawdziwa, zaś gazeta, która opublikowała te informacje musiała wystosować przeprosiny, to takie zachowanie nikogo by nie zdziwiło. W końcu nawet byli członkowie klubu, jak mer Londynu Boris Johnson sami potrafią się przyznać do różnych „niecnych uczynków” z przeszłości. Np. podpalał skrzynki na listy.
