Twórcy programów przyrodniczych strzelają do karibu, prowokują ukąszenia skorpionów, zabierają lwom młode. Zabijają i męczą zwierzęta, żeby tylko to sfilmować. Oglądalność jest wysoka, więc wątek edukacyjny i etyczny przestał być praktycznie brany pod uwagę.
– Mówię wprost: mam to szczęście, że pracuję w National Geographic, a nie w Discovery. Za niestosowanie się do zasad etyki w National Geographic traci się pracę – komentuje zjawisko Martyna Wojciechowska, naczelna polskiego wydania pisma.
(Nie)zjedzony żywcem Widzów na całym świecie rozzłościł program Discovery Channel "Eaten alive" ["Zjedzony żywcem" - red.]. Cykl promowała zapowiedź, że przed kamerami dorosły mężczyzna w ochronnym kombinezonie da się pożreć żywcem anakondzie.
– To naprawdę straszny sposób podwyższania oglądalności. Jeżeli uda się nie dopuścić do emisji, jest nadzieja, że w 2015 nie będą próbować z czymś w rodzaju "Współczesny Jonasz: Połknięty w jednym kawałku przez wieloryba" – grzmiał internauta.
Ostatecznie z pomysłu nic nie wyszło. Mężczyzna po kilku chwilach zaczął wzywać pomocy i ekipa musiała go ratować. Za to inne anakondy były w tym samym proramie prowokowane, skakano po nich i uderzano w nie kijem.
– Filmowałam anakondę zieloną w jej naturalnym środowisku, wiem jaka jest silna. Ta, którą widziałam, mierzyła 5,5 metra i ważyła 110 kilogramów. Nie mam pojęcia, czego w "Eaten Alive" próbowali dowieść – mówi Wojciechowska.
Twórcy programu bronili się, że przecież zawarli w "Eaten Alive" też wątek pomocy dla zagrożonego gatunku. Rzeczywiście, prowadzący raz czy dwa powiedział, że trzeba dbać o las tropikalny i chronić węże. Nie rozmawiał jednak nawet z naukowcami, a ofiolodzy ostro krytykowali jego metody pracy i podtrzymywanie fałszywego przekonania, że anakondy stanowią zagrożenie dla ludzi.
Prowokują lwy, prowokują skorpiony...
– Nękanie zwierząt dla telewizyjnej rozrywki to jeden z najbardziej niepokojących etycznych problemów filmowców dzikiej przyrody. To problem, który stał się poważny wraz z pojawianiem się przyrodniczych reality shows. Winę za dążenie do uzyskania jak najmocniejszego ujęcia ponosi nie tylko Discovery, ale także inne stacje telewizyjne, nawet takie, które utrzymują, że mają naukowe cele – piszą dziennikarze "The Washington Post".
Animal Planet wyemitowała na przykład serię "Into The Pride" z Dave'em Salmoni (realizował swoje pomysły także w Discovery Channel). Salmoni próbował udowodnić, że ludzie mogą żyć w zgodzie z lwami, dzikie koty muszą tylko zostać trochę oswojone. Jeździł po afrykańskim buszu na quadzie i próbował prowokować spotkania ze stadem. Jak już takie znaleźli, filmowali z bardzo bliskiej odległości ich młode.
Byli też prawdziwi "recydywiści" naruszania naturalnego środowiska zwierząt w telewizji. Chodzi o serię MTV “Wildboyz”, czyli dwójka chłopaków znanych wcześniej z "Jackassa" na safari. Łapali krokodyle, dawali się ukąsić skorpionom i całowali się z żyrafami...
Pięć pocisków w renifera
Twórcy takich programów zakładają, że zarobią pokazując tak bliskie obcowanie ze zwierzętami. Niestety zapominają przy tym, że nierzadko krzywdzą zwierzęta. Sarah Palin, amerykańska kontrowersyjna polityk ze swoim reality show “Sarah Palin’s Alaska” miała od początku spore problemy z oglądalnością. Prawdopodobnie z tego względu zdecydowała się wyemitować odcinek, w którym z ciężkiej broni strzelała do karibu, a następnie oprawia go na antenie.
Uśmiercanie zwierząt, by przyciągnąć widzów to sposób, którym przed laty posługiwał się też TVN. Organizacje chroniące prawa zwierząt zgłosiły się do prokuratury po wyemitowaniu przez stację odcinka reality show "Agent", w którym zabity został królik. Nie pokazano samego zabijania, ale kamera cały czas filmowała twarz chłopaka, który miał to zrobić. Potem w "Wyprawie Robinsona" pokazane zostało zabicie pytona trzonkiem i ostrzem siekiery.
Zabijanie nie przekłada się na oglądalność
Twórcy tych programów myślą dość krótkowzrocznie. Badania wskazują, że widzowie mocnych scen nie wracają. – Tworzenie czegoś tak szokującego, że trzeba to oglądać na żywo i śledzić w mediach społecznościowych, to jedyny sposób w jaki telewizje są w stanie doprowadzić do oglądania przez widzów reklam – komentuje "The Guardian".
Cały czas powstają serie, które wątek edukacyjny i rozrywkowy sprawnie łączą. Trzeba je promować. Program "Las Bliżej Nas" z leśniczymi Kazimierzem Nóżką i Marcinem Sceliną, był misyjną akcją TVP, która zdobyła sporą popularność.
Filmowcy rozumieją, że to oni są gośćmi w świecie zwierząt, a nie odwrotnie. W naTemat obserwowaliśmy przy pracy Adama Wajraka, czołowego polskiego dziennikarza przyrodniczego i autora serii "Wajrak na tropie".
Martyna Wojciechowska, podobnie jak Adam Wajrak, uważa, że odpowiedzialne filmowanie przyrody to nienarażanie zwierząt na stres.
Sama pracowała głównie w ośrodkach, gdzie opiekowano się zwierzętami skrzywdzonymi przez ludzi. Nawet wtedy długo czekała na pozwolenie wejścia z kamerą, musiała też wcześniej przejść sporo badań medycznych.
Wojciechowska obserwowała też przy pracy Jane Goodall – legendarną badaczkę szympansów, która występuje czasem w filmach przyrodniczych. Mówi, że w czasie wspólnej pracy żadne ze zwierząt nie zostało narażone na stres, ani skrzywdzone. – To są lata pracy ze zwierzętami i tylko chwila przed kamerą – podsumowuje Wojciechowska.
Zabrania się propagowania lub upowszechniania drastycznych scen zabijania, zadawania cierpienia lub innej przemocy, ze strony człowieka, której ofiarami są zwierzęta, chyba że sceny te mają na celu napiętnowanie okrutnego zachowania wobec zwierząt.
Światowa Deklaracja Praw Zwierząt
Art.10.a) żadne zwierzę nie może służyć rozrywce człowieka,b) wystawianie zwierząt na pokaz oraz widowiska z udziałem zwierząt narażają na szwank godność zwierzęcia.
Art.11.Każdy akt prowadzący do zabicia zwierzęcia bez koniecznej przyczyny jest mordem, czyli zbrodnią przeciwko życiu.
Art.13. a) zwierzę martwe należy traktować z poszanowaniem,b) sceny przemocy, której ofiarą padają zwierzęta, nie powinny mieć wstępu na ekrany kin i telewizji, chyba, że mają inny cel poza samym tylko pokazywaniem, jak gwałci się prawa zwierzątCzytaj więcej
KAMIL SIKORA
W dniu, w którym odwiedziłem Puszczę Białowieską wilki chyba zrobiły sobie wolne. Albo wybrały się na dłuższą wycieczkę. No i skończyło się tym, że najgroźniejszym drapieżnikiem, którego udało mi się zobaczyć była sóweczka.
- To ona, a nie wilk jest najgroźniejszym drapieżnikiem w lesie - przekonuje Adam Wajrak. - Samodzielnie atakuje ptaki nawet dorównujące jej rozmiarem - wyjaśnia widząc moją zdziwioną minę.Czytaj więcej